Marcin Gienieczko znów w Sydney

2010-08-16 18:38 Marcin Gienieczko
_
Autor: Marcin Gienieczko

Marcin Gienieczko, znany podróżnik i współpracownik „Żagli”, po zakończeniu pieszego i rowerowego etapu swojej wyprawy, ponownie przybył do Sydney, by przygotowywać się do najtrudniejszej i najbardziej niebezpiecznej, morskiej części swej ekspedycji - przepłynięcia kajakiem Cieśniny Bassa, trasą legendarnych regat z Sydney do Hobart! Oto najnowsze informacje od Marcina:

Po blisko 3 miesiącach znów jestem w Sydney. Po pokonaniu 4300 km (samym tylko rowerem) przemierzeniu kontynentu, oraz po przemierzeniu Wilsons Promontory w celu obserwacji fali przybojowej znalazłem się w Sydney.

Jestem u moich przyjaciół - Danuty Miszczuk, która 20 lat temu wyjechała z mojego rodzinnego miasta Kętrzyn. Teraz rozmawiamy o naszych stronach, wspominam Mazury, które tak samo kocham jak Gdynię.

Czekam tu na swoją łódkę ,,Ostatni Mohikanin", która ma dopłynąć w przyszłym tygodniu. Obawiam się tylko australijskich celników, którzy czasem przetrzymują przesyłki bez logicznego uzasadnienia. Wiem to od znajomych z innego Teamu Campusa (sam należę do Alpinus Expedition Team), wyprawy.onet.pl, którzy w tym samym czasie, kiedy byłem w rejonach Kimberley w północnej Australii, przemierzali szlak Canninga. Michał wspominał, że przez 7 dni trzymano ich samochody, bo celnikom się coś nie podobało. Australia posiada specjalne regulacje co do przywożonego towaru. Bardzo trudno wwozić żywność, a jeszcze gorzej wygląda sytuacja z drewnem. Czasem zdarza się, że także sprzęt wwożony musi przejść kwarantannę, żeby przypadkiem czegoś nie przywieźć z Europy - mowa o jakiś zarazkach, bakteriach. No, ale zobaczymy. Chcę łódkę sprawdzić i przetestować, następnie wracam do Polski, tak jak było ustalone i pózniej znów powrót. Teraz zbieram jak najwięcej informacji, żeby wszystko było pewne, żeby jak najwięcej problemów rozwiązać na lądzie. Ostatnio w towarzystwie mojego kolegi Michała Kozok (zapraszam na jego stronę: http://www.kozok.eu) analizowaliśmy sytuację w Cieśninie Bassa.

Spotkałem się z Justin Jones, Crossing the Ditch World First Trans Tasman Kayak Expedition, tutejszym guru młodego pokolenia. W towarzystwie swojego przyjaciela Jamesa Castrission w specjalnie przygotowanym kajaku przepłynął z Sydney do Nowej Zelandii. To był światowy wyczyn na wodzie. Justin udziela mi cennych rad od 6 miesięcy, doradza. Rozmawialiśmy o wielu sprawach, ale nasze przemyślenia skupiły się na prądach morskich u wybrzeży Tasmanii oraz wyspy Flinders. Po prostu powiedział: „Marcin, żeby przejść Bassa łódka musi być szybsza od prądów. Nie można spać w Bassa w łódce - to zabójstwo. Dwa prądy zderzają się i nie tylko powodują największe fale, ale kręcą łodzią jak w wirówce. Powstaje przez to gigantyczna fala. Trzeba mieć to na uwadze. Website: http://www.crossingtheditch.com.au

Justin aktualnie razem z kolegą wybierają się na Ziemię Baffina na trening, po to, żeby w przyszłym roku zdobyć biegun południowy. To on wraz z Jessicą Watson http://www.jessicawatson.com.au/ najmłodszą żeglarką, która opłynęła ziemię bez zawijania do portu, jest dużym autorytetem w poszukiwaniu przygód, nie tylko na wodzie. Wraz z Michałem Kozok wysłuchiwaliśmy rad bardziej doświadczonego kolegi. Jego obserwacje i przeżycia są bezcenne, przepłynął Morze Tasmana i nikt nie ma podobnego doświadczenia na takich jednostkach pływających. Odwiedziłem też tutejsze Muzeum Morskie w Sydney Przyglądałem się uważnie relacjom z regat Sydney Hobart z 1998 roku, kiedy to utonęło 5 żeglarzy. Przeszedł tam sztorm doskonały - bo takie są na Morzu Tasmana u wybrzeży Tasmanii i w Cieśninie Bassa. Przyglądałem się i zobaczyłem, jak jedna z osób ze łzami w oczach ogląda film z tamtego wydarzenia. Był to mężczyzna koło 60- tki, może trochę więcej. Wpatrywał się w obraz, wyglądał na zmęczonego i bardzo smutnego. Nie wiedziałem o co chodzi, ale zainteresował mnie ten facet. Coraz mocniej zaciskał zęby i pięści. Zapytałem o co chodzi... spojrzał na film, na mnie i powiedział: „W tych nieszczęśliwych dla 98 roku regatach brał udział mój syn. Zginął na morzu. Nie zdążyli go uratować. Pomoc przyszła za późno. Był sztorm doskonały” - dodał...
„Od czasu, kiedy muzeum pokazuje te wydarzenia z 98 roku, raz w tygodniu tutaj przychodzę” - dodał. Zamarłem. Dłonie moje stały się lodowate. Myślę, że ten kadr z tego spotkania zostanie w mojej pamięci do końca życia.

Analizuję teraz film, który podarował mi Justin: Crossing the Ditch. Najtrudniej jest mi z czekaniem, bo każde czekanie trawi umysł, bo przychodzą myśli niekoniecznie te właściwe- co zrobić, jak to będzie, dlaczego, itp. Powstają różne pytania, zwłaszcza po takim spotkaniu jakie miałem z Panem w muzeum...

pozdrawiam wszystkich serdecznie Marcin

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.