Stracony ster, sanie na biegun i ślady Amundsena

2016-06-27 14:09 Marcin Gienieczko
Rejs Marcina Gienieczki do Oslo
Autor: Marcin Gienieczko Rejs Marcina Gienieczki do Narodowego Muzeum Morskiego w Oslo

Marcin Gienieczko rozpoczął długie przygotowania do Wyprawy na Biegun Południowy. Pierwszym, ważnym elementem Projektu był rejs jachtem do Oslo. Wyprawa  do Narodowego Muzeum Morskiego zakończyła się szczęśliwie, choć nie obyło się bez morskich przygód. – W połowie drogi wydarzyło się coś, co absolutnie nie powinno mieć miejsca – powiedział kapitan Remigiusz Trzaska.

Do Oslo dopłynęliśmy 10 czerwca po pięciu dniach żeglugi. Mieliśmy sprzyjające wiatry. Przed wejściem do Oslofiordu złapał nas silny wiatr w porywach do 8B.  Ster przejął wówczas kapitan Remigiusz Trzaska. Pokazał nam, jak się żegluje pod wiatr. Fale sięgały czterech metrów. Walka o to, by wpłynąć do Oslofiordu trwała ok. 24 godzin.

Jacht zacumowaliśmy tuż przy muzeum statku polarnego „Fram”. To z tego miejsca  wyruszył niegdyś legendarny podróżnik Borge Ousland w rejs dookoła Bieguna Północnego. Udało mu się tego dokonać w jednym sezonie. "Przeszedł" Northwest Passage  oraz  Northeast  na niewielkim katamaranie. Frammuseet to także miejsce narodzin wielkich wypraw. Współcześnie podziwiać można tu tratwę KON-TIKI Thora Heyerdahla. Nie mogło zabraknąć statku Amundsena z wyprawy na biegun południowy. Stoi także „Gjoa”, na którym Norweg pokonał w latach 1903-1906 Northwest Passage.

Dyrekcja Narodowego Muzeum Morskiego w Oslo przekazała mi oficjalnie sanie do wyprawy na Biegun Południowy.

Po trzech nocach postoju ruszyliśmy w  drogę powrotną. Za Skagen złapał nas silny, porywisty wiatr wiejący do 7B. 16 czerwca  dopłynęliśmy do Nexo na Bornholmie. To z tego miejsca w 2013 roku przepłynąłem swoim canoe Bałtyk na trasie Bornholm-Darłowo w  27 godzin i 30 minut. Niestety głęboki niż, który pojawił się nad wybrzeżem Polski nie pozwolił nam wyjść  tego samego dnia. Postanowiliśmy przeczekać. Wypłynęliśmy 17 czerwca o godzinie 17.30. Morze było spokojne. Wiatr nasilił się w nocy. Prowadziłem jacht. Miałem wachtę  na zmianę z Remigiuszem Trzaską. Sterowałem jachtem, gdy nagle około godz. 2 w nocy ster przestał reagować. Jacht raptownie zszedł z kursu. Okręciło nas  o 180 stopni. Próbowałem korygować, lecz nic to nie dało. Bom zaczął latać na  obie strony, założyliśmy kontra szot. Kiedy siła wiatru wzrosła, a za plecami pojawiły się 3,5 metrowe fale ster przejął Remigiusz. Włączył silnik, próbując ustawić kurs jacht…

Kapitan  Żeglugi Wielkiej Remigiusz Trzaska: – W prognozach pojawił się sztormowy niż nad południowo-wschodnim Bałtykiem. Postanowiłem przeczekać w Nexo na Bornholmie, aż przejdzie na NE. Dzięki temu po zachodniej stronie odchodzącego niżu pojawiła się strefa umiarkowanych wiatrów z NW-W. Nic lepszego nie mogło się trafić komuś, kto chce płynąć w kierunku Rozewia. Prognoza sprawdziła się jak rzadko kiedy i przy wietrze NW-W 4-5 oB mknęliśmy baksztagowym kursem z prędkością 5,5 do 6 węzłów dokładnie w pożądanym kierunku. Niestety w połowie drogi wydarzyło się coś, co nie powinno mieć miejsca w tych warunkach. Straciliśmy ster. Nie mam na myśli zacięcia maszynki sterowej, urwania sterociągu, ani nic podobnego, co moglibyśmy zastąpić sterowaniem awaryjnym. Zgubiliśmy płetwę sterową i próba wpływania na kierunek poruszania się okazała się całkowicie nieskuteczna. Mogłem jeszcze czekać, aż wysztranduję w pobliżu Rozewia, a przy odrobinie szczęścia nawet minąć przylądek i wejść na Zatokę Gdańską. To jednak odsuwało problem w czasie, a nie rozwiązywało go. Nie pozostało nic innego jak wezwać holownik i udać się do najbliższego portu. Tak też się stało. Z braku odpowiedniej jednostki holowniczej w tym rejonie statek ratowniczy Orkan podjął się doprowadzić nas do portu w Ustce. Nie było to proste, bo jacht, który spokojnie dryfował, nie miał ochoty podążać za ratownikiem i ustawiał się bokiem do ustalonego kursu. Jednak dzięki ekipie SAR-u dotarliśmy bezpiecznie do portu wzbudzając zainteresowanie licznych już turystów i poszukującej śladów sztormu sprzed ok. doby ekipy TVP Gdańsk.

Do Ustki dopłynęliśmy 18 czerwca. Rejs który miał być łatwy i przyjemny, okazał się momentami wręcz ekstremalny!

Sanie na biegun południowy przywiezione. Czas na kolejne wyzwanie – piesze przejście Mongolii. Do pokonania 1300 kilometrów, ciągnąc  specjalnie skonstruowany wózek.

***

Specjalne podziękowania dla kapitana Remigiusza Trzaski za  pomoc i rozsądkowe podejście do każdej sytuacji oraz dla firm Krispol  i Than Kerm za wsparcie. Za wspólne żeglowanie dziękuję również Janowi Przechodzeniowi, Rafałowi Wojdzie i Stefanowi Czerwińskiemu.

Marcin Gienieczko

Rejs Marcina Gienieczki do Oslo
Autor: Marcin Gienieczko Rejs Marcina Gieniecki do Narodowego Muzeum Morskiego w Oslo.
Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.