Katamaran "Blue Waves" najszybszy w transatlantyckim ARC 2014! RELACJA
Ponad 2700 mil morskich, 15 dni na oceanie, 8 mężczyzn, dwa zniszczone żagle, jeden katamaran Lagoon 450, kilkanaście wacht w deszczu i silnym wietrze oraz pięć złowionych ryb mahi-mahi – tak najkrócej można opisać niezwykłą przygodę polskiej załogi Lagoon 450 "Blue Waves" w regatach ARC 2014.
Turystyczne regaty ARC (Atlantic Rally for Cruisers) odbywają się rokrocznie od 1986 roku, żeglarze z całego świata startują z Las Palmas na Wyspach Kanaryjskich, a celem ich podróży jest Saint Lucia na Karaibach. To jedno z najważniejszych żeglarskich wydarzeń roku i dla wielu osób obowiązkowy punkt na mapie ich żeglarskich zmagań. W tym roku w marinie w Las Palmas stawiło się blisko 200 jachtów, w tym dwie załogi z Polski.
Start "Blue Waves" w międzynarodowych wyścigu przez Atlantyk zorganizowała firma Dobre Jachty, wyłączny przedstawiciel marki Lagoon w Polsce. Właściciele firmy, kapitanowie jachtowi – Jarosław Chłopek (skipper "Blue Waves") i Maciej Stompór zaprosili na pokład przyjaciół i partnerów biznesowych, dla których ARC był nie tylko ogromną przygodą, ale również okazją do „naładowania akumulatorów”. Strategiem regat i osobą, która czuwała nad jak najlepszymi osiągami "Blue Waves" był Inge Brattlli, pokonujący trasę Las Palmas – Saint Lucia już po raz czternasty. Niektórzy z załogantów mieli wcześniejsze doświadczenia oceaniczne, innym przyszło po raz pierwszy zmierzyć się z bezkresem wielkiej wody. Niezależnie jednak od wszystkiego, dobór załogi okazał się strzałem w dziesiątkę – przez ponad dwa tygodnie rejsu ani razu nie zdarzyła się sytuacja kryzysowa, nie było żadnych zatarć czy kłótni – i choć katamaran sam w sobie jest przecież dużą jednostką, to w końcu zamknięcie ośmiu, bardzo aktywnych i niezależnych mężczyzn na powierzchni ok 50 m2 mogło rodzić sytuacje zapalne.
Od startu aż do samej mety załoga "Blue Waves" zmagała się ze zmiennymi warunkami atmosferycznymi i dzielnie stawiała czoła żywiołowi. Okresowe silne wiatry i duża fala wystawiały jacht na ogromne przeciążenia i wymagały stałej czujności. Wielokrotne zmiany żagli, problemy z nadwyrężonym przez silne szkwały spinakerem czy code zero dostarczały stały dopływ emocji i utrzymywały załogę w ciągłym stanie gotowości. Nagrodą dla żeglarzy były ciepłe, słoneczne dni, kiedy przy płynącym szybko pod pełnymi żaglami jachcie bawiły się delfiny, a sprzed dziobu uciekały latające ryby.
CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? POLUB ŻAGLE NA FACEBOOKU
Dzień na jachcie składał się z sześciu czterogodzinnych wacht, czyli dyżurów podczas których podzielona na trzy grupy załoga odpowiadała za wszystko co dzieje się na pokładzie – sterowanie, trymowanie i zmianę żagli, realizację założeń taktycznych i nawigacyjnych. Dodatkową atrakcją, która pozwoliła stworzyć naprawdę zgraną i rozumiejącą się załogę był rotacyjny skład wacht – dzięki temu wszyscy uczestnicy mieli okazję poznać się nawzajem i doświadczyć żeglowania o różnych porach dnia i nocy, podziwiając wschody i zachody słońca a także niesamowite, rozgwieżdżone niebo nad bezkresnym Atlantykiem.
Dzięki wachtowemu systemowi pracy, żeglarze mieli sporo czasu na odpoczynek, życie towarzyskie i dodatkowe atrakcje, takie jak połów atlantyckich ryb. Organizatorzy zapewnili doskonałe warunki, pozwalające nie tylko na realizację regatowych marzeń, ale i przyjemne spędzenie czasu. Na jachcie można było znaleźć dosłownie wszystko, co może umilić długi rejs, począwszy od wspaniałego hiszpańskiego jamon, poprzez świeże, wypiekane codziennie rano pieczywo, aż po kolekcję filmów, które można było oglądać po zakończonej wachcie. Kilkoro spośród uczestników okazało się skrywać kulinarne talenty, także jachtowe menu obejmowało takie pozycje jak cevichi z surowej ryby mahi mahi z chili, szalotką i mango, lasagne z własnoręcznie przygotowanym beszamelem, kotlety schabowe z pure i mizerią, indyjskie curry z kurczaka, pieczoną rybę w sosie winnym ze świeżą pietruszką czy sorbety owocowe z czekoladą.
„W trakcie trwania całego rejsu, niezależnie od pogody, a nawet wbrew początkowej chorobie morskiej, wszyscy doskonale się rozumieliśmy. Zależało nam bardzo, by przygotowany przez nas rejs był dla wszystkich uczestników miłym, niezapomnianym przeżyciem, ale też już od pierwszych chwil na jachcie, nadrzędnym celem naszej załogi było osiągnięcie jak najlepszego wyniku i zajęcie pierwszego miejsca” – mówi Maciej Stompór z Dobrych Jachtów. Założony cel udało się zrealizować, nie dość, że załoga Lagoon 450 "Blue Waves" przypłynęła na metę pierwsza w swojej grupie, to także zajęła pierwsze miejsce wśród wszystkich wielokadłubowców po uwzględnieniu przelicznika. Podczas ogłoszenia oficjalnych wyników na Saint Lucia, okazało się również, że blog prowadzony przez członka załogi - Filipa Wójcikiewicza został uznany za najlepszy nieanglojęzyczny blog ARC 2014.