Jak daleko do pełnej wolności żeglowania? (1)
Na nowej stronie kpt. Kulińskiego czytamy: Od dwóch dekad trwa proces rozszerzania swobody żeglowania po wodach morskich i śródlądowych. Idzie to jak po grudzie, ponieważ opór materii okazał się niezwykle silny. Istota oporu to naruszenie interesów korporacji uzurpującej sobie prerogatyw osobliwego "wiceministerstwa żeglugi", asekurantyzm urzędniczy oraz nieporadność legislatorów.
"Liberatorzy" wyrywają swobodę żeglowania powolutku, systematycznie, uparcie kroczek po kroczku. Cel strategiczny od dawna jest widoczny - ma być tak jak u naszych północnych sąsiadów - Szwedów.
"Liberatorzy" analizują sytuację każdego etapu - dziś pierwszy z newsów tej serii. Są to rozważania znawcy tematu - jachtowego kapitana ż.w. Andrzeja Remiszewskiego. Chciałbym zwrócić uwagę na jeden ważny aspekt - "liberatorzy" niczego nie ukrywają. Dążą do wyznaczonego celu jawnie - przy otwartej kurtynie. Chciałbym abyście to docenili. Wkrótce drugi odcinek tego serialu.
Żyjcie wiecznie!
Don Jorge
==============================
JAK DALEKO OD WOLNOŚCI
Stan prawa
Uprawianie żeglarstwa w Polsce regulują następujące podstawowe akty prawne:
a) żeglarstwo śródlądowe - ustawa o żegludze śródlądowej,
b) żeglarstwo morskie - „Kodeks Morski” i ustawa o bezpieczeństwie morskim.
Są one ze sobą powiązane ale w sposób dalece niespójny.
Najpoważniejsze niespójności to:
a) poddanie żeglarstwa przepisom „Kodeksu Morskiego”, co nie odpowiada charakterowi żeglarstwa sportowego, turystycznego i rekreacyjnego;
b) bałagan definicyjny - cześć osób i instytucji próbuje do „żeglarstwa komercyjnego” dodawać coś w rodzaju odpłatnego przewozu pasażerów, mamy też sprawę „jachtów –smażalni”;
c) nadal funkcjonuje w żeglarstwie „właściwy związek sportowy”, który miałby wykonywać kompetencje państwa w zakresie rejestracji jachtów oraz wydawania patentów, nawet jeśli szkolenie i egzaminy zostały słusznie zdemonopolizowane;
d)) brak jest podstawy prawnej do wydania przepisów dotyczących stopni żeglarskich, wymagań kwalifikacyjnych, patentów w żeglarstwie morskim, odpowiednia delegacja jest tylko w ustawie wymienionej pod lit. a;
e) z całkowicie niejasnych przyczyn rozporządzenia dotyczące kwalifikacji w żeglarstwie ma wydać w delegacji z ustawy o żegludze śródlądowej Ministerstwo Sportu w porozumieniu z Ministerstwem Infrastruktury, a nie sama Infrastruktura. Wynika to zapewne z faktu, że oba ministerstwa podrzucają sobie „gorący kartofel” albo z nawyku historycznego albo dlatego, że żadne nie chce być pod presją środowisk „liberalizatorów” i innych „oszołomów internetowych”;
f) ograniczenia wolności żeglowania, które pozostały w prawie, są nielogiczne i nieuzasadnione względami bezpieczeństwa. Patrząc nie tylko przez pryzmat naszych celów dalekosiężnych ale i z punktu widzenia urzędnika-regulatora, widać, że są one w dużej mierze dziełem dryfowania od przypadku do przypadku. Klasyczny przykład to sprawa houseboatów, na tle jachtów żaglowych;
g) funkcjonuje obecnie stan przejściowy – nowa ustawa o żegludze śródlądowej oraz stare rozporządzenia, w tym kompromitujące system „lipcowe patenty”.
Co mnie zadowala
Przede wszystkim cieszy mnie „wypisanie” żeglarstwa turystycznego i rekreacyjnego z ustawy o sporcie. (niestety nie do końca z władzy resortu sportu).
Po drugie, likwidacja roli PZŻ jako władzy żeglarskiej, jego rolę jako wykonawcy zadań państwowych na zlecenie państwa jestem skłonny zaakceptować pod pewnymi warunkami. Należy zwrócić uwagę, że działacze PZŻ już wiedzą, że to koniec i dlatego działalność przynoszącą konfitury wyprowadzają ze Związku. Powiem jasno, że mnie to nie boli, każdy ma prawo zadbać o swoje interesy, wspaniale będzie, jeśli żeglarscy fachowcy spożytkują swoje doświadczenie i umiejętności, na przykład dla dobrowolnych szkoleń w zdemonopolizowanej rzeczywistości.
Po trzecie, praktyczne zdefiniowanie „komercji” w rozporządzeniach MI, jako uprawianie działalności gospodarczej. Wszelkie próby definiowania szczegółowo spowodowałyby moim zdaniem ograniczenie wolności oraz otwieranie furtek do manipulacji prawem.
Po czwarte, zamiar uchwalenia nowej ustawy o bezpieczeństwie morskim, która, gdyby była mądra, mogłaby domknąć system śródlądzie/morze.
Po piąte przyjęcie (po wystąpieniu RPO sprzed dwóch lat) przez Ministerstwo Infrastruktury zasady konstytucyjnej o wprowadzaniu ograniczeń wolności żeglowania na drodze ustawy.
Po szóste, krok w dobrym kierunku to zapisy w art. 37a ustawy o żegludze śródlądowej zmierzające do uzależniania ograniczeń od względów bezpieczeństwa (cyt.: „kierując się bezpieczeństwem żeglugi”), a nie z powodu „braku uregulowań” jak było w pierwszej wersji ministerialnego projektu założeń do ustawy morskiej.
Po siódme, chęć urzędników z resortów do konsultowania przyszłych przepisów i to już na wczesnym etapie ich tworzenia, dotyczy to zarówno ustawy o bezpieczeństwie już na etapie „projektu założeń” jak i rozporządzeń do ustawy o żegludze śródlądowej, też na etapie przedwstępnym.
Co mnie niepokoi
Przede wszystkim niepokoi mnie niechlujstwo i chaos panujący przy pisaniu prawa, szczególnie ustaw. Na to jednak chyba nie mamy szansy mieć wpływu, tak wygląda tworzenie wszystkich ustaw w naszym kraju.
Po drugie, niepokoi mnie tendencja do przeregulowywania. Pamiętajmy, że urzędnicy mają zakodowane pewne stereotypy wynikające z historii i mają naturalną skłonność do tegoż przeregulowywania. Jest to w pewnym sensie zjawisko istniejące obiektywnie, trzeba im pomóc z tego się wyzwolić, nie budząc w nich agresji ani strachu. Na to możemy mieć i powinniśmy mieć wpływ.
Po trzecie, niepokoi mnie nikłe poparcie dla liberalizacji w środowisku szarych żeglarzy. Ogół posługuje się stereotypem, że aby bezpiecznie żeglować trzeba mieć patent wydany przez „władzę żeglarską”. Wynika to z wielu przyczyn, historycznych i mentalnościowych. Ale jest też jedna ważna przyczyna po naszej stronie: delikatnie mówiąc nikły poziom publicznych dyskutantów wdających się w osobiste potyczki, używanie wciąż tych samych argumentów i niestety inwektyw itp. Wielu potencjalnych sojuszników jest tym odstraszanych i zniechęcanych.
Krótkie podsumowanie
W tekście inaugurującym nowy adres SSI, zatytułowanym „Kilka słów, co nie nowe” (http://www.kulinski.navsim.pl/art.php?id=1661&page=45 ) pozwoliłem sobie zarysować marzenie o żeglarstwie swobodnym. Dziś pokazuję, ile już na drodze do niego przeszliśmy, a jak wiele drogi jeszcze przed nami. Próbuję także delikatnie zasugerować, że naszym przeciwnikiem nie jest „właściwy związek sportowy”, nie jest też żaden konkretny urzędnik, żaden urząd. Naszym przeciwnikiem jest stereotyp, siła nawyku, chaos w sposobie tworzenia prawa, no i relikty przeszłości. To wszystko jest do zmiany.
Andrzej (w optymistycznie założonej kamizelce) Colonel Remiszewski