Marcin Gienieczko - coraz bliższy wypłynięcia z Sydney do Hobart
Otrzymaliśmy kolejną relację od Marcina Gienieczki, który w Sydney przygotowuje siebie i sprzęt do ostatniej części swojej trójetapowej wyprawy przez Australię - przepłynięcia kajakiem trasą najniebezpieczniejszych regat: Sydney - Hobart. Póki co, na przeszkodzie wyprawy stoją... australijskie służby celne!
Jestem wciąż w Sydney i napięcie rośnie. Dotarła moja łódka przetransportowana z Gdyni do Sydney przez firmę Nautiqus. Niestety odebranie jej nie jest łatwe. Nie mogę sprawdzić jaki jest jej stan, czy w trakcie transportu nic się nie uszkodziło. Arek Pawełek, kiedy transportował swoją łódź do Chile, opowiadał mi, że uszkodziła mu się jedna z komór pontonu, którym póżniej opływał Przylądek Horn. Mam nadzieję, że taka historia mnie nie spotka. Firma Nautiqus przygotowała specjalną konstrukcję żeby łódka się zmieściła do kontenera. Jest wstawiona pod kątem. Dostałem informację, że celnicy odprawili łódź bez żadnych uwag.
Tak mi przekazał Jim Furugia, agent celny wynajęty przez Bogusława Stańczyka z firmy Orbis Express. Jednak prawdopodobnie cały kontener będzie musiał przejść kolejne prześwietlenie z powodu dodatkowego ładunku. Łódka bowiem zawiera jeszcze dwa kartony, min. z żywnością liofilizowaną firmy Lyofood; http://www.lyofood.pl Zabieram tę żywność na wyprawy od 15 lat. Są to najlepsze produkty dla mojego organizmu i nie jest to tylko marketing, ale przekonałem się już o tym niejednokrotnie, czy to płynąc przez 3 miesiące Jukonem czy Mackenzie. Nie wyobrażam sobie wyprawy bez bigosu w proszku czy indyka w sosie cytrynowym. W trakcie przygotowań zakupiłem tutejszą żywność i niestety nie sprawdziła się zupełnie, wszystko rozdałem Aborygenom.
W trakcie pobytu rozmawiałem z człowiekiem, który ma dokonać przeróbek w mojej łódce. Musze coś zrobić z tylnym lukiem, ponieważ koledzy z Australii: http://www.crossingtheditch.com, którzy pływali na podobnej konstrukcji doradzili mi, żebym jednak go przerobił, bo fala mi go rozszczelni. Muszę zrobić zaparcie do nóg przy wiosłowaniu. Czekam na informację dotyczącą specjalnych dulek i kolejnych wioseł. W tym przypadku wzoruję się na łódkach wiosłowych, które przepływały Atlantyk.
http://www.woodvale-challenge.com/ Justin odradza mi płynięcie tą łódką przez Cieśninę Bassa, gdyż jest za wolna jak stwierdził(na podstawie moich wyliczeń i treningowego rejsu z Jastarni do Gdyni-20 km w 10 godzin). Powiedział, że panują tam tak silne prądy, że łódka będzie płynęła z prądem i oddalała się od pierwszej wyspy. Porządnie tym mnie przeraził. Ale słucham i staram się myśleć pozytywnie i z rozsądkiem.
Razem z Danuta Miszczuk i jej mężem jeżdziliśmy po Sydney szukając idealnego miejsca na zwodowanie łódki. Sydney posiada mnóstwo zatok. To doskonałe miejsce na uprawianie sportów wodnych. Nie dziwię się, że Mateusz Kusznierewicz przed olimpiadą w Sydney trenował tutaj kilka miesięcy przygotowując się do Igrzysk Olimpijskich. Mam więc nadzieję, że uda mi się pokonać urzędową procedurę i wkrótce odbiorę łódkę a także zdołam ją zwodować.
Najgorsze jest czekanie, siedzenie bez akcji dla mnie to jest udręka, bo nie jestem człowiekiem zbyt cierpliwym. Niestety w tym przypadku muszę cierpliwie czekać, bo nie mam na to wpływu, walka z tutejszymi urzędami pogorszy tylko relacje.
Korzystając z okazji chciałbym zaprosić wszystkich na największy światowy festiwal podróżniczy-Explorer Festival do Łodzi. Będę tam miał okazję zaprezentować australijską ekspedycję- zmagania z Pustynią Gibsona (opisuję je na mojej stronie) oraz przeprawę rowerem przez Australię z Darwin do Adelaide. Przedstawię również pokonanie Sahary na odcinku Timbuktu - Taudeni; 750 km przez Mali-ostatnia wielka romantyczna podróż na ziemi z solną karawaną. W Łodzi po raz pierwszy chcę też zaprezentować swoją wystawę fotograficzną, która od 1 października będzie jeździć po Polsce. Wystawa nosi tytuł „W poszukiwaniu przygody”. Natomiast prezentacja zmagań na rozgrzanym Południu – „Przetrwać w piekle”. Organizatorzy festiwalu (dyrektor festiwalu Zbigniew Łuczak) zaprosili mnie do uczestnictwa i przedstawienia swojej narkotycznej pasji. Za co bardzo dziękuję. Jest to dla mnie bardzo duże wyróżnienie i docenienie mojego wkładu w świat ekspedycji i podróży. Jest to największy festiwal, na który zapraszane są największe gwiazdy eksploracji i sportu. Byli już tacy podróżnicy jak Borge Ousland czy Reihnold Messner oraz Colin August, Krzysztof Wielicki i inni. W tym roku Polskę będą reprezentować takie nazwiska jak: zdobywczyni Korony Ziemi Martyna Wojciechowska czy zdobywca Korony Himalajów (kolega z teamu Oceanic) Piotr Pustelnik. Zapraszam do zapoznania się z linkiem festiwalu:
http://www.explorersfestival.pl/12/program.html
Goście festiwalu; http://www.explorersfestival.pl/12/goscie.html
Czuję się ogromnie zaszczycony i doceniony, bo to festiwal gdzie zapraszani są przede wszystkim zawodowcy, którzy robią to co kochają i kochają to co robią. Niemniej jednak chciałbym wszystkim już teraz podziękować za doping i wsparcie w trakcie przeprawy przez Australię. Wiem jedno – Australia pozwoliła mi wiele zrozumieć. Np. to, że ze bardziej kocham Północ i po tym projekcie wiem, że ponownie wracam na Północ i tam chce spędzić resztę życia w eksploracji. Wiem, wiem...już raz to pisałem, ale jak to
moja żona mi powiedziała, musiałem przemierzyć tyle kilometrów i pokonać tyle piachu żeby stwierdzić, że śnieg mi lepiej służy...Dotarło to do mnie ostatecznie po przeprawie przez Australię, choć miałem już takie przemyślenia w słońcu Sahary, kiedy temperatura sięgała plus 47 stopni.
Może to i dobrze, bo każdy podróżnik musi mieć takie miejsce, które najbardziej kocha i daje mu poczucie, że jest jego częścią. Gdzie jest chemia między podróżnikiem a drogą...
Australia jest piękna, ale nie tak dzika jak Północ i może w tym tkwi dla mnie przewaga Północy nad Południem. Tam gdzie Południe, tam więcej słońca, a gdzie więcej słońca tam miękka ziemia, a gdzie miękka ziemia, tam więcej ludzi. Północ jest inna. Niemniej jednak Australia to wielkie przestrzenie. Można przemierzać pustynie i widzieć kangury, ale można też zobaczyć legendarny szlak Canninga, gdzie niby dzika przestrzeń, a samochody w sezonie można spotkać dość często. Na szlaku Północy - odpowiednik Canninga - Canol Trail, nie ma takiej możliwości. Australia to też najbardziej "jadowity" kraj świata i tym sie różni od innych miejsc na ziemi, że to tu znajdziemy najbardziej grożne i niebezpieczne dla człowieka gatunki węzy, pająków, z którymi spotkanie może okazać się naszym ostatnim. Na szczęście w trakcie tej wyprawy spotkałem tylko jednego węża.
Oczywiście nie można porównać oceanu do samego kontynentu. Ocean to inna przygoda, inne doznania, inny strach. Ostatnio kolo Perth rekin zaatakował człowieka. Proszę poczytać: to nie żarty i historie na wyrost:
http://news.ninemsn.com.au/national/7946258/man-attacked-by-shark-off-wa-coasta
Dla surfera spotkanie to skończyło się tragicznie. Surferzy przez rekiny myleni są z fokami, stąd tyle ataków. Jest to "Great White Shark", rekin ludojad, który wyczuwa jedną kroplę krwi w 90 litrach wody! Wystarczy zadrapanie i jest prawie na zawołanie. Ma węch niczym grizzly na Północy, tylko ten nie napada gdy poczuje krew, lecz gdy zagrożone jest jego życie.
W Sydney panuje obecnie pora zimowa, są ogromne sztormy. Ostatnio fale miały wysokość 10 metrów. To naprawdę przerażający widok. Bo pogoda na oceanie będzie rozdawać karty tak samo jak w Himalajach, kiedy to uczestniczka wyprawy na K2- koleżanka z Alpinus Expedition Team Kinga Baranowska oczekiwała z kolegami na pogodę w III obozie i IV. Niestety lawiny i śnieg oraz wiatry uniemożliwiły ostatecznie wejście na górę gór. W trakcie tej wyprawy zginął szwedzki narciarz i himalaista. Tak samo tutaj, z tym sie trzeba liczyć.
Jest jeszcze dużo rzeczy do zrobienia przed tym ostatnim etapem, muszę zgromadzić dodatkowy budżet, przerobić łódź no i czekać na pogodę analizując trasę. Mam nadzieję, że z wszystkim sie uporam.
Chciałbym podziękować wszystkim za pomoc w trakcie tych etapów, za wsparcie i doping. Ostatnio dostałem maila od kolegi Tomasza Jurka, który wraz ze mną uczestniczył w krótkiej przeprawie wzdłuż polskiego wybrzeża ,,Baltyk 2009", kiedy to płynąłem zwyczajnym kajakiem. Tomasza poznałem, kiedy wróciłem z żeglarskiej wyprawy na Biegun Północny – a dokładnie na Ziemię Franciszka Józefa na jachcie „Panorama”. Cumowaliśmy na „Panoramie” w Tromso a on wypływał rybackim kutrem na Morze Barentsa na połów krabów. Jurek jako III oficer na dużych jednostkach, pływał po wodach kolo Cap Town, Morzu Chińskim i wielu innych dalekich morzach. Odwiedził wiele portów. Najmilej wspomina port w Makao. To był jeden z wielu maili, który dodawał mi skrzydeł. Mam bardzo dużo przyjaciół, którzy byli ze mną i przypominali mi to, że cenią to co robię właśnie za pośrednictwem takich wypowiedzi. Dziękuję za cieple słowa i za to, że w trakcie tych zmagań nie byłem sam.
Pozdrawiam wszystkich Marcin Gienieczko.
Ps. Zapraszam wszystkich do czytania moich relacji w Magazynie Żagle, z
którym stale współpracuję i uważam je za najlepsze pismo żeglarskie w Polsce oraz w wydaniu internetowym, zachęcam także do czytania Trójmiejskiego miesięcznika- Magazynu ,,Prestiż", który również przedstawia moje zmagania na Południu.
Mail od Tomasza Jurka, przygoda na Bałtyku- przygotowania.
"Wiem jedno ,ze była to super przygoda i walka z żywiołem bo sami na własnej skórze się przekonaliśmy że morze potrafi się bardzo zmienić ze stanu spokojnego we wzburzone. Z racji swojego zawodu mam doświadczenie w tych sprawach i zawsze wolę zapobiegać. Ekipa musi być w każdym momencie zdana na siebie i gotowa do działań żeby wszyscy byli bezpieczni. Ciebie Marcin podziwiam i szanuję za szalone a czasami nierealne pomysły, które kończą się sukcesem! Miałem okazję uczestniczyć w jednej z twoich wypraw, gdzie sukcesem było pokonanie tylu kilometrów płynąc ,,Ostatnim Mohikaninem ''. Ja zawsze mobilizuję wszystkich do działań i optymistycznie nastawiony jestem do pokonania ekstremalnych warunków i nie rezygnuję nigdy, bo mam taką samą duszą jak ty. Napierać trzeba zawsze za wszelką cenę, wtedy się osiąga upragnione cele i marzenia. To bardzo pcha do życia i czujemy wtedy, że żyjemy. Nie lubię stagnacji i nicnierobienia, to nie w moim stylu wiec praca + hobby to nasz cel gdzie się spełniamy. Obecnie jestem na statku, ale zawsze w pamięci mam tę wyprawę i myślę, że na tej się nie skończy jeszcze dużo przed nami. Pamiętasz falę przybojową? Walka z deszczem, prądem, falą i gdzie nagle nam zgasł silnik. Łódź dryfuje, a ty oddalasz się od nas i nie mamy kontaktu przez chwilę. To są sytuacje ekstremalne i wtedy należy zachować zimną krew i rozsądek i szybko działać, żeby znowu całą ekipę ocalić i napierać do upragnionego celu pamiętając o bezpieczeństwie naszym i naszego sprzętu, gdzie jesteśmy zdani tylko na to i nikt inny nam już w tym momencie nie pomoże…”