"Crystal" wraca do Australii - relacja z rejsu dookoła świata
Po spotkaniu z dryfującym jachtem, o którym pisaliśmy tutaj, do Norfolk dotarliśmy bez dalszych niespodzianek. Ostatecznie kotwicę w Ball Bay rzuciliśmy po ponad 4.5 doby żeglugi z Nowej Zelandii w zmiennych warunkach.
Australijską wyspę Norfolk zamieszkuje obecnie trochę ponad 1000 osób z czego około połowa to potomkowie buntowników z Bounty. Przypomnijmy, że oryginalnie buntownicy znaleźli nową ojczyznę na wyspie Pitcairn. Jednak w połowie XIX wieku zrobiło się na niej ciasno i część przymusowo została przesiedlona właśnie na Norfolk. Po jakimś czasie niektórzy postanowili wrócić na Pitcairn, ale reszta została. Na wyspie drugim językiem urzędowym po angielskim jest norfolski, który jest mieszanką XVIII-wiecznego angielskiego i taitańskiego. Miejscowi utrzymują się w 90% z turystyki.
Przeczytaj również: Zaskakujące spotkanie Crystal: Samotny jacht dryfuje po Pacyfiku
Niestety na Norfolk nie ma zatoki gwarantującej schronienie przy każdym kierunku wiatru i wiele jachtów rozbiło się tu na skutek szybkiej zmiany pogody, podczas gdy załoga była na wyspie. Prognozy na kolejny dzień zapowiadały właśnie taką zmianę, dlatego podczas gdy załoga pojechała zwiedzać wyspę, ja zostałem na pokładzie. Trudno. Może przy następnej okazji będzie mi dane zwiedzić
Norfolk okazał się bardzo ładną, ale niezmiernie dopieszczoną wyspą. Wszystko jest tu przystrzyżone, posprzątane i zadbane. Wyspa przypomina trochę wielki wypielęgnowany ogródek. Mimo braku dzikości wrażenia załogi były jednak pozytywne!
Od czwartku wieczór wiatr miał odkręcać na korzystny kierunek i wtedy też opuściliśmy wyspę. Początkowo żeglowaliśmy przy bardzo mocnych podmuchach, jednak po przejściu płytkiego mokrego frontu wiatr dość gwałtownie odkręcił na południowo-zachodni i rozpoczęła się szybka jazda w kierunku Nowej Kaledonii. Tempo utrzymało się aż do celu. Ostatnie 160 mil z Nowej Zelandii do Nowej Kaledonii upłynęło nam na bardzo szybkiej i bardzo mało komfortowej żegludze. Fale, nie dość że miały około 4 m, nadchodziły w 2 kierunków nakładając się na siebie, co powodowało, że w środku jachtu było jak w pralce.
Za barierę raf weszliśmy w niedzielę 17-go maja i morze natychmiast się uspokoiło.
W Noumea na Nowej Kaledonii byłem 3 dni. W tym czasie na pokładzie zameldowała się Ala ze starym znajomym Włodkiem, który po przepłynięciu Pacyfiku wyokrętował się tylko na parę miesięcy
I tak w czwartek koło południa opuściliśmy gościnną marinę Port Moselle i rozpoczęliśmy żeglugę w stronę Australii. Pierwsza doba minęła nam bardzo leniwie. Sunęliśmy do celu ze średnią prędkością 4 węzłów po praktycznie gładkim oceanie. Niestety wiatr zgasł i prawie tkwiliśmy w miejscu. Za to piękna pogoda bez fali nadaje się idealnie na kąpiel przy dryfującym jachcie, co też skwapliwie wykorzystaliśmy. Woda jak zupa - 27 stopni!
Po kilkunastu godzinach wreszcie zaczęło wiać. Z początku delikatnie, jednak wiatr systematycznie tężał. W niedzielę płynęliśmy już na samej zarefowanej genui. Zarefowanej przesadnie, ponieważ bez tego pędziliśmy jak szaleni i musieliśmy zwolnić, żeby na słabo zmapowaną Rafę Chesterfield wchodzić za widoku. Wiało w porywach do 7 B i w pełnym kursie Crystal kiwała się niemiłosiernie. Tej nocy nikt się chyba porządnie nie wyspał... W poniedziałek o świcie przekroczyliśmy barierę rafy, a o 7.30 staliśmy już na kotwicy około 200 metrów od pasa czterech krzaczastych wysp połączonych łachą piachu. Wiało dość mocno, jednak schowani po zawietrznej staliśmy stabilnie.
Towarzyszące nam od świtu gęste chmury rozwiały się dość szybko i wyszło słońce. Przy takim wspaniałym oświetleniu otaczająca woda mieni się wieloma odcieniami turkusu.
Te małe wyspy zamieszkiwane są przez tysiące ptaków. Nie jestem zbyt biegły w tej materii, ale z pewnością żyje tu przynajmniej 5 różnych gatunków. Otacza nas nieustanny ptasi wrzask. Zasięgnąłem jednak opinii eksperta i ten na zdjęciu to głuptak czerwononogi, nie bez powodu po angielsku zwany niebieskodziobem.
Sporo też nurkowaliśmy. W krystalicznej wodzie pomiędzy licznymi głowami korali jest sporo kolorowych rybek. Widziałem nawet 2 rekiny rafowe, jednak uciekły zanim udało mi się zrobić zdjęcie. A najwspanialsze z tego wszystkiego jest to, że jesteśmy tu jedynymi ludźmi i mamy cały ten tropikalny raj wyłącznie dla siebie.
P.S. Nowozelandzkie służby nie odpowiedziały na moje wiadomości o dryfującym jachcie…
Dalszy plan wyprawy znajdziecie tutaj, a aktualną pozycję Crystal można śledzić tutaj.