Henri Lloyd gościem w Gdynii

2008-06-23 14:07 archiwum Żagli

W przedostatnim dniu Młodzieżowych Żeglarskich Mistrzostw Świata Volvo-ISAF do Gdyni przyjechał niespodziewany gość: założyciel legendarnej już firmy "Henri Lloyd", produkuj¹cej odzież żeglarską - pan Henryk F. Strzelecki.

- Urodziłem się w stolicy Polski, czyli... w Brodnicy koło Torunia - żartuje elegancki pan.
W czasie drugiej wojny światowej znalazł się w Anglii i do dziś mieszka nieopodal Chester. Jest porucznikiem Wojska Polskiego w stanie spoczynku. Żeglarstwa uczył się jednak jeszcze w Polsce. 
- Mój kolega Henio Kruszczyński miał kajak, i to z niego zrobiliśmy pierwszy jacht. Mama dała mi prześcieradło na żagiel, a maszt zrobiliśmy z kawałka drewna - wspomina z uśmiechem.
Po wojnie osiedlił się na stałe w Anglii. Na początku pracował ciężko fizycznie w druciarni. Po dwóch latach trafił do fabryki koszul. Wtedy też zaczął się dokształcać, między innymi w College of Manchester, gdzie ukończył kursy Technologii Tekstyliów. Wkrótce zaczął się interesować modą. 
- Muszę przyznać, że miałem szczęście. Jako polski żołnierz dostałem stypendium Polskiego Rządu na Wygnaniu i mogłem się uczyć. Dzięki temi zdobyłem wykształcenie - przyznaje.
Jego wielka kariera w świecie przemysłu odzieżowego rozpoczęła się 1 lipca 1963 roku. Zatrudniał wówczas cztery pracownice. Po pół roku otrzymał możliwość zademonstrowania swojej odzieży podczas Wielkich Targów Sprzętu Żeglarskiego. Jego wyroby zdobyły uznanie, przedsiębiorstwo zaczęło prosperować. 
- Zakładając firmę nie wiązałem z nią szczególnych marzeń; żyłem chwilą - twierdzi.
Teraz firma "Henri Lloyd" wśród żeglarzy cieszy się uznaniem tak wysokim, jak "Adidas" w świecie piłki nożnej. Swoje fabryki ma w kilku krajach świata. Henryk, wychowany w rodzinie o patriotycznym rodowodzie, kocha Polskę jako swoją pierwszą ojczyznę - kraj, za który walczył w czasie wojny. Jest też człowiekiem bardzo rodzinnym, emocjonalnie zwiazanym z rodzinną Brodnicą. Często wspomina swoje dzieciństwo, które tam spędził. Nic więc dziwnego, że tam właśnie otworzył swoją fabrykę. W Polsce zatrudnia około 150 pracowników.
Najważniejsza jest jednak rodzina. Chętnie pokazuje zdjęcia najbliższych mu osób: synów - Marcina i Pawła, nieżyjącej już żony, oraz licznych wnuków i wnuczek. 
- A to jest moja kuzynka! - mruga porozumiewawczo, wyjmując z portfela, w którym chowa zdjęcia, 20 funtowy banknot z wizerunkiem królowej Elżbiety II. Humor nie opuszcza go ani przez moment.
Obecnie pan Henryk F. Strzelecki nie zajmuje się już bezpośrednio prowadzeniem firmy. Za to odpowiedzialni są teraz jego synowie.
- Teraz jestem playboyem - kończy swoją barwną opowieść po swojemu: pół żartem, pół serio.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.