Cabo Verde - żeglarski raj nieodkryty?
Z egzotycznej wyprawy, którą odbył nie tylko, by uciec od srogiej w tym roku zimy, ale i pod kątem rozpoznania dla naszych czytelników akwenów wokół Wysp Zielonego Przylądka, wrócił Mariusz Głowka. Oto jego pierwsze porejsowe refleksje:
W marcu 2010 r. wraz z sześciorgiem przyjaciół żeglowałem niemal dwa tygodnie na Wyspach Zielonego Przylądka. To dość egzotyczne i mało znane naszym żeglarzom miejsce, ale z pewnością warte polecenia. Dość powiedzieć, że już kilka dni po powrocie do kraju chętnie bym wsiadł w samolot i szybko tam wrócił.
Cabo Verde, bo tak po portugalsku nazywany jest archipelag Wysp Zielonego Przylądka, to wspaniały region dla tych żeglarzy, którzy lubią ciepłe morza i chcą solidnie popływać. Tu mogą posmakowania oceanicznego, atlantyckiego żeglowania z przelotami powyżej 100 Nm.
Archipelag leży pomiędzy 14 a 16 stopniem szerokości geograficznej północnej. Po drugiej stronie Atlantyku, na tej samej szerokości mamy Karaiby. Przyznam, że przez cały rejs porównywałem Cabo Verde z Karaibami, ale to zupełnie różne miejsca, właściwie pod każdym względem.
Infrastruktura żeglarska Cabo Verde jest uboga. Na całym archipelagu znajdziemy tylko jedną marinę w Mindelo na Sao Vicente. W tejże marinie stoi kilka jachtów jedynej firmy czarterowej „boatCV", którą zarządza bardzo sympatyczny Niemiec - Kai Brossmann. My żeglowaliśmy znakomicie wyposażonym jachtem (m.in. radar, navtex, EPIRB) Oceanis 473 „Jannixa". W przyszłym sezonie flota czarterowa ma się powiększyć do 7 jednostek, a w planach na najbliższe lata założono budowę po jednej marinie na wyspach Santiago i Sal.
Cabo Verde sprawia wrażenie zakątka położonego gdzieś na uboczu wielkiego świata. Dla niektórych to może być wadą, ale ja lubię takie miejsca. Jak powiedział Kai Brossmann, tu każdy może poczuć się jak Kolumb i odkrywać swój Nowy Świat.
Od redakcji: Dalszy ciąg, ciekawe porady i wiele przydatnych informacji - w jednym z następnych numerów „Żagli".