Gienieczko dotarł do Adelajdy

2010-08-02 14:06 Marcin Gienieczko
_
Autor: Z archiwum Marcina Gienieczki

Marcin Gienieczko, znany podróżnik i współpracownik „Żagli”, dotarł właśnie do Adelajdy, kończąc etap przeprawy przez Australię pieszo i na rowerze. Przed nim cały czas najtrudniejszy fragment tego „trójboju australijskiego” - przepłynięcie kajakiem Cieśniny Bassa, trasą legendarnych regat z Sydney do Hobart! Oto najnowsze wieści od Marcina:

Poprzednią relację Marcina Gienieczki zamieściliśmy https://zagle.se.pl/artykul/czytaj/gienieczko-coraz-blizej-adelajdy,9259

Po pokonaniu ponad 4 tys.km dotarłem nad ocean i do Adelaide. Zakończyłem etap przeprawy przez Australię z Północy. Przez Zachodnią Australię - Kimberley do Newman, pózniej przeprawa pieszo-samochodowa pustynią Gibsona - bo rozwożąc wodę przemierzyłem ją z Bogusławem Stańczykiem, póżniej 170 km pieszo z wózkiem. Ostatni etap - droga do Adelaide był "z górki". W ciągu 6,5 godziny byłem w stanie pokonać 110 km, ale średnio dziennie pedałowałem po 10 godzin. Następnie dotarłem do Port Augusta a później już była prosta droga do Adelaide. W tym czasie dopadały mnie ulewy, burze, silne wiatry, w wyniku czego dwukrotnie pękł mi stelaż w namiocie. W sumie licząc od 30 maja rowerem pokonałem 4300 km.

Dla mnie była to przeprawa z Północy na Południe zygzakiem - istny maraton rowerowy w stylu Tour de France (postanowiłem, że więcej na rower już nie wsiądę - to był aspekt sportowy, a ja czuję się bardziej związany teraz z naturą, nie ze sportem). Zwłaszcza etap przez południową część Pustyni Gibsona – jadąc, ocierałem się o ten region, choć to nie to samo co interior pustyni, jej wnętrze.

Obecnie jestem u bardzo przyjaznych Polaków, których poznałem jeszcze będąc w Gdyni. Odpoczywam kilka dni, chcę sprzedać rower na dalszy etap finansowania projektu, bo budżet mój się kończy. Założyłem plan, że dotrę do Melbourne, na sam koniec Australii, gdzie rozpościera się już otwarty ocean. To z Wilsons Promontory National Park - najdalej na południe wysuniętej części kontynentalnej Australii jest przepiękny widok min. na Cieśninę Bassa. Kolejny punkt, do którego chcę dotrzeć to Port Welshpool w stanie Victoria. Z tego miejsca zaprzyjaźnieni Australijczycy rozpoczynali przepłynięcie legendarnej Cieśniny Bassa. Polecam stronę: http://www.crossingtheditch.com.au/

19sierpnia spodziewam się mojej lodki w Sydney. Osoba upoważniona przez Bogusława Stańczyka z firmy Orbis Express ma odebrać ją wraz ze mną i zamierzam ja testować. Poza tym muszę ją przebudować. Posłucham Arka Pawełka. Rodzą się we mnie różne myśli na temat wytrzymałości mojego sprzętu. Tak jak wcześniej pisałem, nie jestem do końca pewny tej łódki, więc muszę wszystko przemyśleć. Stąd mój wyjazd do Melbourne - ażeby przeanalizować falę przybojową zatoki i rozmawiać z ludźmi, którzy żyją nad oceanem. To ocean południowy. Morze Tasmana wraz z Cieśniną Bassa stanowią jeden z najbardziej niebezpiecznych wodnych akwenów świata. Wspomniany Arek Pawełek rozmawiał z kpt. Jarkiem Kaczorowskim, uczestnikiem regat The Race na Warcie - Polpharma. To człowiek, który w morzu i na morzu zdarł niejeden paznokieć. Obaj zgodnie sugerują, żebym się dobrze zastanowił nad konstrukcją łódki, bo jak niegdyś kapitan Uherek powiedział: "morze nie lubi głupich i pijanych", stad tyle rozsądku. Wypłynąć można, ale nie chodzi o to, żeby stracić sprzęt na pierwszej fali. A może i zdrowie a nawet życie. Moim celem jest zrealizować postawione sobie zadanie. Dlatego potrzebuję obserwacji i analizy na razie z brzegu trasy. Zobaczymy. Tymczasem czekam na łódkę, której wysyłką zajmuje się firma Nautiqus z Gdyni (wielkie podziękowania składam na ręce Pana Dominika Popiela za pomoc w tej spedycji - wielkie dzięki!).

Adelaide to miasto położone u wejścia Zatoki św. Wincentego. Wczoraj podjechałem nad tę zatokę, żeby zobaczyć tutejsze fale. Są olbrzymie, nieprzypadkowo więc to doskonałe miejsce do uprawiania surfingu. Woda zimna, bo w tej chwili panuje tu australijska zima. Chodzę więc w polarze i puchowej kamizelce. Jest tu też inna wilgotność, więc i odczuwalność temperatur inna. Jest ok. 10 stopni, ale człowiek marznie.

Podsumowując: Dzika podróż przez Australię z pewnością dała mi dużo do myślenia. Wiele zrozumiałem i wiem już, gdzie moje miejsce na ziemi, ale o tym nie będę pisał. Niegdyś juz napisałem i Australia mnie w tym utwierdziła...
Chcę podziękować mojemu bratu, żonie oraz ojcu za pomoc w trakcie tej przeprawy. Dziękuję wszystkim i teraz trzeba czekać na dalszy ciąg przygody. Dla mnie ta wyprawa była też podróżą z Kapuścińskim. Przeczytałem książkę "Kapuściński NON -FICTION"- biografię. Przypomina mi się, jak Kapuściński odbywał swą dziką pierwszą podróż. To od niego uczyłem się pisania reportaży. Lektury Kapuścińskiego pokazywał mi Piotr Strzałkowski, kiedy jako 21-latek studiowałem dziennikarstwo i pisałem do "Playboya". Teraz, kiedy skończył się żywot najsłynniejszego Herodota - reportera i kiedy skończyłem czytać jego biografię, zrozumiałem słowa które wcześniej przeczytałem właśnie u Kapuścińskiego: "Znam wielu ludzi, którzy mimo świetnych zapowiedzi, niczym pełnotłuste i dobrze nastawione mleko, zwarzyli się lub nie zsiedli. Zastanawiam się dlaczego. Myślę, że przyczyną jest niezdolność do wewnętrznej koncentracji nad swoim powołaniem. To wymaga wysiłku. Strasznego wysiłku."
Dlatego też uważam, że aby zrozumieć prawdziwą przygodę, trzeba być w środku jej wydarzeń (czuć piach w ustach i słońce na karku) a nie obserwując tylko z internetu czy tez z pozycji wygodnego fotela lub spekulować bez żadnego wewnętrznego rozsądku....tylko wtedy można zrozumieć to wszystko, tę całą "poezję wędrowania", gdzie musi istnieć chemia miedzy jej uczestnikiem a drogą.

Pozdrawiam z Adelaide
Marcin

Gienieczko dotarł do Adelajdy

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.