HMS VICTORY i reszta

2017-09-06 21:33 Jerzy Knabe
HMS Victory
Autor: materiały prasowe HMS Victory

Stare zasłużone statki i okręty bywają stosunkowo często ratowane przed złomowaniem i rozbiórką przez wiedzionych sentymentami i zapalonych miłośników morza, historii i tradycji. Prawie każdy szanujący się port na świecie ma choćby jeden taki ocalony z przeszłości pomnik, wzbudzający zainteresowanie i zdobiący kolorowe pamflety dla turystów.

Dużo więcej wraków kryje się gdzieś po kątach portów, na bagnach, osuchach lub w zaroślach i cichutko niszczeją, ponieważ eksploatacja przestała być opłacalna, armatorzy nie mają funduszy na opiekę, nie mówiąc już o ewentualnej renowacji. No i po latach te wraki stają się całkowicie bezpańskie a często, nadal cichaczem, kończą w stoczni pocięte „na żyletki” – nawet pomimo posiadanego być może statusu zabytku. Niestety znów sprawdza się stara marynarska mądrość, że „kto ma statki, ten ma wydatki”. Nawet nadzwyczajny status nic nie pomoże, gdy za nim nie widać odpowiedniej kasy.

Te statki, które nadal mogą i przyciągają turystów są wygrane dlatego, że mają dla siebie, w jakiś sposób zorganizowane i ciągle obecne, w miarę stabilne a z reguły budżetowe, fundusze. Te fundusze są jednak ograniczone, słabo podatne na wzrost, a więc siłą rzeczy ci wygrani to nieliczna „arystokracja”. Filantropów i zapaleńców nie ma dużo. Mniej niż statków. Trzeba przyjąć do wiadomości i pogodzić się, że inaczej nie będzie.  Reszta wyeksploatowanych statków w różnym tempie obumiera a przypływ nowszych „zabytków” też nie ustaje. W sumie więc obraz jest mało optymistyczny a nawet smutny. Ale sentymenty muszą iść na bok – upływu czasu nie da się zatrzymać - również i w tej dziedzinie. Doboru naturalnego – też nie. Słabsi giną.

W Polsce do tej szczęściarskiej arystokracji należą nieliczne statki/okręty jak "Sołdek",  "Dar Pomorza" lub "Błyskawica". Mają status muzeów, a skoro tak to ich przyszłość jest jako-tako (ale i tak wcale nie na zawsze) zabezpieczona.

W Wielkiej Brytanii też jest taka arystokracja a na jej samym szczycie jest słynny okręt Lorda Nelsona, weteran bitwy pod Trafalgarem - HMS Victory. Tę czołową pozycję potwierdza specjalny status – ekscentryczny, ale dla Anglików typowy. Mający już ponad 250 lat okręt wojenny jest bowiem  nadal, nieprzerwanie, w służbie Marynarki Wojennej Jej Królewskiej Mości. Stoi w suchym doku w Portsmouth – podobno najstarszym suchym doku na świecie -  już 95 lat, Okręt  jest rozeschnięty, spuszczony do wody zatonąłby niezwłocznie, ale jest „na stanie” i w czynnej służbie Royal Navy.

Ma załogę, ma dowodzącego kapitana. Jednym z nich był któregoś razu syn polskiego weterana 2-iej Wojny Światowej, Lieutenant Commander, (po naszemu komandor podporucznik), Frank Nowosielski. Obecna oficjalna funkcja HMS Victory to okręt flagowy Pierwszego Lorda Admiralicji. Dawniej był okrętem Drugiego Lorda, ale reorganizacja floty brytyjskiej przed kilkoma laty zlikwidowała to stanowisko… To tu urządzane są przyjęcia i oficjalne uroczystości Royal Navy. Okręt jest otwarty do zwiedzania, stale konserwowany, ma już w wielu miejscach powymieniane wręgi i poszycie - ale trwa. Jak są pieniądze – to i trwa.

Ale na horyzoncie, poza bieżącymi, pojawiły się nowe wydatki. Okazało się, że ważący dwa tysiące ton kadłub zaczyna osiadać pod własnym ciężarem. Powolutku - ale osiada: 5 milimetrów rocznie. Jest to jednak 20 centymetrów przez ostatnich lat czterdzieści. A za to burty mu trochę pęcznieją. No i trochę siada na rufie. Fachowcy orzekli, że winne są - bo nie spełniają należycie swojego zadania - stalowe podpory rozmieszczone co sześć metrów pod kadłubem w suchym doku. Kadłub źle się tak czuje, nie ma takich warunków jakie miałby w wodzie, która podpiera równomiernie na całej długości. Wykonana niedawno, chociaż  rozciągnięta w czasie,  wymiana całego poszycia też przyczyniła się do naruszenia pierwotnej stabilności kadłuba - porównywalnie do efektu rozluźnienia gorsetu. Trzeba więc teraz zmienić sposób podparcia na bardziej wyrównany…

Po skanowaniu złożonym z prawie 90 milionów pomiarów i odpowiednim  modelowaniu komputerowym, zaprojektowano pionierskie rozwiązanie. Zamiast istniejących 22-ch podpór kołyskowych - użycie stu trzydziestu sześciu stalowych podpór punktowych. Każda z nich z elektronicznie regulowanym czujnikiem nacisku podłączonym do centralnego  komputera na którym sytuacja ma być monitorowana 24 godziny na dobę. Tym sposobem kadłub ma się poczuć lepiej…
Na to zadanie przewidziano osiem miesięcy i prace są już w toku. Rzecz dzieje się na zewnątrz statku, więc postępy można łatwo obserwować. Widzów i zwiedzających bywa w Portsmouth i na Victory podobno około 400 tysięcy rocznie a wstęp do ”Historic Dockyard” i zwiedzanie są płatne… Po załatwieniu  nowego podparcia potrzeby i wydatki nie ustaną. Zdjęte obecnie z Victory maszty muszą wrócić na swoje miejsca. Dalsze tysiące i miliony funtów będą wydawane. W ogólnym bilansie jak widać uznano, że to się jednak kalkuluje. Ale aby decydować czy warto wydawać miliony czy nie, to jednak trzeba najpierw je mieć skąd wziąć. Mało który armator starego i zasłużonego statku jest w sytuacji pozwalającej na rozważanie takich dylematów. A fachowcy twierdzą, że koszty  kosztami, ale oni szykują HMS Victory na trwanie przez kolejnych lat dwieście pięćdziesiąt…

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.