Do pań i panów decydentów
Na stronie internetowej kpt. Kulińskiego, naszego konsula, nie ustaje dyskusja na temat nowej ustawy o bezpieczeństwie morskim: Nie wygasła jeszcze dyskusja nad wymową Ustawy, w której (moim zdaniem) za dużo miejsca pozostawiono kłusownikom. Nie zmuszajcie mnie do nazywania wszystkiego po imieniu, bo "Żagle" mogą zrezygnować z zamieszczenia reprintu tego newsa w swoim okienku. Wszyscy wiemy kto jest beneficientem urzędowej troski o nasze bezpieczeństwo.
Już się gotuje news omawiający projekt najbardziej interesujacego żeglarzy rozporządzenia wykonawczego. Zanim przejdziemy do analizy jego zawartości - proponuję aperitif w postaci petycji Pawła Rachowskiego - pod rozwagę Pań i Panów Decydentów. Aperitif - na stojąco.
Żyjcie wiecznie !
Don Jorge
_______________________
Drogi Jerzy!
Proszę o wybaczenie, ostatnio mam awarię pióra (nie daje się zamknąć) i mimo, że mam pełną świadomość swojego skromnego miejsca, jakie zajmuję w szeregu znamienitych przyjaciół SSI, to jednak poczuwając się, że być może jestem przedstawicielem wielu podobnych do mnie szaraczków, czynię, co niniejszym czynię dodając swój głos do dyskusji o "przyjemniaczkach".
Paweł Rachowski
________________________________________________
Drogi Jerzy,
zaniepokoiły mnie wieści, że urzędnicy chcą "zadbać" o nasze bezpieczeństwo. Patrząc przez pryzmat mojej bardzo skromnej praktyki także uważam, że jest to działanie szkodliwe dla żeglarstwa i zupełnie pozbawione sensu. Zatem i ja kieruję do Panów Urzędników swoje przemyślenia:
Przede wszystkim: bezpieczeństwo zależy od nas samych, a nie od jachtu; zależy od tego, co skiper ma w głowie, sercu, od jego zdrowego rozsądku i wyobraźni. To skiper decyduje o tym, że jachtem w złym stanie technicznym i źle wyposażonym po prostu nie wyjdzie w morze. To od jego umiejętności i wiedzy zależy bezpieczeństwo, a nie od liczby posiadanych kartoników i urzędniczych pieczęci. Wreszcie: najważniejsza jest praktyka będąca głównie sumą zdobytych własnych doświadczeń, gdzie wiele przypadków trzeba przerobić na własnej skórze, bo to, że o czymś się przeczytało nie daje gwarancji, że zostanie to w pamięci i będzie w odpowiedniej chwili właściwie wdrożone w czyn, nie mówiąc już o przypadkach, które wymykają się fachowej literaturze.
Odczułem to osobiście szczególnie wyraźnie, żeglując się w pojedynkę, gdzie ciągle występuje problem: jak być jednocześnie przy sterze i w innym miejscu, gdzie trzeba wykonać jakąś pracę.
Przykład pierwszy z brzegu: szotołapka. U mnie jest to taka bajerancka knaga na dziobie przewidziana do knagowania cumy założonej nabiegowo albo holu, bardzo pomocna, szczególnie dla tych, którym nie zawsze wychodzi wiązanie węzła ratowniczego ręku; Szotołapkę założyła mi fabryka. Przypomina ona dwa małe polery zwrócone do siebie plecami. Podczas wykonywania zwrotu szotołapka tylko czeka na swoją zdobycz i po chwili jest problem, bo trzeba porzucając ster biegusiem startować na dziób.
Opanowałem sprawę, wystarczy przed rejsem szotołapkę owinąć do pełna cumą, ale czy któryś z urzędników dokonujących inspekcji zauważy, jakie niebezpieczeństwo czai się w fakcie posiadania takiego "dingsa"? A przecież właśnie takich prozaicznych spraw decydujących o bezpieczeństwie na jachcie jest najwięcej!
Trochę poprawia mi samopoczucie fakt, że samodzielnie przeprowadziłem dość gruntowny remont swojej jednostki, wiem, jak głęboko jest wkręcony i jak mocno trzyma każdy wkręt, ale nie ma szans, by ktoś wyłapał tego typu niedociągnięcia w ramach inspekcji.
Żaden z urzędników nie pomoże w poznaniu tajemnic bezpiecznego żeglowania własnym małym jachcikiem, który zupełnie inaczej zachowuje się z czwórką chłopa w kokpicie, a inaczej, gdy trzech z nich wejdzie pod pokład (swoją drogą, co by oni mieli tam robić, grać w pokera?). Tego wszystkiego trzeba nauczyć się samemu, indywidualnie.
Nigdzie się nie wyczyta, że na "czterech piwkach" nie należy refować obu żagli "proporcjonalnie", bo wtedy środek ożaglowania mocno przesuwa się do przodu, jacht staje się zawietrzny i można wtedy zapomnieć o zwrotach przez sztag ; chcąc dysponować pełną sterownością należy najpierw refować foka, ile się da, a dopiero wtedy, gdy jacht zacznie lekko stawać dęba, zacznie sam ostrzyć, należy przystąpić do refowania grota. Dominujący pogląd: grot nie daje prędkości, a jedynie wywołuje przechyły, niech żyje fok, a grot jest prawie zbędny - nie jest to do końca jest tu prawdziwy.
Żaden paragraf nie ureguluje sposobu bezpiecznego robienia siku: w pasie bezpieczeństwa za burtę, do wiaderka, do zlewu, czy do kokpitu w okolicach spływu wody. To skiper płynąc w pojedynkę zawsze starannie szacuje bezpieczeństwo wykonania każdej operacji; i zawsze w trakcie nieodłącznie przemyka mu przez myśl obawa, by nie wyciąć przy tym jakiegoś dużego świństwa swoim bliskim;
Na jachcie bezpieczeństwo nie daje się ująć w żadne ramy prawne. Bezpieczeństwo mieszka w nas samych, w doświadczeniu i praktyce, której z resztą ciągle się uczę.
Jest nie do pomyślenia, by jakiś urzędnik w majestacie sprawowanej władzy mógł powiedzieć: Panie Zając, pański jacht nie ma tego, a tego, więc musi zostać na brzegu. Nie chciałbym również, by mnie to spotkało. Gwarantem bezpieczeństwa jest tu sam żeglarz. Wystarczy poczytać o tym, jak Pan Edward w czasie sztormu wyrzucał za burtę, co miał pod ręką, a co mogło służyć za drykotfę ; nisko chylę czoła. W konfrontacji z Panem Edwardem, żeglarz bez tej praktyki, nawet na najbardziej wypasionym jachcie, wyposażonym we wszystkie znane środki bezpieczeństwa w trudnych warunkach nie da sobie rady. Uważam przy tym, że nadmiar wszystkiego na małym jachcie powoduje, że w krytycznych sytuacjach wszystko zaczyna sobie wzajemnie przeszkadzać i wcale nie jest bezpieczniej, jak na jednostce, że tak powiem: nieco bardziej zgrzebnie wyposażonej, gdzie rządzi prostota.
No i wreszcie, Panie i Panowie Urzędnicy: tworzonymi przez Was przepisami nie gaście w nas tej wielkiej nie doznanej przez Was radości, wynikającej z czekania na rozpoczęcie nowego sezonu żeglarskiego, z tego pierwszego wyjścia w morze, kiedy cały długi urlop przed nami, silnik sprawny, paliwo w baku, jacht przejrzany, zasztauowany, w pentrze odpowiedni zapas: piwo, mieszanka studencka albo wedlowska, albo kawałek dobrze uwędzonej wędzonki, zależnie od tego, co kto bardziej lubi przegryzać siedząc za sterem (albo przed snem), a to wszystko w aurze niczym nieograniczonej swobody i poczucia nieskończonej wolności.
Paweł
Dyskusje na temat nowej ustawy można przeczytać m.in. TUTAJ