Grzegorz Węgrzyn uratowany, Polak musiał przerwać rejs dookoła świata
Grzegorz Węgrzyn musiał przerwać swój rejs dookoła świata. Polak od blisko dwóch lat jachtem "Regina R" płynął by spełnić marzenie życia, jednostka uległa jednak awarii kilka tysięcy kilometrów na wschód od Nowej Zelandii. Żeglarz nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji i nie chciał opuścić jachtu, pomogły dopiero rozmowy z Kazimierzem Jasicą, który nakłonił kolegę do przerwania rejsu.
Węgrzyn ruszył w czerwcu 2015 roku z ambitnym zamiarem opłynięcia świata non stop, trasą Szczecin-Szczecin, w czasie poniżej trzystu dni. Niestety życie zweryfikowało te plany. Trafiał na sztormy, rejs był przerywany też przez kłopoty z olinowaniem, posłuszeństwa odmówił komputer z zestawem map, a tym razem doszło do awarii układu sterowniczego na wzburzonym oceanie.
Kilka dni temu ratownicy z Nowej Zelandii odebrali sygnał SOS z ‘Reginy R”. Samolot ratowniczy namierzył jacht około 2,8 tys. kilometrów na wschód od wybrzeży kraju. Jednostka miała ogromne problemy ze sterownością, na pomoc został więc wysłany najbliżej znajdujący się statek handlowy. Grzegorz Węgrzyn nie chciał jednak opuścić jachtu, bo oznaczałoby to przerwanie rejsu. Pomoc czekała, żeglarz się wahał, nie było szans na naprawę, lub holowanie, a czas upływał i robiło się coraz bardziej niebezpiecznie. W rejon awarii ponownie przyleciał samolot ratowniczy tym razem ze znajomym Węgrzyna - Kazimierzem Jasicą, który rozpoczął negocjacje.
Rozmowa radiowa ze zrozpaczonym żeglarzem – po udanym zrzuceniu z samolotu lepszej UKF-ki - nie była łatwa. Kazimierz Jasica jako żeglarz doskonale rozumiał dramat Grzegorza i ból związany z utratą jachtu, ale wreszcie namówił go, by zostawił bezradną „Reginę R.” i przesiadł się na statek, zabierając tylko najcenniejsze przedmioty i dokumenty. Tak też się stało, samolot wrócił do Auckland, statek płynie w stronę Chile, gdzie spodziewany jest z początkiem maja. Polskie służby dyplomatyczne w Chile zostały już o tym poinformowane. Sam jacht dryfuje nadal na Pacyfiku, i uznawany jest od tej pory za porzucony mały wrak, stanowiący potencjalne zagrożenie dla żeglugi, o czym nowozelandzkie służby wszystkich zawiadomiły.
Po ponad 22 miesiącach rejs Grzegorza Węgrzyna zakończył się fiaskiem, najważniejsze jednak, że polski żeglarz jest cały i zdrowy.