BIMSI w klimacie francuskim
Na stronie ineternetowej kpt. Jerzego Kulińskiego czytamy: Magda i Sebastian przysłali czwartą część opisu ich ciekawego rejsu w poprzek Europy. Niestety... Na zdjęciach nie zauważam kamizelek. Żyjcie wiecznie! Don Jorge
IV część rejsu BIMSI we Francji 12.08 - 29.08.2008 Mosela francuska i Kanał des Vosges
Mosela po stronie francuskiej trochę monotonna, ponieważ co dziwne skończyły się widoki na winnice. Z miejscówkami na postoje też trochę bardziej ubogo niż w Niemczech, a wogóle to taki lekki bałaganik, więc czujemy się podobnie jak w Polsce, nie ma już wypielęgnowanych ogródków i wylizanych niemieckich ulic, ale chyba nam ten obecny klimat bardziej pasuje - bardziej swojski. Rzeka po przekroczeniu granicy kompletnie się zmieniła. Jest zupełnie inaczej "skanalizowana". Coraz częściej do śluz prowadzą długie kanały a główny nurt płynie obok w postaci "górskiej rzeki" trochę podobnej do Dunajca. Zrobiła się również bardziej dzika, brzegi nie są już tak pieczołowicie umacniane jak u niemieckich sąsiadów.
Jeden z pierwszych noclegów wyraźnie zapadł nam w pamięć, bo był to postój przy starym campingu, pomost spruchniały, co 3 deska obecna, ale my też ze względu na swoje zanurzenie nie możemy za bardzo narzekać, grunt żebyśmy doszli do brzegu. Miejsce widać od dobrych kilku lat nie używane, chociaż kiedyś, ktoś miał super pomysł, żeby to zagospodarować. Sebastian ruszył na obchód terenu i pierwszą rzeczą jaką znalazł była tablica z napisem "Deviation", więc trochę dreszcz nas przeszedł, potem znaleźlismy wbity w pień drzewa stary zardzewiały sierp i już czuliśmy ten klimat - był i grill i piwko i noc przebiegła nam bardzo spokojnie, nie straszył nawet duch starego turysty.
Niestety nie zwiedziliśmy Metz, które było położone przy bocznym wejściu rzeki (głównym nurtem) i na wejściu zaczęło się robić 2,2, 2,1 m głebokości, więc czym prędzej zawróciliśmy, odpuszczając sobie zwiedzanie. Tym bardziej, że przestała nam działać sprawnie nasza sonda i czasem pokazuje głębokości nawet do 100 metrów.
Więc tak naprawdę dopiero następnego dnia poczuliśmy klimat Francji. Na śluzie w Pagny sur Moselle zobaczyliśmy kran z wodą i po podniesieniu nas do góry, lecę pędem ze śmieciami na drugą stronę śluzy i zapytać śluzowego, czy możemy szybko nabrać wody. Wpadam więc zziajana do tego jego kantorka a on uśmiecha się szeroko i mówi do mnie: spokojnie, powoli, proszę się tak nie spieszyć, bo nogi jeszcze Pani połamie. Ja lekko zdębiałam i mówie, że no w sumie ma rację, ale tak już wpadliśmy w rytm pośpiechu w Niemczech, bo nie może być zastoju na śluzach, że nie mogę odwyknąć. A on do mnie jeszcze raz: tranquille, dousement c'est la France... (spokojnie powoli, to Francja) Czyż to nie urocze? Kocham już ten kraj! Powoli już wracam do jachtu, nalewamy wody. Śluzowy nam miło macha na pożegnanie. Zostawiamy jacht za śluzą i idziemy do miasteczka na zakupy, jest 12.30. Dochodzimy do Championa a tam przerwa popołudniowa od 12.30 do 14.30! I znowu szok, wiedzieliśmy o przerwach, ale jakoś nie pasowało nam to do supermarketu, o których w Polsce słyszało się historie o kasjerkach w pampersach, bo nie mają chwili na wyjście do WC, a co dopiero mówić o jedzeniu na 2-godzinej przerwie.
Dopływamy do Pont a Mousson gdzie znajduje się duży port, a my musimy gdzieś się zatrzymać na przyjazd gości z Polski i znaleźć im miejsce na namiot. Prześliczna, niewielka miejscowość (z klimatem oczywiście), porcik też sympatyczny. Najważniejsze, że jest w miarę głęboko, można rozstawic namiot, zaparkować samochód i zrobić grilla. I w cenie mamy prąd i wodę. Wreszcie są - 15.08.2008, po całym dniu jazdy ok. 19.00 możemy już powitać naszą kochaną rodzinę. Włodek (brat Sebastiana) z żoną Majką oraz Majki siostra z narzeczonym. Cała delegacja!! Po uściskach otwierają bagażnik i "wysypują" prezenty od rodziców. Kochani nasi wszystkim wam jeszcze raz bardzo dziekujemy za przepyszne zapasy polskich wiktuałów!!!! A ekipie Włodkowej za chęć przewiezienia tego wszystkiego i silnika do pontonu ma się rozumieć. Balujemy więc w Pont a Mousson 4 dni, zwiedzamy razem Nancy (miasto naszego króla Stanisława Leszczyńskiego, któremu się bardzo tam spodobało i dostał od króla Francji Ludwika któregoś tam całą Lotaryngię), goście wyskakują na jeden dzień do Paryża... Odwiedziny super!!!
Po ich wyjeździe ruszamy dalej i 21.08 opuszczamy już Moselę, wpływając na jeden z francuskich kanałów - Canal de Vosges (dawny Canal de l'Est). Ma on 122 km i na tym odcinku znajdują sie 93 śluzy. Jakoś trudno nam było to sobie wyobrazić, bo prawie co 1 km i kawałek śluza!
Jak się okazuje nie jest tak dokładnie, ponieważ na początku śluzy są rzadsze a potem dopiero następuje spiętrzenie do tego stopnia, że wychodzisz z jednej, a już widać kolejną. Poza tym ich wygląd też jest dla nas lekkim szokiem. Po pierwsze są bardzo małe, no góra na 2 łódki, więc jest pewna różnica po tych wszystkich prawie 200 metrowych śluzach spotkanych do tej pory. Na francuskich wodach obowiązkowo trzeba odwiedzić biuro VNF i kupić odpowiednią vinietę. Przy okazji można tam znaleźć całkiem przydatne broszury informacyjne o poszczególnych kanałach i całych regionach francuskich. Polecam zapoznać się z ich stroną internetową w sprawie cen i co ważne w sprawie ewentualnych planowanych remontów kanałów i śluz. My mieliśmy trochę szczęścia ponieważ planowaliśmy skrócić sobie drogę z Moseli na Canal de Vosges, płynąc kanałem Marna-Ren i potem krótkim kanałkiem łączącym oba. Na szczęście na pierwszej śluzie kanału Marna-Ren bardzo rozmowny śluzowy spytał dokąd płyniemy no i poinformował o zamknięciu kanału łączącego. Płyneliśmy więc dalej Moselą. Ponieważ broszury VNF opisujące poszczególne drogi wodne uznaliśmy za wystarczające do nawigacji, nie mieliśmy dokładniejszych map. Płynęliśmy więc trochę niepewnie Moselą, szukając wejścia do kanału a tutaj proszę, niespodzianka - płynąc cały czas prosto wpływamy w pierwszą śluzę kanału.
Poczuliśmy się trochę niepewnie. Nie wiedzieliśmy jak wpłynąć, ponieważ pierwsze drzwi otwarte a z drugich woda leje się na maksa i tworzy prawie wodospad, ale Pani Śluzowa z góry macha do nas sympatycznie i pokazuje że to całkiem bezpieczne. Pierwsze śluzy są ręcznie obsługiwane przez pracowników VNF czyli tego stowarzyszenia wodnego we Francji - głównie są to studenci, no cóż mimo że żadna praca nie hańbi ta najbardziej pasjonująca nie jest. Potem tak po ok. 20 śluzach dostajemy pilota i dalsze śluzy są już automatyczne tzn. nie obsługiwane przez "czynnik ludzki". Jakieś 20 m przed śluzą jest czujnik, na który należy skierować pilot i strzelić, jak to mówi Igor, automat śluzowy dostaje sygnał i albo otwiera od razu wrota, albo przygotowuje najpierw śluzę tzn. napuszcza lub spuszcza wodę do odpowiedniego poziomu i wtedy otwiera wrota. My wpływamy, po umocowaniu BIMSI w śluzie podnosimy do góry niebieski pręt i mechanizm się załącza, tzn. zamykają się za nami wrota i woda wpływa do środka podnosząc nas do góry, albo woda wypływa opuszczając nas na dół. Następnie kolejne wrota otwierają się i voila śluza pokonana.
46 śluz było w górę a potem 47 w dół, bo przeszliśmy już wododział i teraz wszystkie wody spływają do Morza Śródziemnego. Nasz rekord jaki zrobiliśmy jednego dnia to 17 śluz, dosłownie wychodzilismy z jednej i już następna się zaczynała włączać. Niezła frajda, dobrze że dzieci już oswojone z tematem i znosiły to ze spokojem praktycznie zdane wtedy wewnątrz jachtu na siebie, ale nie martwiły się...
Pewnie się teraz zastanawiacie, czy było coś w tym kanale poza śluzami ? No było było... niektóre super extra postojówki, z grillami, stołami przy drzewach i kwiatach, zbieraliśmy grzyby, odnieślismy też pierwsze sukcesy rybne, udało nam się złapać 2 rybki jakieś takie karpiowate, ale bardzo smaczne. Podczas jednego postoju poznaliśmy niesamowicie sympatycznego pracownika VNF-u, który nam towarzyszył przez kolejne kilka dni, tzn. to był jego region objazdowy przy naszej trasie. Był na tyle uprzejmy, że pomógł nam z butlą z gazem, najpierw probował wymienić lub napełnic 5 kg niemiecką, ale nic z tego, w końcu kupił nam francuską 13 kg i dostarczył na jacht. Kochany człowiek! Kanał przepływa przez piękną i mało zaludnioną okolicę. Wśród lasów i gór - takie połączenie naszego Kanału Elbląskiego z Soliną.
Jedno z najpiękniejszych miasteczek przy kanale des Vosges to Fontenoy de Chateaux - miasteczko jak z bajki, barwne mosty nad kanałem, brukowane małe uliczki, ciekawe zaułki, opuszczone posiadlości (do niektórych można było zajrzeć ) no i w ogóle klimat francuski na maksa. Tylko z internetem słabo, czasem coś się uda złapać, ale rzadko.
Poznajemy też kolejnych ciekawych ludzi - płyną na własnej barce - Belgowie z pochodzenia i hiszpańskie już dzieci po kraju wychowania. Nawiązujemy znajomość i wtedy po raz pierwszy zastanawiamy się nad podsuniętym przez nich kierunkiem na zimę - Hiszpanią . Nocujemy wspólnie na dwóch postojówkach na kanale a potem jeszcze na Saonie, ale o tym już w następnym odcinku...