Majowy rekonesans Bałtyku

2011-06-02 15:29 Krzysztof Kwapiszewski
_
Autor: Z archiwum Krzysztofa Kwapiszewskiego

Na nowej stronie internetowej kapitana Kulińskiego czytamy: Kapitan Krzysztof Kwapiszewski jest niezawodny. Jako dzielny napaleniec i solidny współpracownik SSI. Bardzo dziękuję za pierwszy raport z naszego morza. Rejs udany. Wiadomości dobre i złe, niestety z sporą dawkę tych drugich. Czytajcie, zanim oddacie cumy.

Bierzcie przykład.
Kamizelki !
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
.
_____________________
Witaj Don Jorge,
Nadszedł długo oczekiwany maj, a z nim rozpoczęcie sezonu żeglarskiego, zarówno śródlądowego – szuwarowo-bagiennego jak i morskiego – mało i średniosolnego. Czując się po zimie jak rozeschnięta na lądzie beczka, wyskoczyliśmy z gronem przyjaciół na tygodniowy rejs po Bałtyku, tak aby zmyć z siebie  ponad półroczne, niegodne, lądowe naleciałości. Załoga, jak to w naszych rejsach, typowa – dziesięć osób, w tym połowa niepełnosprawnych z dysfunkcją narządu ruchu lub słuchu.
Z Pucka, na s/y "Wodnik II" popłynęliśmy do Gdyni, po czekającą tam na nas  prawie jedną trzecią załogi. Jacht, jak to drewniany Opal, ciekł umiarkowanie, niestety głównie przez pokład, za to na większość koi. W jachtowym basenie w Gdyni, jak zwykle ciasno, ale gościnnie i miło. Wchodząc wieczorem do portu zdążyliśmy jeszcze pomachać wypływającej na północ "Panoramie" i zacumowaliśmy na zwolnionym przez nią miejscu.
Noc z gatunku „szybkich” i rano po zatankowaniu jachtu wypłynęliśmy do Kalmaru. W tym miejscu chciałbym bardzo podziękować bosmanowi portu za zwolnienie naszego jachtu z opłat za nocny postój. Miły gest, zwłaszcza, że coś takiego zdarzyło mi się po raz pierwszy. W Kalmarze, mimo początku żeglarskiego sezonu, ruch prawie jak w szczycie. Oczywiście, w ciągu jednodniowego postoju, obowiązkowo skierowaliśmy swe kroki, oraz kółka mojego wózka, do zamku i przyległego do niego parku. Szczególnie park, pełen świeżej majowej zieleni i rozświecony po porannym deszczu ciepłymi promieniami słońca nieśmiało przebijającymi się przez chmury, sprawiał nieomal bajkowe wrażenie.
W Kalmarze otwarto już dla zwiedzających wyremontowaną i częściowo przebudowaną wewnątrz katedrę szwedzkiego kościoła ewangelicko-luterańskiego. Odrestaurowane obrazy, zabytkowa ambona oraz duże organy ponownie można podziwiać na tle odnowionych ścian. Pracownicy kończący jeszcze remont z nieskrywaną dumą poprosili mnie o sprawdzenie wybudowanego podjazdu prowadzącego do ołtarza. Podjazd, wykonany najprawdopodobniej z granitu, został bardzo umiejętnie wkomponowany w architektoniczną całość i sprawia wrażenie jak gdyby był tu od zawsze. Z wypowiedzi osób pracujących w katedrze wynikało, że byłem pierwszym wózkowiczem, któremu dane było skorzystać z nowego udogodnienia. Niby drobiazg a jednak cieszy.
Z Kalmaru, mimo niezbyt sprzyjających wiatrów, udaliśmy się na Bornholm. Początkowo w planie było Hasle, ale tak zachwalałeś w swojej locji Bornholmu i Christianso malownicze miasto  Allinge, że bez większych oporów daliśmy się skusić. Rzeczywiście, warto było. Baseny portowe wprawdzie są mikroskopijne i przy wypełnieniu ich cumującymi jachtami, trudno w nich się poruszać, nawet tak zwrotnym jachtem jak Opal, ale na tym kończą się wszelkie drobne niedogodności. Architektura miasteczka i widok ze wzniesień na morze z pewnością potrafią wynagrodzić wszystko. Oczywiście, obowiązkowo były odwiedziny w wędzarni i degustacja świeżo przygotowanych śledzi.  Walory smakowe – wyśmienite, o cenie za rybkę dżentelmeni nie dyskutują…
Z spostrzeżeń ogólnych - w tym roku w Dani ceny zauważalnie poszły w górę i tylko sporadycznie i bardzo niechętnie w sklepach przyjmowane jest euro, że o lichwiarskim przeliczniku nawet nie wspomnę.  Z Allinge popłynęliśmy na Christianso – być na Bornholmie i nie być na Christianso, to tak jakby być w Rzymie i nie być w Watykanie. Sprawdziłem w swojej książeczce żeglarskiej – to była moja piąta wizyta na tym przepięknym archipelagu. Mimo, że wyspy te zwiedziłem już bardzo dokładnie, to nieodmiennie przy każdej wizycie sprawiają wrażenie pewnej tajemniczości. W tym roku przypłynęliśmy w okresie, gdy większość ptaków siedziała na jajach i trzeba było uważać aby ich nie płoszyć. Szczególnie rzędy kaczek siedzące wśród kamieni wyglądały bardzo malowniczo.
Na Christianso drobne zmiany – w porcie pojawiły się boksy z dużą ilością kontenerów na śmieci, a opłata za postój wzrosła o 5 E. Niewątpliwy urok wysp pozostał bez zmian. Z Christianso, z powodu braku wiatru głównie na silniku, potuptaliśmy do Władysławowa.


We „Władkowie” niemiła niespodzianka – od tego roku, na barce "Beata" nie będzie sprzedawane paliwo dla jachtów. Początkowo miałem nadzieję, że to jedynie chwilowe perturbacje. Niestety – sprawdziłem u źródeł czyli w firmie OKTAN ENERGY & V/L SERVICE Sp. z o.o. z siedzibą w Szczecinie. W/w Firmie nie opłaca się blokowanie jednego zbiornika na barce z przeznaczeniem na paliwo obciążone akcyzą. Oczywiście barwione paliwo sprzedawane będzie kutrom na zasadach dotychczasowych.  Rozumiem firmę, że przy średniej sprzedaży dziennej „normalnego” paliwa nieprzekraczającej 100 l, blokowanie zbiornika może być średnio opłacalne, jednak nie bardzo rozumem władz miasta, które mając coraz bardziej rozwijający się port jachtowy, nie próbują  interweniować w tej sprawie. Nam pozostało najpierw szukanie kanistrów, a później transport sporej ilości paliwa z lądowych dystrybutorów.  O niewygodzie, stracie czasu i „kosztach pośrednich” nawet nie wspomnę.
Tak zakończyliśmy nasz inauguracyjny rejs morski  AD 2011. W sumie, w ciągu tygodnia przepłynęliśmy 480 mil morskich, odwiedziliśmy po drodze cztery porty i wydaliśmy za całą eskapadę „na głowę” po 640 zł. Dla bardziej zainteresowanych – temperatura tylko momentami przekraczała na morzu 10ºC, a w nocy było „nieco” chłodniej. Mimo wszystko, majowe rejsy morskie mają swój niepowtarzalny urok. Luz w portach, majowa świeża zieleń, niższe opłaty za czarter, a przede wszystkim temperatura konserwująca wszystko i wszystkich na i pod pokładem wraz z praktyczną możliwością spłukania z siebie morską wodą zimowego kurzu – cóż więcej potrzeba do szczęścia żeglarzowi na co dzień żyjącemu w głębi lądu.       
Krzysiek Kwapiszewski

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.