Hausbotem po Odrze
Piękna rzeka w jesiennej krasie, latające nad głowami rybołowy, dziesiątki śluz, cudne miasteczka, perły architektury, wspaniały Wrocław i zaskakująco kolorowe Opole, a przede wszystkim spotkania z ciekawymi ludźmi. Tak będziemy pamiętać nasz udział w zorganizowanej przez „Żeglugę Wiślaną” kanałowo-rzecznej ekspedycji hausbotem z Polski do krajów zachodniej Europy.
Nawet nie przypuszczaliśmy, że w Gliwicach jest jakaś woda, a co dopiero port! Ale świadczy to nie tyle o naszej ignorancji, a raczej o tym, że turystyka wodna dopiero tu raczkuje i wiele należy zrobić, by zachęcić wodniaków do zajrzenia na Kanał Gliwicki. Może dołożymy jakąś małą cegiełkę do realizacji tej idei. Na razie jednak czujemy się nieco zagubieni pośród sporej grupki dziennikarzy, pracowników portowych, przedstawicieli stoczni, która wybudowała jacht mający być naszym domem przez najbliższe trzy tygodnie, członków Śląskiego Yacht Clubu oraz pozostałych załogantów.
Prawie nikogo tu nie znamy. Udzielamy pierwszych wywiadów, pomagamy w ostatnich pracach przygotowawczych, montujemy daszek nad kokpitem, wreszcie pakujemy graty do kabiny i w drogę. Uff! Przed gliwickim portem jeszcze długa droga do stworzenia godziwych warunków do postoju jachtów. Sąsiedztwo odrapanych i pordzewiałych pchaczy raczej nie jest atrakcyjne, ale atmosfera panuje tu przyjazna, a możliwości i miejsce do wybudowania przystani turystycznej są, potrzeba tylko naprawdę sporo determinacji i dobrej woli. Zaledwie kilka minut dzieli nas od śluzy Łabędy. Płacimy w niej hurtem za przejście przez wszystkie śluzy kanału, w sumie 58 zł i 14 gr. Opłata wynosi 6,46 zł w godzinach 7 - 16 i dwa razy więcej od 16 do 7 rano.
Wreszcie mamy okazję poznać załogę „Dominiki" - dziewięciometrowego jachtu motorowego typu Vistula Cruiser. Pieczę nad etapem z Gliwic do Hamburga sprawuje Bolek. Na jego barkach spoczywa ciężar odpowiedzialności za dobre zaplanowanie rejsu. Miłosz, jego syn, jest najmłodszym załogantem. Naszą rolą, poza aktywnym udziałem w jachtowym życiu i manewrach, jest dokumentacja wyprawy. Powstanie mnóstwo zdjęć, będziemy prowadzić blog, napiszemy ten artykuł. Płynie z nami także Kurt. Szwajcar, który jest właścicielem znanego portalu (water-ways.net) poświęconego śródlądowym drogom wodnym naszego kontynentu. Zbiera informacje z pierwszej ręki na temat Kanału Gliwickiego i Odry. Jest nadzieja, że dzięki jego publikacjom pojawią się u nas motorowodniacy z Zachodu.
Pierwszego dnia mamy do pokonania sześć śluz. Musimy się spieszyć, ponieważ nazajutrz, czyli jak w każdą niedzielę, przeprawy na tym fragmencie drogi wodnej nie działają. Żegluga jest ciekawa, po obu stronach kanału zieleń, pośród której wypatrujemy saren i czapli. Śluzy: Łabędy, Dzierżno, Rudzieniec, Sławięcice, Nowa Wieś i Kłodnica cieszą oko zadbaniem i czystością. Szkoda, że tego samego nie można powiedzieć o wodach kanału, które są aż czarne, a ich zmętnienie szczególnie widać po przejściu mielących wodę pchaczy. Spore wrażenie zrobiła na nas śluza Dzierżno. Pierwsza tak duża. Jej skok wynosi ponad 10 metrów. Dodatkową atrakcją jest deszcz kropel spadający na wypływający jacht z uniesionej ponad głowami bramy. Podobno kręcono tu jeden z odcinków kultowego serialu „Czterej pancerni i pies". Na 26 kilometrze kanału stoi pięknie odrestaurowany pałac w Pławniowicach. Za śluzą Sławięcice obimy sobie krótki popas. Zbieramy parę dojrzałych jabłek i zrywamy trochę pysznych orzechów laskowych. Kłodnica jest ostatnią śluzą Kanału Gliwickiego. Pokonujemy ją już o zmroku i na Odrę, gdzieś w pobliżu 98 kilometra jej oznakowania, wypływamy po ciemku. Na szczęście do położonej w pobliżu Koźla mariny Lasoki już tylko 3 kilometry. Abyśmy się w nocy nie zgubili, ktoś uczynny nawet po nas wypłynął, a na miejscu czekało już specjalnie dla „Dominiki" przygotowane miejsce do zacumowania. Dzięki!
Pierwsze 40 kilometrów rejsu za nami. Lasoki to doskonała odpowiedź na potrzeby motorowodniaków. Jest sporo miejsca do zatrzymania się, slip, możliwość remontu kadłuba czy silnika. Na pomostach prąd i woda, w pobliżu schludne zaplecze sanitarne, miejsce na grill, jest gdzie powędkować i poopalać się na wypielęgnowanych trawnikach. Wypływamy o świcie. Odra pięknie prezentuje się w porannym, miękkim świetle.
Śluzy, śluzy...
Przed nami wielka...
Artykuł w całości zamieszczony został w grudniowym wydaniu miesięcznika "Żagle" 12/2011. Prenumeratę, egzemplarze aktualne oraz archiwalne "Żagli" można zakupić dzwoniąc pod numer (0-22) 590 5555 lub w sklepie internetowym sklep.murator.pl