Historia północnych rejsów polarnych
Coraz popularniejsze są na świecie – a u nas już od wielu lat! – rejsy polarne. Coś ludzi ciągnie w te zimne, surowe regiony. Mają one bez wątpienia swój urok w czasach zaawansowanej techniki, ale czy zawsze tak było?
Początki żeglugi nie tam powstawały. Oczywiście wikingowie pod koniec pierwszego tysiąclecia zasiedlali wyspy północnego Atlantyku, Islandię, Południową Grenlandię, dotarli do Ameryki Północnej. Przedtem bywały inne wyprawy, którym przypisuje się, osiągnięcie regionów polarnych. W VI w. mnich Brendan miał dopłynąć do Islandii i Grenlandii, a niemal 1000 lat wcześniej, bo w IV w. p.n.e. Pyteasz z Massali odbyć wyprawę na północ i dotrzeć aż do Thule. Nie ma jednak pewności, gdzie umiejscowić to pyteaszowskie Thule. Na pewno nie chodzi o te na Grenlandii. Niektórzy sądzą, że na Islandii. Nie nam o to kopie kruszyć...
Generalnie jednak ludzie nie pływali dla sportu. Włodzimierz Głowacki w swoim dziele „Wspaniały świat żeglarstwa” wyraźnie odróżnia „przyjemność żeglowania” od „żeglowania dla przyjemności”. Głównym motywem żeglugi był handel. Pod koniec XV w. na morzach konkurowało ze sobą dwóch sąsiadów: Portugalia i Hiszpania.
Nęcącym celem było dotarcie do bajecznych bogactw Wschodu, które trafiały do Europy za pośrednictwem karawan arabskich. W 1488 r. Portugalczyk Bartolomeu Dias dotarł do Przylądka Dobrej Nadziei i tym samym utorował drogę do Indii dla Vasco da Gamy. W 1493 r. Krzysztof Kolumb Genueńczyk, będący na służbie Hiszpanów, wrócił ze swojej pierwszej wyprawy do
Indii. Oba katolickie państwa mocno ze sobą konkurowały.
Pragnąc zapobiec narastającemu konfliktowi dotyczącemu eksploracji Nowego Świata, papież Aleksander VI w Tordesillas w roku 1494 dokonał podziału świata. Ustalono ostatecznie linię demarkacyjną przebiegającą 1184 Mm na zachód od Wysp Zielonego Przylądka. Mocą traktatu wszystkie nowo odkryte, niechrześcijańskie państwa leżące na wschód od tej linii miały należeć do Portugalii, a na zachód o tej linii do Hiszpanii. Należy przy tym rozumieć, że żadne inne państwa nie miały prawa korzystać ze szlaków handlowych Hiszpanii i Portugalii. Szlak handlowy obejmował faktorie dające wodę i zaopatrzenie.
Kurs – N!
Inne państwa nie zamierzały jednak bezczynnie patrzeć na bogacenie się dwóch wyżej wymienionych.
Już w 1497 r. John Cabot ruszył z Bristolu i zapoczątkował trwające trzy stulecia poszukiwanie Przejścia Północno-Zachodniego – mitycznej cieśniny Anian, która z Atlantyku prowadziłaby na Pacyfik drogą północną. Cabot dotarł aż do Nowej Fundlandii i był pierwszym Europejczykiem po wikingach, który zobaczył brzegi Ameryki. Poszukiwania ciągnęły się tak długo, bo chęć przerastała możliwości. Statki z owych czasów nie były w stanie sprostać wymaganiom, jakie stawiała przed nimi żegluga w tak trudnych rejonach.
Pierwsza mapa z wyobrażeniem bieguna pólnocnego (1606) według Gerarda Mercatora
Warto zauważyć, że uczeni tamtych czasów widzieli trzy możliwości dotarcia do Pacyfiku drogą północną: Przejścia, zwane dzisiaj Północno-Zachodnim (nad Ameryką poprzez kanadyjski archipelag wysp i nad Alaską) i – Wschodnie (nad rosyjską częścią Eurazji), ale także najkrótsze (jak wynikało z obliczeń) – prosto przez biegun północny. Znana była teoria „otwartej wody”, według której czyste od lodu wody wokół bieguna otaczał jedynie pas dryfującego lodu, przez który oczywiście należało się przebić, aby w efekcie dostać się na Pacyfik.
Pod koniec XVIII w. nie było już potrzeby szukać alternatywnej drogi na Pacyfik. Zmienił się też układ sił na morzach świata i już nie Portugalczycy ani nie Hiszpanie na nich rządzili. Był to czas oświecenia, czas po odkryciach kapitana Jamesa Cooka i podróżach Aleksandra von Humboldta. Na arenie nautycznej prym wiedli Anglicy, którzy kwestię zdobycia bieguna północnego i Przejścia Północno-Zachodniego zaczęli traktować jako sprawę honoru narodowego.
W krainie lodu
Z takim zadaniem ruszył w drogę w roku 1773 Constantine Phipps, dowodzący dwoma statkami – HMS „Racehorse” i HMS „Carcass”. Dotarł do 80°48’N, ale przez „pas lodu” nie udało mu się przebić. Anglicy nie dali za wygraną. W roku 1818 wysłali dwie wyprawy. Jedna pod dowództwem Johna Rossa miała zbadać Przejście Północno-Zachodnie, za odkrycie, którego wyznaczono nagrodę 20 000 funtów, i drugą, pod dowództwem Davida Buchana na statkach HMS „Dorothea” i HMS „Trent”, której zadaniem było dotrzeć do bieguna. Wyprawa Buchana dotarła do 80°34’N, czyli nawet nie pobiła wyniku poprzedniej ekspedycji, a wymieniam ją jedynie dlatego, żeby nadmienić, że dowódcą HMS „Trent” był John Franklin znany później ze swojej wyprawy mającej ostatecznie zbadać Przejście Północno-Zachodnie. Kolejna angielska wyprawa w 1827 roku, pod dowództwem Williama Edwarda Parry‘ego, pobiła wprawdzie rekord i dotarła do 82°45’N, ale widać już było zmianę taktyki. Anglicy odstąpili od teorii czystej wody i Parry ze swoimi ludźmi ciągnął specjalnie do tego celu zbudowane sanio-łodzie.
Próbę dotarcia do bieguna tylko statkami zainicjował jeszcze w 1869 r. niemiecki Geograf August Petermann. Dwa statki – „Germania” pod kapitanem Koldewayem i „Hanse” pod Hegemannem ruszyły na północ. Po dotarciu do granicy lodu, w sztormie, 20 lipca statki straciły ze sobą kontakt. Po nieudanych próbach połączenia się „Germania” dotarła na umówione na taki wypadek miejsce przy wyspie Sabine, u wybrzeży wschodniej Grenlandii, gdzie zimowała wmarznięta w lód w bezpiecznej zatoce. W trakcie postoju załoga prowadziła rozległe badania zarówno ze statku, jak i w trakcie długich wypraw saniami. W połowie lipca 1870 r., statek wyzwolił się z okowów lodowych. Koldeway jeszcze raz zarządził płynięcie na północ, aby zgodnie z instrukcją Petermanna po sforsowaniu „pasa lodu” dotrzeć do bieguna. Po osiągnięciu 75°30’N, stwierdzili bezcelowość dalszego przebijanie się dalej na północ. Wśród załogi nikt już nie wierzył w morze wolne od lodów. Nie byli nawet w stanie poprawić własnego rekordu 77°N osiągniętego w czasie wyprawy saniami. Zawrócili na południe i popłynęli do kraju.
Rycina z podobiznami żaglowców, które wzięły udział w pierwszej wyprawie arktycznej w 1818 r.
Załoga „Hanse” także usiłowała dopłynąć do umówionego miejsca, jednak bez silnika miała z tym niemałe trudności. W pewnej chwili znalazła się nawet w odległości 35 mil od wyspy Sabine, ale nie zdołała wyrwać się z paku lodowego. W efekcie końcowym statek został ściśnięty lodami i zatonął 22 października 1869 r. na pozycji 70°52’N i 021°00’W. Załoga zdołała przenieść się na krę lodową wraz z dużymi zapasami prowiantu i wielu sprzętów. Zabrano oczywiście łodzie ratunkowe. Z brykietów, które były przeznaczone, jako paliwo dla żaglowo-parowej „Germanii” – („Hanse” była żaglowcem), zbudowano domek na lodzie, w którym zamieszkali rozbitkowie. Kra dryfowała wraz z nimi z prądem na południe wzdłuż wschodnich
wybrzeży Grenlandii.
Z początku było im nawet wygodnie, ale gdy tuż po Nowym Roku nastąpiła seria sztormów, ich kra robiła się coraz mniejsza. Gdy wreszcie pękła pod domkiem, spali w gotowości na łodziach. Potem i to się skończyło, kra już była za mała i nie mając innego wyjścia, podjęli żeglugę w trzech łodziach ratunkowych. Było to 7 maja 1870 r., dokładnie 200 dni od chwili, gdy z tonącego statku przesiedli się na lód. Czasami dobijali do brzegu, choć nie zawsze było to możliwe, a ponadto nie zmieniało to ich sytuacji, oni potrzebowali ludzkiego osiedla. Wreszcie, po ponad miesiącu żeglugi, 13 czerwca, trafili do misji Braci Morawskich w Fridrichsthal na południu Grenlandii. Przygodnym statkiem udało im się popłynąć do Kopenhagi, a stamtąd do Niemiec, gdzie dotarli 3 września. Gdy tydzień potem, 10 września 1870 r., Germania cumowała w Bremerhaven, na kei witała ją załoga „Hanse”. Odyseję „Hanse” można bez przesady porównać z wyprawą „Endurance” Shackletona.
Kapitanowie obydwóch statków zgodnie i stanowczo zaprzeczali teorii otwartej wody, za co obraził się na nich August Petermann – ich patron i organizator wyprawy. Po latach w roku 1878 odebrał sobie życie. Nie mógł pogodzić się z tym, że świat nie był taki, jak przewidywała jego teoria...
Ale teoria jeszcze żyła...
W latach 1878 – 1879 szwedzki statek żaglowo-parowy „Vega” pod wodzą Adolfa Erika Nordenskjölda przepłynął Przejście Północno-Wschodnie. Wypłynął z Göteborga, pożeglował wokół Skandynawii i dalej na wschód – wzdłuż rosyjskich wybrzeży. Niewiele brakowało, a zrobiłby to w jednym sezonie nawigacyjnym, jednak tuż przed wejściem do Cieśniny Beringa przytrzymały go lody. Spokojnie, wraz z załogą, przezimował i w następnym roku (1879) kontynuował podróż.
Prasa światowa całą zimę 1878 – 1879 czekała na informację, co się dzieje ze szwedzką ekspedycją. Gdy na drugi rok informacji jeszcze nie było, Amerykanin George W. De Long na statku „Jeannette” pożeglował z San Francisco na północ. Na Czukotce dowiedział się, że Nordenskjöld szczęśliwie przezimował i popłynął dalej.
Misja w zasadzie została zrealizowana, ale De Long chciał skorzystać z okazji. Znał teorię otwartej wody i postanowił dopłynąć do bieguna. Nie opisując szczegółowo jego peregrynacji, wystarczy stwierdzić, że statek wmarzł w lody i dryfował z nimi na NW, aż wreszcie został ściśnięty, zgnieciony i zatonął w okolicach wysp, które teraz nazywają się Wyspami De Longa. Załoga pieszo powędrowała w kierunku ujścia Leny i niektórym udało się przeżyć.
„Jeannette” zatonęła w 1881 r. Trzy lata później resztki z zatopionego statku zostały odkryte u wybrzeży Grenalndii. To był niezaprzeczalny dowód na potwierdzenie wcześniej już istniejącej teorii o prądzie transpolarnym, który powodował, że pnie drzew transportowane przez syberyjskie rzeki można było znaleźć i na Spitsbergenie, i na Grenlandii.
„Jeannette” zatonęła w 1881 r. Trzy lata później resztki z zatopionego statku odkryto u wybrzeży Grenlandii
Odyseja Nansena
Zainspirowany tym zdarzeniem młody Norweg Fridtjof Nansen postanowił dopłynąć do bieguna północnego, wykorzystując siły natury. Nie miał jeszcze 30 lat, a był już doktorem nauk biologicznych i miał za sobą pierwsze w dziejach trawersowanie lądolodu grenlandzkiego. Zdobył poparcie parlamentu norweskiego i zorganizował odpowiednie fundusze. Na jego zlecenie doświadczony budowniczy statków Colin Archer zbudował „Frama”. Statek, który dzięki swojej przemyślnej konstrukcji powinien oprzeć się miażdżącej sile lodów.
Nansen nie podążał już śladem teorii o otwartej, czystej wodzie na północy. Jego ideą było doprowadzić do celowego wmarznięcia statku w lód i w tym stanie, wykorzystując prąd transpolarny, przedryfować przez biegun. Dzięki okrągłodennej konstrukcji „Fram” zamiast być miażdżony przez napierający lód, był przez niego wypychany do góry. Teraz w telegraficznym skrócie dzieje tej ekspedycji:
21 czerwca 1893 r. wyprawa opuszcza norweski port Vardö i płynie Przejściem Północno-Wschodnim.
22 sierpnia 1893 r. „Fram” wmarza w lód nieco na zachód od wysp De Longa. „Fram” powolutku dryfuje na zachód z małym wskaźnikiem na północ i Nansen już wie, że przez biegun, to chyba oni nie przepłyną.
14 marca 1895 r. Nansen wraz z Johansenem ruszają pieszo do bieguna. Mają ze sobą psy, sanie i kajaki. Nansen zastrzegał się wprawdzie przed rejsem, że wyprawa jest wyłącznie naukowa, ale dopadła go jednak ambicja, zapragnął dotrzeć do bieguna północnego.
14 marca 1895 r. osiągają swoją najbardziej północną pozycję 86°14’N – tak daleko na północ jeszcze nikt nie dotarł. Wiedzą jednak, że jeśli nawet dotrą do bieguna, to prowiantu na powrót już im nie wystarczy. Postanawiają wrócić, ale dokąd? Przecież „Fram” dryfuje dalej i nie wiadomo, gdzie się teraz znajduje. Planują pieszo dojść do Spitsbergenu lub raczej do Ziemi Franciszka Józefa odkrytej w 1873 r. przez austriacko-węgierską ekspedycję Tegetthofaf, której celem było także dopłynięcie do bieguna północnego. Nie trzeba chyba dodawać, że również i oni opierali się na wskazówkach Petermanna.
28 sierpnia 1895 r., już po dotarciu do Ziemi Franciszka Józefa, na wyspie Jackson (nazwa współczesna), decydują się na zimowanie. Jest zbyt późno, aby kontynuować podróż na południe. Ich celem jest Port Eira na wyspie Northbrook w południowej części archipelagu. Jest tam baza po ekspedycji Anglika Leight-Smitha z lat 1880 – 1881. Latem można tam spotkać poławiaczy fok. Muszą więc poczekać do następnego lata.
16 października 1895 r. dryfujący w lodach „Fram” osiągnął najbardziej północną pozycję 85°57’N, do jakiej kiedykolwiek dotarł statek.
19 maja 1896 r. Nansen i Johansen ruszają w dalszą drogę na południe. 16 czerwca na przylądku Flora na wyspie Northbrook dochodzi do spotkania Nansena z Jacksonem, mającym swoją bazę na Przylądku Flora, kolejnym Anglikiem, który prowadzi badania na Ziemi Franciszka Józefa. Nansen o tym nie wiedział. Ekspedycja Jacksona zaczęła się rok po wyruszeniu „Frama”.
13 sierpnia 1896 r. zaopatrzeniowy statek Jacksona „Windward” dowozi ich do norweskiego Vardö.
20 sierpnia 1896 r., czyli tydzień później, do norweskiego portu Tromsö wpływa „Fram”...
Legendarny „Fram” konstrukcji Colina Archera pod żaglami
Ciąg dalszy nastąpił...
Czy tak zakończyły się próby dotarcia do bieguna północnego jednostką pływającą? Nie! Ale najpierw dwa fakty dla chronologii: W latach 1903 – 1906 na małym żaglowcu „Gjøa”, z 13-konnym silnikiem pomocniczym, Roald Amundsen, jako pierwszy, sforsował Przejście Północno-Zachodnie.
21 maja 1937 r., pierwszy raz w historii, w ramach przygotowania bazy do „Dryfu Papanina” (zamierzony dryf czterech ludzi na krze lodowej z bieguna północnego z prądem), w okolicy bieguna wylądował, w 20. rocznicę Rewolucji Październikowej, radziecki samolot.
3 sierpnia 1958 r. dotarł do bieguna północnego pod lodami Arktyki amerykański okręt podwodny o napędzie atomowym „Nautilus”.
17 sierpnia 1977 r. dotarł do bieguna północnego radziecki lodołamacz o napędzie atomowy „Arktika” – pierwszy statek, który na powierzchni dopłynął do tego miejsca. W ramach uroczystości z tym związanych do wody opuszczono wielką płytę z herbem Związku Radzieckiego.
2 sierpnia 2007 r. dotarł do bieguna północnego rosyjski lodołamacz o napędzie atomowym „Rasija” i korzystając z pomocy miniokrętu podwodnego „Mir” (Pokój) zatknął na dnie (ca. 4000 m) rosyjską flagę z tytanu.
21 czerwca 2015 r. dotarł do bieguna północnego na pokładzie rosyjskiego lodołamacza o napędzie atomowym „50 Liet Pobiedy” Henryk Wolski i sfotografował się ze swoją flagą Concept Sailing.
Trudno to nazwać jakimś zdobyciem bieguna, ale mam satysfakcję, że też tam byłem. Ciekawe, co będzie na biegunie w roku 2017? I ciekawe, kiedy wskutek globalnego ocieplenia na biegun północny dopłynie pierwszy jacht?
21 czerwca 2015 r. dotarł do bieguna północnego na pokładzie rosyjskiego lodołamacza o napędzie atomowym „50 Liet Pobiedy” autor – Henryk Wolski