Bawełniane żagle, telefon satelitarny, Biblia...
"Wszystko winno być tak proste jak tylko możliwe" - pouczał Albert Einstein. Jestem wielkim entuzjastą tej sentencji, niemniej jednak wyruszając tratwą przez ocean, coś tam jednak na pół roku żeglugi zabrać musieliśmy.
Suma sumarum skończyło się jak w "Lokomotywie" Tuwima: "A tych wagonów jest ze czterdzieści. Sam już nie wiem, co się w nich mieści". No, ale spróbujmy wymienić!
Statek
Dziesięć żagli - bawełniane plus dakronowe - na wypadek wszelki. Lina holownicza, cumy, kotwica. Skrzynka z narzędziami - żaglomistrzowska, z częściami zapasowymi. Moje marzenie - imadło przyśrubowane do masztu. Galion wyrzeźbiony przez Henryka Piecucha (tego od szpiegów). Flagi ONZ, USA (tratwa jest rejestrowana w Stanach), Polski, Kanady, PZŻ, Explorers Club. Dwie ozdobne latarnie naftowe dla szpanu...
Nawigacja
Trójkolorowe światło masztowe, stroboskop (na bezanie). Trzy kompasy klasyczne, jeden cyfrowy. Dwa odbiorniki GPS, dwa namierniki, mała notująca stacyjka meteo (prędkość, kierunek wiatru, temperatura itp.) Map co niemiara, w tym pilotowe dla wszystkich miesięcy. Bardzo serio prowadzony dziennik pokładowy...
Komunikacja
Dwa radia VHF, jedno przenośne wodoszczelne. Dwa telefony satelitarne Iridium do kontaktowania się ze światem - jednokierunkowo (tratwa nie odbiera telefonów z zewnątrz, dla tzw. spokoju świętego). Lampa sygnalizacyjna (morsem)...
Ratownictwo
Kamizelki ratunkowe (na co dzień służą jako poduszki), dwa koła ratunkowe. Tratwa ratunkowa 6-osobowa ("tratwa na tratwie"). EPIRB satelitarny MHz 406. Dwa pistolety rakietowe, naboje czerwone i białe, pochodnie (po polsku - flary).
Kambuz
Kuchenka kardanowa z jednym palnikiem (nie jestem zwolennikiem "wielkiego jadła"). Dziesięć litrowych butli propanu, każda przeznaczona na jeden tydzień. Rożen (po polsku - grill) do smażenia ryb. Dziesięć kartonów z tygodniowymi zapasami żywności dla dwu osób. Smaczne, choć proste, jarskie pożywienie. 200 litrów wody (cztery litry na dobę) w dwu polietylenowych zbiornikach (po polsku - tankach) ustawionych wprost na pniach...
Sami swoi
"Wzięliśmy amunicję, eksportową śliwowicję..." - śpiewał Kabaret Starszych Panów. Alkoholu nie zabieram na morze nigdy, jednak na tratwie znajduje się multum niecodziennych rzeczy, które tu - jak przy odprawie celnej - deklaruję:
Ogromna bateria słoneczna umieszczona na dachu chatki. Niemal 10 m kwadratowych, zgłoszona do Guinnessa jako największa morska bateria słoneczna. Pomysłowe rynny dostarczające każdą kroplę deszczu do specjalnych pojemników. Dwie odsalarki wody morskiej: duża - zasilana z baterii ołowiowych i na wypadek wypadku - mała, napędzana ręcznie. Karabin automatyczny 8 mm ("Strzeżonego Pan Bóg strzeże"). Mała wiosłowo-żaglowa dinghy do wycieczek, gdy ocean pozwoli. Podwodny mikrofon (na wieloryby i inne potwory), których głosy mamy nagrywać.
Każdy z naszej dwójki Urbańczyk - Urbańczyk zabrał też tzw. osobiste. Pomijając trywialną higienę, bezlik odzieży na zmianę itp. Wymieńmy wyłącznie rzeczy ciekawsze. Mój towarzysz (patrz zdjęcie) wszarpał na tratwę dwa gigantyczne wory. Musiały ważyć setkę. Ma do tego prawo, póki leżeć będą na jego koi (90 x 180 cm). Nie mówił, co tam ma - a ja nie pytałem - są pewne zasady współżycia oceanicznego. Zauważyłem jednak, wystające z jednego wora kuszę i łuk do polowania na ryby. W drugim, choć zapewniał, że jest okazem zdrowia, ma chyba aptekę, bo strasznie dzwoniło i bulgotało. Jego sprawa...
Ja zabrałem maszynę do pisania (weterankę rejsu wokół Ziemi) i górę papieru. Kamery, gitarę i małe elektryczne pianino (po polsku - keyboard) do dokuczania. Trzy cygara Hawana. Elektroniczne szachy do przegrywania z programem "Borys". Mnóstwo czasopism i książek, dotąd nie przeczytanych, w tym - uwaga! - Biblię wciśniętą mi przez wędrownego proroka. "Musisz dać Bogu szansę" - zawołał, gdy oświadczyłem, że jestem niewierzący.
Zabrałem też bukiet róż i fotografię Sekretarza oraz dobrego ducha tej szalonej eskapady - Krystyny - w cywilu mojej żony. I to już wszystko z najważniejszych. Pewien jestem, że z powyższej inwentaryzacji możemy być dumni. Bowiem jeśli czegoś zabraliśmy za dużo, to czegoś innego za mało - czyli wszystko jest w równowadze. Kotwica w górę.
Ja zabrałem gitarę, górę papieru i...
Kącik nawigacyjny na tratwie - trzy kompasy klasyczne, jeden cyfrowy, dwa odbiorniki GPS, mała notująca stacyjka meteo, dwa namierniki...
Moje marzenie - imadło przyśrubowane do masztu