Dlaczego Ruda Krautschneider żegluje?

2008-06-23 14:25 archiwum Żagli

We wczorajszy wieczór warszawska tawerna "Tuż za Horyzontem" była wypełniona po brzegi. Nic dziwnego - bo słynny czeski żeglarz Rudolf "Ruda" Krautschneider spotkał się z licznymi słuchaczami na wieczorze zorganizowanym przez Stowarzyszenie "Samoster" i szefostwo tawerny. Ci, którzy znają Rudę, wiedzą, że takie wizyty są to wydarzenia niezwykłe - bo też niezwykłą osobą jest ich bohater. Wychowany na odległych od Bałtyku o 1000 kilometrów Morawach pokochał zimne wody Bałtyku i Północnego Oceanu, jak nazywa się akweny leżące na północ od równika. Dlaczego żegluje? Wczoraj Ruda próbował odpowiedzieć na to zasadnicze pytanie...                

Znawcy żeglarstwa w Polsce znają Rudę nie tylko z jego słynnych od ponad 30 lat wypraw "Polką", "Polarką" i "Victorią" (tą ostatnią - dookoła świata!), ale także z doskonałych książek, z których większość w skromnym nakładzie ukazała się też po polsku. Nic więc dziwnego, że każde spotkanie z Rudą gromadzi liczne grono wielbicieli jego talentów: żeglarskich, pisarskich, gawędziarskich, a ostatnio - filmowych. Zawsze jednak dostajemy głównie odpowiedź na pytanie, gdzie był Ruda i co widział.
Odpowiedź na pytanie dlaczego to robi, nie przyszła Rudolfowi łatwo i nie była odpowiedzią wprost. Z filmów i anegdot opowiedzianych wczoraj dało się utkać cienką tkaninę głębokiego, rzekłbym - przejmującego uczucia miłości do piękna morskiego świata i osobistego uroku przemierzających go ludzi - a zwłaszcza tych żeglujących. Było wspomnienie o niezapomnianym Ludku Mączce, zapowiedź powstania kolejnej książki - o kapitan Krystynie Chojnowskiej Liskiewicz, sentymentalny powrót do pierwszej wyprawy do Polski jeszcze w latach 60. i spotkanie z grupą młodzieży z warszawskiego domu dziecka, którą Ruda gościł w czasie Tall Ships'' Races 2007 w Szczecinie na swoim pokładzie.
Była też artystyczno-filozoficzna refleksja o horyzoncie, jako że nazwa tawerny do tego skłania. Oto Ruda wierzy, że żeglarz mija tę magiczną linię przechodząc "na drugą stronę" i spotykając tych, którzy odeszli. Bo też 65-letni żeglarz z Moraw pożegnał już wielu swoich druhów od steru i żagla. Teraz szykuje się w długi, bo trwający 5 lat rejs dookoła świata - takie pożegnanie z wielkim żeglowaniem. Remontuje jacht, zbiera fundusze, kompletuje załogę szukając jej członków pośród ludzi nie patrzących co chwila na zegarek i w kalendarz...
Słuchając Rudy tęskni się za tym innym światem, innym życiem, bo ten Czech jest dla wielu z nas "głosem wołającego na wodnej puszczy" - wzywającym nas nie tylko na morza i oceany, ale i do zmiany naszego zabieganego życia, do wewnętrznej i zewnętrznej odnowy. Zresztą - jaki on tam Czech? Już wiele lat temu syn jego przyjaciela z dawnych lat - kpt. Jerzego Morzyckiego, a mój redakcyjny kolega Paweł powiedział: "przecież ty, Ruda, jesteś nasz!"
No, pewnie - bo to nasz Ruda...
jkl
        

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.