Jan Ludwig odszedł na wieczną wachtę

1 stycznia zmarł Jan Ludwig (ur. 1945), wspaniały żeglarz i Kolega. Jan żeglował odważnie i rozsądnie, choć nie bez fantazji. Dla wielu był wzorem i nauczycielem. Wspomnienia przygotował Andrzej Remiszewski.
Nasze ścieżki życiowe przeplatały się, poczynając od jednego z jego wczesnych rejsów na „Plutonie”, prowadzonego przez moją Ciotkę, Krystynę. Mijaliśmy się w puckim HOM, następnie był kapitanem w pierwszym rejsie morskim mojej siostry Danusi na „Alfie”, w 1973 roku, sam miałem okazję pływać z Janem na „Zawiszy Czarnym” w roku 1977 i współpracować podczas przebudowy żaglowca w Stoczni „Nauta” dwa lata później. W latach osiemdziesiątych pracowaliśmy w jednym pokoju w Dziale Jachtów PRS.
Ostatnie nasze spotkanie było dziwne. Miało to miejsce pod koniec września, po powrocie z morza wybrałem się na grób rodzinny na gdyńskim Witominie. Z Janem minąłem się w bramie, szedł tak zamyślony, że nie zauważył mnie, mimo, iż powitałem go z odległości metra. Zszokowany, nie spróbowałem Go zatrzymać. Miałem zamiar zatelefonować, umówić się…minęły miesiące, nie zdążyłem.
Obok żeglarstwa harcerskiego i pracy okrętowca (Stocznia w Gdyni, a potem Polski Rejestr Statków) wielką rolę w życiu odgrywał udział w ruchu oazowym, księdza Blachnickiego, w który zaangażowani byli też Jego Rodzice: Stanisław (żołnierz AK, harcerz, żeglarz, dziennikarz i redaktor) i Jadwiga. Między innymi to w ruchu oazowym powstała idea budowy „żaglowca dla papieża”. Miał on powstać według projektu Zbigniewa Milewskiego, wówczas szefa Jana w PRS. Akcja upadła na skutek wprowadzenia stanu wojennego.
Właśnie z „Alfem” i z „Zawiszą” Jan był najmocniej związany. Tego pierwszego poprowadził między innymi wokół Europy na Morze Czarne. A na „Zawiszy” pływał od samego początku, pierwszy rejs odbył w sierpniu 1961 roku, jako początkujący harcerz – żeglarz. Od 1975 roku pływał na nim jako kapitan, odbył w tym charakterze, tak długo jak zdrowie pozwalało, do 1997 roku 52 rejsy.
Najważniejszym, czy może najgłośniejszym z tych kapitańskich rejsów była wyprawa dookoła świata w latach 1989 – 1990, formalnie nazywana jako „udział w światowym festiwalu młodzieży w Phenianie”. Z racji ingerencji władz harcerskich w prowadzenie jachtu oraz kłopotów finansowych armatora w momencie największego kryzysu PRL i szalejącej inflacji, rejs okazał się trudniejszy, niż można było się spodziewać. Ostatecznie wyprawa skończyła się bezpiecznie, przyniosła Janowi „Srebrny Sekstant” i „Rejs Roku 1990”.