Jachty Niezwykłe: SPANIEL II, czyli donoszę na Zbieraja
W sieci trudno znaleźć jego dane, a nawet lepsze fotki, więc ucieszyłem się, kiedy zobaczyłem go na powyższym zdjęciu Waldka Heflicha. Stoi przy szczecińskiej kei podczas Baltic Tall Ships’ Regatta 2015 i... zabolało... Że myśmy TAKI jacht sprzedali! Z legendą, z historią, z... No, ręce opadają...
Pamiętam sceny z filmu Andrzeja Radomińskiego „Gorycz zwycięstwa”, w których kpt. Kazimierz „Kuba” Jaworski z wyraźnym bólem opowiada o ostatnim, feralnym rejsie swoje „dziecka” – jachtu „Spaniel II” – w grudniu 1980 r. przez Atlantyk do Polski. Feralnym podwójnie, bo po zwalczeniu problemów technicznych i pogodowych czekała na nich w kraju na kei komisja inwentaryzacyjna, gdyż w stosownych gremiach PZŻ postanowiono, że jacht będzie sprzedany...
Przeczytaj również: Jachty niezwykłe: Tajemniczy „Indianin”
„Spaniela” kupił Instytut Oceanografii z Rygi. Po upadku Związku Radzieckiego w wolnej już Łotwie „Spaniela” sprywatyzowano. Jacht (bardzo zadbany!) dziś startuje regularnie w The Tall Ships’ Races i to z licznymi klasowymi sukcesami! Podobno byłynawet jakieś podchody polskiej strony, aby „Spaniela” odzyskać, ale na razie spełzły na niczym...
A przecież bohater książki „Okrakiem przez Atlantyk” Andrzeja Radomińskiego, 56-stopowy „Spaniel II” zbudowany w Szczecinie w 1979 r. był pierwszym jednokadłubowcem, który w samotnej żegludze ze wschodu na zachód w regatach OSTAR 1980 przepłynął Atlantyk w 19 dni i 13 godzin. Prócz Kuby Jaworskiego pływali na nim także m.in. kapitanowie Jerzy Rakowicz i Janusz Zbierajewski.
I do tego ostatniego mam właśnie żal. O co?
Na forum żeglarskim wspomina barwnie:
„W TARS 80 na obu «Spanielach» było zamontowane coś w rodzaju parometrowych spinakerbomów na obu burtach, opuszczanych/podnoszonych na własnych topenantach. Taki spinakerbom był zakończony czymś w rodzaju dużej rakiety tenisowej, na której leżał elastyczny zbiornik, taki, jakich się używa na jachtach do przechowywania paliwa lub wody pitnej. Ręczną pompą można było napompować ileś tam litrów wody. Pompowało się do zbiornika nawietrznego, żeby zmniejszyć przechył. (...) Całe to ustrojstwo miało same zalety i tylko jedną wadę: nie działało...”.
Donoszę więc uprzejmie, że jest taki jeden facet, który – sam będąc żywą i barwną historią polskiego żeglarstwa powojennego, a mający dar słowa zdecydowanie ponad innych piszących kapitanów i świetną pamięć – od lat uchyla się od patriotycznego obowiązku spisania swoich wspomnień.
Także tych z pokładu unikatowego „Spaniela II”...
Jerzy Klawiński