Biała Fregata na Zielonej Wyspie
Podczas niedawnego postoju "Daru Młodzieży" w Dublinie, jego pokład odwiedzili harcerze, zuchy i skrzaty z dublińskiego szczepu ZHP PGK oraz drużyna zuchowa z Galway wraz z rodzicami. Poniżej ciekawa relacja z tego niecodziennego wydarzenia.
Wszystkie głowy małe i duże zwrócone były ku górze, gdzie na wysokości prawie 50 metrów balansowało na cienkiej lince sześć postaci.
- Czy oni trafili tam za karę? – usłyszałam cichy szept za plecami. Z rozrzewnieniem spojrzałam na kadetów w pocie czoła przyszywających żagiel do najwyższej rei fokmasztu.
- Założę się, że jest długa kolejka chętnych do tej roboty – odparłam z uśmiechem. Też miałam okazję żeglować na pełnorejowcu i wiem, jaką dziką radość sprawiają takie zadania. W rejs żaglowcem wyrusza się w poszukiwaniu przygody, z chęci rzucenia wyzwania morskiemu żywiołowi i własnym lękom. Żaglowiec jest jak żywa istota, rumak skaczący przez fale na skrzydłach wiatru, piękny i dumny. Kiedy ulegnie się jego czarowi, dusza na zawsze już przesiąka słoną bryzą i żeglarz gotów jest poświęcić wiele, by tekowy pokład lśnił srebrem, a mosiądze złotem.
Na potwierdzenie moich słów, maleńkie postacie na fokbombramrei ochoczo pomachały nam w geście pozdrowienia. Dzieci i dorośli entuzjastycznie odmachali bohaterom. Harcerze, zuchy i skrzaty z dublińskiego szczepu ZHP PGK oraz drużyna zuchowa z Galway wraz z rodzicami mieli okazję otrzeć się o romantyczny świat wielkich żagli. W Dublinie, na południowym brzegu rzeki Liffey, zacumował największy polski żaglowiec, duma Akademii Morskiej w Gdyni, „Dar Młodzieży”. Żaglowiec pływa obecnie w rejsie czarterowym, więc nie ma możliwości zwiedzania go w portach. Dzięki staraniom druha Marcina Wilka, prorektor ds. morskich AM w Gdyni i kapitan Krzysztof Kocyba zaprosili nas na pokład. Mieliśmy niepowtarzalną okazję zwiedzić ten wspaniały okręt od „piwnic” aż po „dach”. Na pokładzie stawiliśmy się w liczbie 72 osób. Zwiedzanie zaczęło się od rufy, gdzie pod ogromną, biało czerwoną banderą kapitan żeglugi wielkiej zaczął snuć swą opowieść o żaglowcu. Trzymasztowa fregata o 3015m2 żagli, została zbudowana w Stoczni Gdańskiej w 1982r. Jej długość, to 109 metrów razem z bukszprytem. Zabiera na pokład 40 osób stałej załogi i 136 kadetów. Szkolą się tutaj studenci Akademii Morskich z Gdańska i Szczecina, a także uczniowie z kilku liceów morskich. Kadeci nabywają praktyki w nawigowaniu, a także szlifują charaktery w walce z żywiołem, którego nie doświadczą w tak bezpośredniej formie na żadnym innym nowoczesnym statku.
Po przejściu pokładu od rufy aż do dziobu, weszliśmy do ciepłego wnętrza. Przez korytarze pełne ciekawych zakamarków i wejść do prywatnych kabin, doszliśmy do mesy oficerskiej. W mahoniowym półmroku, kryły się rzeźbione fotele i kanapy o skórzanych tapicerkach. Skrzaty zasiadły za stołami, a restauracyjny charakter tego miejsca niejednemu z maluchów wpłynął na apetyt. Tu i ówdzie słychać było żądania czegoś na ząb. Następne pomieszczenie było jeszcze ciekawsze. Kapitan zaprosił nas do swojego saloniku. To była istna składnica skarbów. Trofea z licznych regat, pamiątki z najbardziej egzotycznych miejsc świata, no i tajemniczy drewniany kuferek zamknięty na ogromną kłódkę. Skrzaty znalazły nawet wielki klucz, który nie pasował, jednak do zamka. Tajemnica pirackiego kuferka pozostała nierozwikłana. W narożniku na półce nad kanapą, piętrzył się stos przeróżnych bardzo oficjalnie wyglądających czapek, z dystynkcjami i emblematami ważnych osobistości. Kapitan zdradził nam, że istnieje zwyczaj, zapewne zapoczątkowany przez jakiegoś roztargnionego ważnego gościa, zostawiania na „Darze” nakrycia głowy na pamiątkę. Druh Tomek Kostienko uznał, że zwyczaje należy szanować i położył swoją rogatywkę na stosiku obok kapitańskich, admiralskich i innych dystyngowanych czapek. Kapitan pokazał nam również galerię portretów wszystkich kapitanów, którzy dowodzili „Darem Młodzieży”. On sam jest trzynastym dowódcą i wciąż czeka na swój portrecik na ścianie saloniku. Na koniec zwiedziliśmy pomieszczenie nawigacyjne, gdzie praktykanci uczą się trudnej sztuki dowodzenia okrętem oraz sterówkę. Jeszcze kilka zdjęć przy tradycyjnym, drewnianym kole sterowym i nasza wizyta dobiegła końca. Wszyscy opuścili pokład rozpływając się w zachwytach nad samym okrętem, jak również pełni wdzięczności dla przyjaźnie nastawionej do nas załogi. Jako dowód uznania, zostawiliśmy załodze pełen stół najróżniejszych domowych wypieków, świadomi tęsknoty żeglarzy za rarytasami niedostępnymi na morzu. Na ręce kapitana złożono również drobne upominki, wykonane własnoręcznie przez zuchy z Galway oraz wizerunek „Daru Młodzieży” wypalony na desce z logiem ZHP Ireland na pamiątkę naszych odwiedzin, 12 kwietnia 2013. Tego dnia zostało zasiane małe ziarenko miłości do morskiej przygody w sercach naszych młodych harcerzy. Mamy nadzieję pielęgnować je w nowej drużynie o specjalności wodniackiej, która ma powstać we wrześniu, w dublińskim szczepie ZHP PGK.