Jak daleko do pełnej wolności żeglowania (2)

2011-05-19 10:50 Andrzej Remiszewski/Jerzy Kuliński
_
Autor: archiwum Żagli

Na nowej stronie internetowej kpt. Kulińskiego czytamy: Oto zapowiadany (i oczekiwany!) drugi odcinek serialu rozważań kapitana Andrzeja Remiszewskiego. Już wiemy jak jest, wiemy czego byśmy chcieli. Zatem znając "stan spraw na dziś" - czas na rozważanie o przyszłości.

Pierwszy odcinek opracowania można przeczytać TUTAJ

Opracowanie bardzo mi się podoba. Biorąc TAKŻE pod uwagę zawód Autora (mgr inż. okrętowiec) oraz jego CV, w którym istotnym okresem była praca w Polskim Rejestrze Statków - wydaje mi się, że te teksty naprawdę zasługują, aby je zapisać na twardych dyskach komputerów obu ministerstw. Nie chodzi mi oczywiście o sam zapis, ale o wykorzystanie argumentów.
Przepraszam, że znowu to samo: stanowienie prawa, które jest nie do wyegzekwowania to ... ośmieszanie się. Otrzymałem pozdrowienia z pokładu żaglowca "Fryderyk Chopin". Mój przyjaciel kpt. Mieczysław Leśniak przypomina: "Jak ktoś robi coś dla naszego dobra, to na pewno za nasze pieniądze".
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge===================================================

A CO TO JEST JACHT?
Dwie ustawy
Jak powiedzieliśmy sobie poprzednio, żeglowanie ma być zasadniczo uregulowane w dwóch ustawach:
- o żegludze śródlądowej i
- o bezpieczeństwie morskim.
Ta pierwsza została znowelizowana w ubiegłym roku, projekt tej drugiej „pisze się” za rządowymi biurkami. Co prawda żeglarstwo jest jedno i taki podział może budzić kontrowersje, ale próba zakwestionowania go obecnie byłaby, jak to mówią poniektórzy, kontrproduktywna. Trzeba przy tym mieć świadomość, że żeglarze i jachty ze śródlądzia coraz częściej i coraz śmielej będą wychodzić na morze, należy więc zadbać, by ten ustawowy podział tej drogi nie zamknął. Dobrze byłoby, aby też nie tworzył furtek do obchodzenia prawa – wolność uzyskiwana w ten sposób, kompromitujący moje państwo, to nie to samo, co wolność po prostu.
Po co definicja ?
Podstawowym elementem każdej ustawy jest artykuł pierwszy stwierdzający kogo i czego ustawa dotyczy, a kogo i czego nie dotyczą poszczególne dalsze jej zapisy. Dalej przychodzą definicje pojęć, które zdaniem ustawodawcy wymagają sprecyzowania. Przykładowo ustawa o bezpieczeństwie morskim: reguluje sprawy bezpieczeństwa morskiego w zakresie budowy statku, jego stałych urządzeń i wyposażenia, inspekcji statku, kwalifikacji i składu załogi statku, bezpiecznego uprawiania żeglugi morskiej oraz ratowania życia na morzu. Z całą pewnością musi ona wprowadzać do krajowego systemu prawa liczne konwencje i umowy międzynarodowe, kwestie prawa pracy, sprawy ochrony środowiska, sprawy przewozu ładunków niebezpiecznych, tysiące różnych kwestii. A gdzie tu żeglarstwo?
No właśnie, ustawa musi zaraz na wstępie wyraźnie wyłączać żeglarstwo spod działania wielu rozdziałów ustawy, jacht nie może być traktowany jak gazowiec albo statek wycieczkowy z dwoma tysiącami pasażerów. Aby jednak dokonać tego wyłączenia ustawodawca musi wiedzieć, czym jest żeglarstwo i co to jest jacht. I tu dochodzimy do kwestii definicji jachtu, jako zupełnie kluczowej dla dalszego procedowania.

Zdrowy rozsądek i historia
Jak twierdzi Wikipedia (a co, Prezydentowi RP wolno korzystać, to i ja mogę): jacht – jednostka pływająca o napędzie żaglowym lub motorowym, w zależności od konstrukcji i wyposażenia służąca najczęściej do celów turystycznych. Jachty budowane i wykorzystywane są także do rekreacji, uprawiania sportu, do celów szkoleniowych lub reprezentacyjnych. Taka definicja jest mniej więcej zgodna z naszym żeglarskim doświadczeniem i zdrowym rozsądkiem.
Polskie prawo (i „prawo”) okresu minionego nie stosowało nieprawomyślnej nazwy jacht, funkcjonował za to morski statek sportowy. Wynikało to z doktryny minionego ustroju, a dzięki temu, że wszyscy byliśmy sportowcami, można było otworzyć najpierw maleńki lufcik, potem okno, a potem nawet furtkę na świat. Konsekwencją jednak było, że na jachcie (morskim statku sportowym) mogli się znajdować tylko wykwalifikowani sportowcy, członkowie załogi, nie istniało pojęcie pasażera, nawet, jeśli byłaby to koleżanka kapitana w najbardziej skąpym bikini. Wszystkie przepisy państwowe i związkowe (tak, były i takie!) zmierzały do uchronienia nieszczęsnych żeglarzy przed krzywdą, jaką mogliby sobie sprawić sami i stratami, jakie mogliby poczynić w mieniu społecznym, (wszak jachtów prywatnych niemal nie było). Relikty tego wciąż istnieją w naszym prawie i to wcale nie tak niewielkie relikty.
Tymczasem nie chcieliśmy już być sportowcami. Nie chcieliśmy być przymusowo reprezentowani, ale i kontrolowani, przez związek sportowy. Chcieliśmy być „przyjemniaczkami”, chcieliśmy pieniądze przeznaczać na doinwestowanie prywatnych już łódek, a nie na inspekcje i zdobywanie dokumentów urzędowych, chcieliśmy móc zabierać na pokład te pasażerki (pewnie już teraz koleżanki syna kapitana). Uznaliśmy, że czas na rozstanie z „morskim statkiem sportowym”.
Słupska rewolucja
Nadszedł XXI wiek, minęło kilkanaście lat demokracji i na terenie Urzędu Morskiego w Słupsku doszło do spotkania przedstawicieli administracji morskiej i żeglarzy. Jak grom z jasnego nieba padła tam ze strony Urzędu propozycja wprowadzenia „modelu brytyjskiego”. A co by to miało znaczyć? Ano jachty używane do rekreacji ich właścicieli i rodzin, o długości do 15 m, należy zwolnić ze znacznej części wymagań formalnych, wychodząc z założenia, że właściciele sami zadbają w własne bezpieczeństwo, zaś małym jachtem nie narobią wielkich szkód osobom trzecim. Rygory miały pozostać dla tak zwanych jachtów komercyjnych, cokolwiek miałoby to znaczyć.
Propozycja nie mogła zostać odrzucona, zresztą kto miałby to wówczas zrobić. Została więc przyjęta do wiadomości i wkrótce potem Ministerstwo Infrastruktury wprowadziło do swych rozporządzeń pewne zwolnienia dla jachtów nie służących do prowadzenia działalności gospodarczej. Jaka jest oficjalna idea wprowadzenie definicji jachtów komercyjnych? Otóż rygory dla jachtów komercyjnych i ich skipperów mają chronić przypadkowych, nieświadomych i niedoświadczonych klientów przez nadmiernym ryzykiem. Równocześnie zdejmuje to z Urzędów Morskich potrzebę biurokratycznej obsługi znacznej części przyjemnościowych drobnoustrojów – nieoficjalnie, moim zdaniem, jest to więc sposób na liberalizację bez utraty twarzy przez administrację, która przez lata szermowała pojęciem zapewnienia bezpieczeństwa żeglarzom.
Zapis o działalności gospodarczej jest prowizorką wynikającą z prostego przetłumaczenia słowa „komercja”. Moim osobistym zdaniem jest to zapis znakomity. Cóż to jest bowiem działalność gospodarcza? Konstytucyjna w tym zakresie ustawa z dnia 2 lipca 2004 r. o swobodzie działalności gospodarczej w artykule 2 mówi: Działalnością gospodarczą jest zarobkowa działalność wytwórcza, budowlana, handlowa, usługowa oraz poszukiwanie, rozpoznawanie i wydobywanie kopalin ze złóż, a także działalność zawodowa, wykonywana w sposób zorganizowany i ciągły. Zapamiętajmy dobrze te słowa: wykonywana w sposób zorganizowany i ciągły!
Z kolei druga kluczowa ustawa - o podatku dochodowym od osób fizycznych mówi w artykule 3.2b. Za dochody (przychody) osiągane na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej uważa się w szczególności dochody (przychody) z:
1) pracy [na etacie itp.] ......,
2) działalności wykonywanej osobiście na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, bez względu na miejsce wypłaty wynagrodzenia,
3) działalności gospodarczej prowadzonej na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej,
4) położonej na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej nieruchomości, ....
Rozróżnia się tu działalność gospodarczą, (patrz wyżej), od jakiejś innej, dającej przychód, działalności wykonywanej osobiscie, zapewne w sposób niezorganizowany i okazyjnie.
Jakie to ma praktyczne znaczenie? Ano po prostu takie, że jeśli zabiorę kolegę w rejs na moim jachciku za zwrotem kosztów, albo raz na rok wyczarteruję go odpłatnie znajomym z internetowego forum, to nie muszę poddawać się rygorom obowiązującym dla jachtów komercyjnych. Co najwyżej mogę się zastanowić, czy wpisać przychód do mojego PIT-a i jak go udokumentować. Analogicznie, jeśli jacht klubowy jest udostępniany wyłącznie własnym członkom, twierdziłbym, że nie jest to przedsięwzięcie powodujące, iż jacht jest komercyjny.
Można więc powiedzieć, że jest pięknie. Dzięki „modelowi brytyjskiemu” WOLNOŚĆ uczyniła znaczący krok naprzód. Ale tak to w polskim prawodawstwie bywa, że jak coś działa, to koniecznie trzeba to zepsuć.
Więc co to jest jacht?
Na jednym z forów internetowych ukazała się robocza wersja rządowego projektu ustawy o bezpieczeństwie morskim. Zawiera on taki pomysł na definicje:
jacht komercyjny - należy przez to rozumieć statek przeznaczony do celów sportowych lub rekreacyjnych i przewożący nie więcej niż 12 pasażerów, który jest używany do prowadzenia działalności, polegającej w szczególności na:
a) odpłatnym czarterowaniu statku z załogą;
b) odpłatnym przewozie osób;
c) odpłatnych rejsach szkoleniowych;
d) odpłatnym czarterowaniu statku bez załogi;
e) odpłatnym udostępnianiu statku w celach połowu organizmów morskich na podstawie sportowego zezwolenia połowowego zgodnie z przepisami o rybołówstwie;
jacht rekreacyjny - należy przez to rozumieć statek przeznaczony lub używany do celów sportowych lub rekreacyjnych inny niż jacht komercyjny;
jacht morski - należy przez to rozumieć jacht komercyjny lub jacht rekreacyjny;
Mamy tu, moim zdaniem, typową dla urzędników (sam nim byłem), próbę szczegółowego zapisania wszystkiego. Poniekąd jest to godne pochwały, a na pewno wynika z dobrej woli. Jednak zaproponowane zapisy rodzą różnorakie wątpliwości, powiem więcej: zagrożenia całkiem zbędnymi konfliktami. Powinniśmy więc urzędników, a w konsekwencji samych siebie, uchronić przed taką próbą przeregulowania.
Czego można się bać?
Odpłatne czarterowanie statku wraz z załogą, odpłatny przewóz osób oraz rejsy na ryby to tak naprawdę nie tyle „jachty” ile „pozakonwencyjne statki pasażerskie” (poniżej 12 pasażerów). Mógłbym się tym nie emocjonować, ogółu żeglarzy to nie dotyczy. Oznacza to, że definicja pozornie jest do przyjęcia.
Dlaczego POZORNIE? Otóż nawet przy niewielkiej dozie złośliwości mogą zaistnieć konflikty następujące:
A.     Armator jachtu okazjonalnie „czarteruje odpłatnie” koję na jeden, czy kilka rejsów. Po to by mieć załogę i po to by obniżyć sobie koszty. Po za tym płynie on i jego rodzina (załoga). Ktoś może uznać, że jest to „odpłatny czarter jachtu wraz z załogą” albo też „odpłatny przewóz osób”. Tej drugiej interpretacji nie uznałbym za nic, wszak osoby „czarterujące” koję są załogą, a nie przewożonymi pasażerami. Ale przed pierwszą trudniej się bronić.
B.     Armator okazyjonalnie „użycza” jacht, nie pobiera opłaty czarterowej ale pobiera zwrot stałych kosztów eksploatacji (zimowanie, miejsca w porcie, ubezpieczenia, wodowania itp.). Ktoś mógłby uznać, że to „odpłatny czarter statku bez załogi”. Będzie to trudne do zwalczenia.
C.     Armator okazyjonalnie czarteruje jacht bez załogi pobierając opłatę czarterową. Z całą pewnością nastąpi zaliczenie jako „odpłatny czarter statku bez załogi”. I rzeczywiście tak jest.

Kluczem do rozwiązania jest słowo okazyjonalne. Jeżeli takie „czarterowanie” lub „użyczanie” miałoby mieć miejsce permanentnie, to można domniemywać, że jest to świadoma, i trwała działalność gospodarcza.
Jeśli przyjąć za dobrą monetę, że podział jachtów na komercyjne i niekomercyjne ma chronić interesy przypadkowych i nieświadomych klientów, to opisany przeze mnie przypadek "A" można wyłączyć z komercyjności. Jeżeli właściciel udostępnia część miejsc na łódce odpłatnie lub nie, to nadal działa ta sama zasada, co w przypadku jachtów niekomercyjnych: pływa za swoje, na swoim i na własne ryzyko, posługuje się własnym zdrowym rozsądkiem, który zastępuje restrykcje formalne.
A co z przypadkami "B" i "C"? Złośliwa interpretacja definicji nakazywałaby uzyskanie Karty Bezpieczeństwa na tę okazję. Ale można też powiedzieć, że nie jest to konieczne ze względów bezpieczeństwa klienta. Jeśli bowiem udostępniamy jacht okazjonalnie, to znaczy wyjątkowo, to z całą pewnością nie oddajemy go w ręce przypadkowe. Dbając o własny majątek, wszak za chwilę wsiądziemy na jacht sami i nasza rodzina, znajdziemy osobę znajomą, rekomendowaną, a to oznacza, że świadomą, której nie trzeba chronić przepisami.
Problem w tym, że to ja tak twierdzę, a co będzie twierdził URZĄD, co stwierdzą kolejni panowie dyrektorzy? Łatwo sobie wyobrazić, że każde pobranie od kolegi zwrotu udziału w kosztach opłaty portowej spowoduje próbę zakwalifikowania jachtu jako komercyjnego z powodu „odpłatnego przewozu osób” albo „odpłatnego czarteru jachtu wraz załogą. Zdecydowanie propozycja definicji w obecnie proponowanym kształcie jest groźna.
W grudniu 2009 roku, Rada Armatorska SAJ w odpowiedzi na zapytanie z Ministerstwa Infrastruktury, odrzuciła jego propozycje i złożyła swoją, oto cytat:
Definicja winna być jak najprostsza, nie zawierająca nadmiaru uszczegółowień, które mogą powodować kłopoty interpretacyjne oraz pozwalać na wyszukiwanie luk.
Tak skonstruowana definicja mogłaby zawierać trzy człony:
Jacht - należy przez to rozumieć statek morski używany do celów sportowych, rekreacyjnych lub turystycznych.
Jacht komercyjny jest to jacht używany do prowadzenia działalności gospodarczej polegającej na czarterowaniu z załogą lub bez, wynajmie miejsc lub szkoleniu.
Jacht niekomercyjny jest to każdy inny jacht, niż komercyjny, o długości całkowitej kadłuba do 24 m.
Grochem o ścianę!
 
Andrzej Colonel niekomercyjnie w kamizelce Remiszewski
 
PS. A wszystkiego tego by nie było gdyby wyłączyć z ustawy (UWOLNIĆ) po prostu wszelkie jachty o długości poniżej 24 m!

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.