Anwil Cup 2009 - z pokładu Esculapa oczami Piotra Kuli

2009-06-15 17:17 PIOTR KULA
Dekoracja klasy T2
Autor: Waldemar Heflich Dekoracja klasy T2

Zakończyły się wczoraj DMP Jachtów Kabinowych we Włocławku. Rywalizowalizowali ze sobą żeglarze z ośmiu klas: T1, T2, T3, Skippi 650, Żagle 500, Omega Sport, Omega Standard i Mikro. Łącznie zgłosiło się równo sto załóg. Padł tym samym rekord frekwencji na tej cyklicznej imprezie.

Ścigałem się w T2, ze stryjkiem i ojcem na załodze. Nie do prześcignięcia w tych warunkach okazała się załoga jachtu Diera, prowadzona przez Krzysztofa Trześniewskiego. Bardzo szybko płynęli na kursie z wiatrem i odskakiwali od stawki na znaczną odległość. W pierwszym wyścigu dogoniliśmy ich na halsówce i praktycznie się zrównaliśmy. Powiedziałem nawet chłopakom, że przy najbliższej zmianie, po zwrocie powinniśmy wyprzedzić naszych konkurentów. Niestety kilka chwil później pękła nam linka mocująca róg fałowy foka do stalówki. Szybko go zrzuciliśmy i zastąpiliśmy urwaną linkę krawatem. Po wciągnięciu żagla nadal byliśmy drudzy, ale Diera uciekła tak daleko, że nie było szansy na nawiązanie walki. Szkoda, bo szykował się zacięty finisz. W drugim wyścigu, po dość słabym starcie płynęliśmy trzeci. Diera znów uciekła daleko na pełnym i nie było najmniejszej szansy na wygranie tego wyścigu. Po wyrównanej walce, wyprzedziliśmy na halsówce załogę Tomasza Szychowiaka finiszując znów drudzy. Okazało się, ze był to ostatni wyścig regat i tym samym Diera wygrała DMP w T2, nam przypadło w udziale srebro, a Tomasz Szychowiak zgarnął brąz. Pełne wyniki powinny pojawić się wkrótce na www.ppjk.pl.
W planach było rozegranie czterech wyścigów. Z powodu silnego wiatru udało się rozegrać wspomniane dwa. Pierwszy z nich odbył się w piątek, a
jego trasa w linii prostej między bojami liczyła ponoć 34 km. Nie sprawdzałem, ale wierzę na słowo sędzi głównej Pani Izabeli Świąc, której należą się słowa uznania. Na pewno nie miała łatwego zadania. Trudne warunki wciąż stawiały pod znakiem zapytania bezpieczeństwo załóg, a więc i zasadność rozgrywania wyścigów. Przez cale regaty wiał wiał z siłą 12 - 20 węzłów. Spowodowało to, że ponad trzydzieści załóg wycofało się z zawodów, głównie z powodu strat w sprzęcie. Łamały się maszty, pękały płetwy sterowe i wanty. Mimo, że zabezpieczenie techniczne było zgodne z przepisami to w przypadku, gdyby naraz dziesięć łódek wymagało holowania lub się wywróciło, mogłoby się zrobić, delikatnie ujmując, nerwowo. To spowodowało, że planowane na sobotnie popołudnie i niedzielę wyścigi zostały odwołane. Niestety parę łódek wpadło na betonowe bloki zatopione na dnie zalewu i uszkodziło miecze oraz skrzynie mieczowe. Nasi konkurenci z T2, załoga z Kielc, po takim uderzeniu zaczęli brać szybko wodę i podobno ledwo zdołali wrócić do portu. Tu należy się wyraźnie poskarżyć na zarządcę zalewu. Nie wiem jaka instytucja za to odpowiada, ale kilka kijków z oznakowaniem mielizny i to betonowej, można by wbić w dno. I nie pomoże tłumaczenie, że było to poza farwaterem. Jeżeli ktoś wydał zgodę na ściganie się po całym zalewie, to taki mały ukłon w stronę żeglarzy, którzy nie dość, że stracili regaty, to teraz muszą naprawiać łódki, byłby wyjątkowo miły.

Trzeba przyznać, Że ogólnie impreza wypadła świetnie. Miła atmosfera, organizatorzy pomocni, a narzekań żeglarzy, którzy nie mieli niemiłych przygód ze sprzętem nie słyszałem. Może ktoś ma odmienne zdanie, to zapraszam do komentarzy na mojej stronie. Nawet z tłokiem w porcie (bo klub ledwo pomieścił wszystkie łódki) jakoś dało się poradzić. Można powiedzieć, że mieliśmy śródlądową namiastkę warunków morskich. Ktoś mówił, że gdy Komisja nie puszczała wyścigów, wiało 7 B. Wraz z moją załogą wyszliśmy z portu na zaplanowany drugi sobotni wyścig trochę wcześniej, żeby się nieco rozpływać i faktycznie wyglądało to groźnie. Po chwili zapadła decyzja o odwołaniu tego startu. W zasadzie, żeby płynąć na halsówce, grot przez dużą część czasu w ogóle nie pracował. Przed tymi regatami nie wiedziałem, że kabinówką można załapać zjazd na fali z wiatrem. Na małych regatówkach to standard, ale tu byłem miło zaskoczony. Moi załoganci też nie ukrywali zadowolenia, gdy zjeżdżaliśmy z fali. Nie można powiedzieć, że był to ślizg, ale i tak wrażenie świetne. I jeszcze jedno: jeśli ktoś, żeglujący tylko na małej łódce regatowej myśli, że na kabinówce pływa się turystycznie, bez żadnego wysiłku, jest w wielkim błędzie. Nasz pierwszy wyścig trwał trzy i pół godziny. Z wiatrem było trochę łatwiej, ale halsówka to praca na pełen etat. Ciągłe balastowanie, luzowanie i wybieranie grota, żeby nie stawiało w linii wiatru i jeszcze wspomniana naprawa foka. Wieczorem, mimo że moi załoganci chrapali wręcz koncertowo, padłem zmęczony i obudziłem się dopiero rano, obolały jak po dobrym wyścigu na Finnie.
Gratulacje dla wszystkich, którzy walczyli z przeciwnikami i pogodą.

Piotr Kula POL 17
Wsparcie:
Brügmann Polska - profile okienne i drzwiowe
PZŻ
Misto Biskupiec

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.