List żony Władysława Wagnera do uczestników Wagner Sailing Rally
Podczas Wagner Sailing Rally w Bellamy Cay na Karaibach uroczyście odsłonięto tablicę pamiątkową ku czci kapitana Władysława Wagnera, pierwszego Polaka, który opłynął świat pod żaglami. Oto list żony kapitana, Mabel Wagner, do organizatorów i uczestników tych uroczystości:
Osobisty list Mabel Wagner do organizatorów i uczestników uroczystości w Bellamy Cay, dnia 21 stycznia 2012. (odczytany w języku angielskim)
Z głębi serca przesyłam moje pozdrowienia dla polskich żeglarzy i całego Narodu Polskiego. Jestem szczerze wzruszona i onieśmielona rozmachem Waszych działań dla uczczenia setnej rocznicy urodzin mego męża Władysława Wagnera oraz celebracją jego pamięci w zatoce Trellis. Jako człowiek dumny z bycia Polakiem czułby się niezmiernie wzruszony tymi objawami waszego zainteresowania, entuzjazmu i szacunku
Młody polski harcerz, który w roku 1932-gim wyruszył ze swojego ukochanego kraju i żeglował dla jego chwały, stracił możliwość powrotu do ojczyny przez wybuch 2 Wojny Światowej. Wyobraźcie sobie dzielną Zjawę III unieruchomioną przy południowo-wschodnich brzegach Anglii i czekającą na wiatr by wypełnił jej żagle. W wyścigu z czasem Zjawa dokończyłaby ostatni odcinek podróży i dowiozła Włądysława Wagnera spowrotem do Polski. Ale tak się nie stało. Z rozkazu Brytyjskiej Admiralicji Zjawa została zawrócona do portu i zatrzymana w Anglii. Spróbujcie też sobie wyobrazić uczucia targające sercem żeglarza. Jego ból, rozczarowanie, upokorzenie i niedowierzanie, że jego siedmioletnia wyprawa prezentująca Polską Banderę kończy się w taki sposób...
Zrodziło to nieprzemijający żal i smutek, który prześladował później Wagnera przez całe jego życie. Jego rejs dookoła świata był ciągłym pasmem przeszkód i przeciwności do pokonania. Ale kapitan Wagner - jak go nazywano - był panem samego siebie. Chociaż pod wieloma względami nieśmiały i wrażliwy, był także ambitny, dalekowzroczny, posiadał niespożytą energię i determinację. Miał także, rzadki i niezwykły talent do improwizacji, pozwalający mu doprowadzać do skutku wszystkie jego zamierzenia, nawet w najtrudniejszych warunkach.
Z tymi wszystkimi zdolnościami wydawało się, że nie było dla Niego -czegoś niemożliwego do zrobienia, żadnego problemu nie dającego się rozwiązać. Ten człowiek nigdy się nie poddawał. To było widoczne nie tylko na oceanach ale również na lądzie, także tutaj w zatoce Trellis. Zaczynał, mając niewielki kapitał, na dziewiczym terenie, na odludnej wyspie, uparcie, krok za krokiem i bez fanfaronady, stworzył mały raj na ziemi. Nie można zapominac też o mieszkańcach wyspy Tortola, którzy przybyli mu z pomocą i dokładając swą pracę stali się częścią tego wyzwania.
Jak dobrze pamiętam jego ulubione powiedzenie:
„Nie trzeba nigdy mówić- ja nie mogę tego zrobić..."
Wyniki naszej pracy w zatoce Trellis nie są już dziś w pełni widoczne. Nasz dom zwany „Tamarind House" i stocznia ze slipem dla statków zwana „Marine Railway and Yacht Facilities" zostały z biegiem czasu rozebrane by ustąpić miejsca lotnisku oraz przedłużeniu pasa startowego - tego pasa który kapitan Wagner wybudował poprzednio.
Nasza decyzja w roku 1958 aby opuścić wyspę była podyktowana szeregiem przyczyn, w tym pogarszajacym się zdrowiem. W latach późniejszych, gdy poważny wylew odebrał kapitanowi sprawność fizyczną próbowałam pobudzić go do życia pracą nad angielskim wydaniem jego książki „By the sun and stars" (Podług słońca i gwiazd). W ten sposób Kapitan mógł znów przeżywać swe przygody...
Gdy rak zadał ostatni fatalny cios, odszedł spokojnie zaledwie dwa dni przed swoimi 80-letnimi urodzinami. Z naszymi dziećmi Suzann'ą i Michael'em, uznaliśmy że należy mu się od nas specjalne pożegnanie. Wszystkie standardowe urny pogrzebowe, które nam proponowano - były zbyt bezosobowe. Nie pasowały do naszego Kapitana. Zaczęliśmy więc - w jego własnym stylu - improwizować.
Rozwiązaniem okazał się mały podnóżek, który Władek wykonał dla mnie w poprzednich latach. Wykonany z kawałków dobrego tikowego drewna pozostałego z budowy Zjawy III teraz miał posłużyć do wyższych celów. Mój pomysł początkowo zadziwił Suzannę i Michaela. Ale doceniając zawarte w nim uczucia wkrótce wyrazili dla niego pełną aprobatę.
Z materiału pochodzącego ze „Zjawy" Michael stworzył piękną, wypolerowaną urnę na prochy swojego ojca. Zdawało się rzeczą słuszną, że Władek ponownie zespoli się ze swoją ukochaną Zjawą III i będąc bezpieczny w jej wnętrzu, razem dokończą ostatni etap podróży. Była to bardzo osobista ostatnia posługa jaką mogliśmy zrobić dla naszego Kapitana. Dało to nam głębokie uczucie ukojenia i satysfakcji. Wiedzieliśmy, że wreszcie na koniec wysyłamy Żeglarza w jego łodzi spowrotem do Ojczyzny.
Władek Wagner był człowiekiem specjalnych zalet i dlatego z wielką serdecznością i uznaniem zwracam się ku tym wszystkim, którzy zadbali o to by oddać mu hołd. Chociaż Suzanna, Michael i ja nie możemy przybyć na Beef Island, będziemy tam z Wami obecni duchem by uczestniczyć w uroczystości.
Jestem głęboko przekonana, że gorącym życzeniem mojego męża dla całego Narodu Polskiego byłoby, aby już nigdy złe wichry historii nie wiały przez wasz dzielny kraj. A polskim żeglarzom powiedziałby: „Trzymajcie dobrze kurs i niech pomyślne wiatry wieją wam zawsze z rufy".
Z wdzięcznością i serdecznymi życzeniami dla was wszystkich
Oddana wam Mabel Wagner