Dwie opowiastki i podziękowanie
Na stronie internetowej kpt. Jerzego Kulińskiego czytamy: Czytelnikom, którzy tylko przypadkiem teraz tu trafili, winienem kilka zdań wprowadzenia. Przywołuję kilka poprzednio zamieszczonych w ISS newsów, z których wynika, że administratorom większości polskich portów przede wszystkim brakuje gościnności, że bawią się w groszowe cwaniactwo, że.... no, na razie starczy. Była w tym okienku prezentowana wymiana uprzejmości pomiędzy "gościem" - kpt. Andrzejem Remiszewskim (s/y "Tequila") i "gospodarzem" - dyrektorem Urzędu Morskiego w Słupsku - panem Mariuszem Szubertem. Wtrąciłem wtedy też swoje "trzy grosze" - przewidując, że fama o usteckim porcie (i szefie Urzędu Morskiego w Słupsku)) błyskawicznie rozniesie się po całym Bałtyku. No i już się zaczyna. Dziś przedstawiam "List otwarty" nie byle kogo, ale niesłychanie zasłużonego dla oblicza polskiego żeglarstwa - j.kpt.ż.w. Janusza Zbierajewskiego (kapitana żaglowca "Zawisza Czarny"). To dla mnie duży zaszczyt. Mam nadzieję, że dla pana Mariusza Szuberta także. Januszu bardzo, bardzo dziękuję! A kapitanowie już nawzajem się ostrzegają. Kamizelki i żyjcie wiecznie Don Jorge
List otwarty
Do Pana Mariusza Szuberta
Dyrektora Urzędu Morskiego w Słupsku
Wielce Szanowny Panie Dyrektorze!
Chciałbym przekazać Panu wyrazy wdzięczności. Za co? Zaraz wyjaśnię. Najpierw niech Pan zechce łaskawie przeczytać dwie krótkie opowiastki:
Opowiastka pierwsza.
Już czwarty rok z rzędu prowadziłem na przełomie września i października na "Zawiszy Czarnym" rejsy, w których połowę załogi stanowiły osoby niewidome. Z tego to właśnie powodu wysłałem wcześniej e-maile do kapitanatów portów, które zamierzałem odwiedzić, z prośbą, aby zarezerwować dla "Zawiszy" miejsce możliwie blisko centrum miasta.
Oto porty, do których skierowałem moją korespondencję: Kłajpeda, Helsinki, Tallin, Hanko, Visby. Do Tallina skierowałem dodatkową prośbę, aby mi dali miejsce w porcie z możliwością podjazdu i postoju autobusu, gdyż tam miała nastąpić wymiana załogi.
Nie ukrywam, że prosiłem też o maksymalną możliwą obniżkę opłat portowych, jako że nie jest to morski biznes-lunch, lecz impreza non-profit pod nazwą "Zobaczyć morze".
Reakcja kapitanatów portów była następująca (gdyby Pan sobie życzył, służę e-mailami):
Kłajpeda: OK, miejsce cumowania czeka. Opłaty nie pobierzemy. Miejsce oferujemy gratis.
Helsinki: OK, stoisz za darmo, ale mamy prośbę, abyś przyszedł nie wcześniej niż o 1400, bo w tym miejscu do 1300 będzie stał duży statek pasażerski.
Tallinn: OK, miejsce gratis, autobus może stać cały dzień pod burtą. U nas dla takich dużych jednostek jest obowiązkowy pilotaż. Rozmawialiśmy ze stacją pilotów. Pilot na wejściu i wyjściu też będzie za darmo.
Hanko: OK, miejsce za darmo. Kapitan portu, pani Tiina Saarinen poprosiła mnie również o numer telefonu, pod jakim mnie może zastać. Podałem. W godzinę później zadzwonił upoważniony przez nią Ralf Toivari, pytając ile mam osób na pokładzie. Z lekkim zdziwieniem (w końcu jesteśmy w Schengen!) zapytałem, po co kapitanatowi portu moja lista załogi.
- Nie chodzi o listę - wyjaśnił. - Ile masz na pokładzie załogi? Na sztuki.
- 42 osoby.
- W porządku, szefowa powiedziała, żeby wam zrobić niespodziankę.
Niespodzianka polegała na tym, ze kapitanat portu Hanko zafundował nam dwugodzinną wycieczkę pojazdem zwanym "Hanko-snake", takim turystycznym autobusikiem z wagonikami, jakie jeżdżą po wielu starówkach wożąc turystów.
Visby: OK, postój za darmo, ale uważaj, bo nasza marynarka wojenna bawi się właśnie w wojnę, więc nabrzeże nr 2, gdzie zwykle stajesz, jest zajęte przez coś takiego dużego, wymalowanego na szaro. Stań naprzeciwko, pod elewatorem. Przykro nam, że twoja załoga będzie miała o 200 m dalej do miasta, niż zawsze.
Opowiastka druga (second hand, bo słyszałem to od Krzysztofa Daukszewicza):
Sąsiadka, która ma na Mazurach domek obok Daukszewicza, pojechała kiedyś na weekend sama, bo mąż był czymś ważnym zajęty. W niedzielny słoneczny poranek postanowiła zjeść śniadanie na tarasie. Kiedy kończyła przygotowywanie śniadania do furtki podszedł menel i bardzo grzecznie zapytał, czy mógłby dostać coś do jedzenia, bo go ssie.
Sąsiadka Daukszewicza miała Boga w sercu oraz fantazję, więc powiedziała:
- Właśnie przygotowałam sobie śniadanie. Zapraszam pana, zjemy razem.
Menel, sympatyczny i kulturalny, skorzystał z gościnności. Zjedli śniadanie, wypili kawkę. Było miło.
Żegnając się przy furtce, sąsiadka Daukszewicza powiedziała:
- Moi sąsiedzi, ci z lewej, szukają kogoś do pomocy przy domku. No wie pan, narąbać drewna do kominka, skosić trawę, wygrabić liście.
Menel uchylił czapki i powiedział:
- Dziękuję pani uprzejmie, że mnie pani ostrzegła.
I poszedł w stronę przeciwną.
Szanowny Panie Dyrektorze!
Różni żeglarze mają do Pana pretensje z powodu Pańskiego zarządzenia. Niejaki Remiszewski czepia się o jakieś tam jedenaście z groszami. Nie rozumiem tego. Ja jestem jak sąsiadka Daukszewicza. Też mam Boga w sercu i fantazję. A mazurski menel jest mi bratem. Zareaguję, jak on:
Panie Dyrektorze, dziękuję uprzejmie, że mnie Pan ostrzegł.
Przed zawinięciem do Ustki.
Właśnie planuję trasę "Zobaczyć morze" na rok następny. Ustkę już wykreśliłem.
Z wyrazami wdzięczności
Janusz Zbierajewski, taki wariat, który pokazuje niewidomym morze.