Bitwa o Gotland Delphia Challenge 2017 wystartowała!
W południe w niedzielę (10 września) 23 jachty wystartowały do najtrudniejszych na Bałtyku regat dla samotnych żeglarzy.
Jak przy wszystkich trudnych i uznanych w środowisku regatach, Bitwa o Gotland ma krótki i precyzyjny opis trasy. Start w Górkach Zachodnich, należy opłynąć Gotland i Faro mijając je prawą burtą i wrócić do Górek. W zupełności wystarczy, żeby opisać nieco ponad 500 milowy wyścig. Dlaczego ma on miano najtrudniejszej takiej imprezy na Bałtyku? 500 mil to są co najmniej 4 dni żeglugi, a raczej trzeba się liczyć z 5 czy 6 dniami w morzu. Tego nie da się przepłynąć na kanapkach i napojach energetycznych. Trzeba bardzo umiejętnie gospodarować swoimi siłami, umieć odpocząć w chwili, kiedy jest na to czas, a nie wtedy, kiedy ma się ochotę. Przez blisko tydzień na Bałtyku pogoda, szczególnie we wrześniu, jest nieprzewidywalna. Zawsze trafi się na niekorzystne warunki. To nie musi być zaraz sztorm, który dwa lata temu zmusił organizatorów do przerwania wyścigu. W zupełności wystarczy 34 węzłów wiatru w szkwałach, oczywiście w dziób i do tego paskudna fala. Tak, jak to zapowiadał na koniec przyszłego tygodnia meteorolog regat, Juliusz Orlikowski. Do tego na tej trasie nie można ani na chwilę stracić czujności. Ruch statków jest tak duży, że już nawet kwadrans nieobecności na pokładzie może skutkować przeoczeniem superszybkiego promu. Taki prom płynie z prędkością 30 węzłów, horyzont na małym jachcie to około 3 mil, czyli prom jest przy naszej burcie w 6 minut od zauważenia go na widnokręgu. Dobrze, że pływają one po dobrze znanych wszystkim trasach.
W Marinie Delphia spotkało się 22 żeglarzy, którzy postanowili zmierzyć się z wrześniowym Bałtykiem, swoimi słabościami i spróbować sił w tych niezwykłych regatach. 23 jest Roman Roczeń, szantymen i żeglarz, z tym, że żeglarz niewidomy, inicjator akcji Zobaczyć Morze. Postanowił pokazać, że żeglowanie jest dla każdego. Płynie z osobą towarzyszącą i poza konkursem, ale wykorzystuje bitewny tracking i osłonę. W tym roku płyną 4 jachty osłaniające regatową flotę. Dzięki temu w przypadku konieczności udzielenia pomocy któremuś z zawodników asysta będzie na miejscu na długo przed przybyciem SARu, a czasem pomoc osłony w zupełności wystarczy.
Z Mariny Delphia wszyscy wypływali na silnikach po wodzie gładkiej jak lustro. Za główkami falochronu już nieco wiało. Tak około 4 węzłów. Wiatr był z kierunków południowych, start na północ, czyli dokładnie w południe zrobiło się kolorowo od spinakerów i genakerów. Tylko jedyny uczestnik z zagranicy, Niemiec Morten Bogacki na „Mojo” (jacht klasy mini 6.50) niespecjalnie odcinał się od otoczenia ze swoim całkowicie białym ożaglowaniem. Poza tym nie było łatwo go obserwować, ponieważ szybko oddalił się od całej flotylli obejmując prowadzenie. Stawka dość szybko się rozciągnęła na początku faworyzując lekkie jachty. W niedzielę wieczorem zaczęło się już rozwiewać i prowadzenie objął „Hobart” Mirosława Zemke przed „Mojo” Mortena Bogackiego (1 w klasie Open) i „Good Speed” z Witoldem Małeckim (1 w ORC). Tuż za nimi płyną „Dexxter” Witka Nabożnego i drugi Mini 6.50, „Fido” Marcina Wrońskiego. Cała stawka po 8 godzinach żeglugi rozciągnęła się na ponad 17 mil.
Pierwsze jachty na mecie spodziewane są już w środę. Tak przynajmniej wynikało z routingu liczonego dla jachtu typu Pogo i z danymi pogodowymi z niedzielnego poranka. Trzymamy kciuki za wszystkich śmiałków!
Link do trackingu odświeżanego co pół godziny
Z ostatniej chwili: Wycofał się Jacek Chabowski na „Polled 2” z powodu awarii autopilota.
Marek Zwierz