Jak wyciągnąć jacht z trzcin?
Żeglujemy dzięki wiatrowi – jest naszym sprzymierzeńcem i zżymamy się na flautę, kiedy go zabraknie. Cieszymy się za to, gdy wieje, ale może się zdarzyć, że ten sam wiatr stanie się dla nas utrapieniem, gdy zepchnie jacht na brzeg i znajdziemy się w kłopotliwej sytuacji. Różnie to bywa, czasem chcemy przedłużyć hals do granic możliwości i lądujemy na płyciźnie albo w... trzcinach!
Jeśli już, niestety, tak się stanie, wtedy modlimy się, żeby wianie ucichło, bo przy silnym, dopychającym wietrze jest niezwykle trudno samodzielnie odejść i kontynuować żeglugę. Czasem pozostaje nam wezwać służby ratownicze albo rozejrzeć się za pomocą załogi innego jachtu, licząc na to, iż wie o tym, że żeglarze pomagają sobie od zawsze.
Jak możemy pomóc komuś w takiej sytuacji, aby samemu nie utknąć przy tym tuż obok? Przy planowaniu manewru przede wszystkim trzeba pamiętać o tym, że nasz jacht jest sterowny i mamy nad nim kontrolę właściwie tylko wtedy, gdy jest w ruchu. To efekt działania sił hydrodynamicznych na miecz i płetwę sterową. Jeśli się zatrzymamy, to wiatrowi możemy przeciwstawić się tylko siłą ciągu silnika.
Problem polega na tym, że na większości jachtów żaglowych mamy do dyspozycji niewiele, kilka, rzadko kiedy kilkanaście, koni mechanicznych. Przy silnym wietrze to wystarcza na sprawne manewrowanie w porcie, w miarę sprawne samodzielne poruszanie się, ale może nie wystarczyć, aby wyciągnąć inną łódkę z trzcin czy z płycizny. Zatem jeśli chcemy pomóc, musimy dobrze zaplanować manewry, bo bez tego sami możemy znaleźć się w tarapatach.
Lepiej naprzód...
Trzeba pamiętać, że uciąg większości śrub silnikowych jest zazwyczaj lepszy, jeśli silnik pracuje na biegu „naprzód” niż „wstecz”. Natomiast jest minimalny w obu kierunkach, jeśli śruba zostanie opleciona przez trzciny czy wodorosty. To oznacza, iż lepiej wyciągać jacht, idąc do przodu oraz że nie można dać się zepchnąć w trzciny lub na płytką wodę, gdzie możemy w śrubę złapać wodorosty.
Do jachtu uwięzionego w trzcinach często podchodzi się dziobem. To na pozór dobry pomysł, bo wieje w rufę, łatwo utrzymać dziób w linii wiatru i mamy dobrą kontrolę nad łodzią. Łatwo też z dziobu podać cumę, włączyć „wstecza” i… dalej już nie jest łatwo... Możemy mieć bowiem problem z pokonaniem siły wiatru na biegu wstecznym i to jeszcze zanim cuma zostanie naprężona, a z pewnością nasz kilkukonny silnik nie będzie w stanie pociągnąć pod wiatr i pod falę obu jednostek.
Jeśli spróbujemy podchodzić rufą do jachtu, któremu chcemy pomóc, czyli będąc ustawionym dziobem do wiatru, to istnieje duże ryzyko, że przy niewielkiej prędkości, z jaką musimy się poruszać, silny wiatr zwieje dziób na bok, obróci jacht i ustawi nas burtą do brzegu, wiatru i fali, jeszcze zanim zdołamy podać cumę. Wtedy sami będziemy musieli ratować się z opresji.
Nie ryzykuj nadmiernie!
Równie ryzykownym pomysłem jest podchodzenie do drugiego jachtu wzdłuż brzegu czy linii trzcin, rzucanie cumy z burty i natychmiastowe wyciąganie go na krótkiej cumie, będąc samemu ustawionym bokiem do wiatru. Dopóki mamy prędkość, nasz jacht będzie sterowny, ale w chwili gdy cuma napręży się, to zanim pokonamy opór stawiany przez uwięziony jacht, znacznie zwolnimy, niemal się zatrzymamy.
Wtedy boczny wiatr szybko zwieje nasz dziób w stronę brzegu i za chwilę sami będziemy w trzcinach. Uratować nas może tylko szybkie zrzucenie podanej cumy, nabranie prędkości i odejście na wodę.
Jeśli chcemy skutecznie pomóc załodze jachtu unieruchomionego na płyciźnie czy w trzcinach przez dopychający wiatr, sami musimy być daleko od niebezpiecznego miejsca, tak aby mieć przestrzeń na wykonywanie manewrów. Dlatego trzeba przygotować jak najdłuższą cumę, co najmniej 50 m, wiążąc nawet kilka lin. Jeśli lina nie jest pływająca, warto na końcu cumy od strony naszego jachtu dowiązać np. odbijacz (przyda się, gdy będziemy musieli awaryjnie zrzucić cumę z knagi i później ją wyłowić).
Cuma + cuma = sukces
Można też poprosić drugą załogę, żeby przygotowała swoją cumę i dowiązała do podawanej. Z jednej strony będziemy mieć więcej miejsca na manewry, a z drugiej długa cuma podczas naprężania znacznie lepiej zamortyzuje szarpnięcie.
Musimy podejść w pobliże drugiego jachtu na odległość skutecznego rzutu cumą, nie tracąc przy tym zbytnio prędkości jachtu, tak aby cały czas mieć nad nim kontrolę. Wydaje się, że najłatwiej to zrobić, idąc wzdłuż brzegu. Po podaniu cumy zmieniamy kurs i natychmiast odchodzimy jak najdalej na wodę, wydając linę. W chwili, gdy cuma się napręży, z pewnością zwolnimy, ale nawet jeśli się zatrzymamy, będziemy już daleko od brzegu. Jeżeli uciąg naszego silnika będzie niewystarczający do pokonania oporu stawianego przez wyciągany jacht, mamy gdzie się wycofać, ponownie nabrać prędkości i znów próbować wyszarpnąć uwięziony jacht.
Taki manewr można powtarzać kilka razy. Ważne, aby cały czas zachować własną sterowność i samemu nie dać się zepchnąć w trzciny czy na brzeg. W sytuacji zagrożenia lepiej zrzucić cumę do wody, odkręcić manetkę na pełne obroty i odejść. Po odzyskaniu pełnej manewrowości mamy szansę podjąć cumę (o ile wiatr nie zdąży zepchnąć jej na brzeg) i powtórzyć próbę.