60 urodziny: Jak powstawały „Żagle”? Krystyna Szloser pół wieku w redakcji

2019-01-16 13:36 archiwum redakcji
60 lat Żagli
Autor: Redakcja Żagli

Rozpoczęła pracę w „Żaglach”, kiedy jeszcze była młodą dziewczyną. Przez pięćdziesiąt lat poznała wszystkich najwybitniejszych polskich żeglarzy, była świadkiem najważniejszych wydarzeń w historii naszego pisma i środowiska żeglarskiego w Polsce. Nie opuściła redakcji w najtrudniejszych chwilach. Jest dla nas wzorem sumienności, uczciwości i dobroci. Krystyna Szloser opowiada nam o swojej przygodzie z „Żaglami”.

Krysiu, w „Żaglach” pracowałaś prawie 50 lat. Przy tak okrągłej rocznicy wręcz nie wypada nie zacząć od przypomnienia początków...

Moja przygoda z „Żaglami” zaczęła się w 1960 r. Po Sejmiku PZŻ, który odbył się w marcu, Wiesław Rogala – nowo wybrany sekretarz generalny zaproponował mi pracę w piśmie, które wówczas, jako biuletyn, wydawane było na zlecenie PZŻ przez Wydawnictwo „Sport i Turystyka”. W 1959 r. „Żagle” drukowane były na powielaczu, dopiero w marcu 1960 r. po raz pierwszy wydano je drukiem. Pismo redagował wtedy zespół w składzie: redaktor naczelny Włodzimierz Głowacki, Magdalena Jankowska, pracująca również w „Przeglądzie Sportowym”, i Donat Czerewacz. Ja zajmowałam się stroną administracyjną redakcji. Wszyscy pracowali praktycznie społecznie.

Funkcjonowanie pisma środowiskowego w ramach instytucji państwowej zawsze wzbudzało kontrowersje. Jak więc wówczas wyglądała współpraca redakcji z Polskim Związkiem Żeglarskim?

Choć formalnie i finansowo byliśmy od Polskiego Związku Żeglarskiego zależni, myślę, że na treść pisma bardziej od tzw. działaczy wpływ mieli sami żeglarze, dla których to pismo robiliśmy. W kwietniu 1961 r. po krytyce „Żagli” przez Prezydium PZŻ z zespołu odszedł Włodzimierz Głowacki, a do dołączyli do nas Zbigniew Laskowski i Józef Marczewski. Nastał krótki okres bezkrólewia i pismem musiał się zająć jako redaktor naczelny Wiesław Rogala. Funkcja ta bardzo go obciążała, bo był przecież sekretarzem generalnym PZŻ. W październiku 1961 r. zespół redakcyjny powiększył się. Zaczęli z redakcją współpracować wiele znaczący w środowisku żeglarskim: Czesław Marchaj, Zygmunt Jędrzejkiewicz, Stanisław Turketti i Stefan Wysocki. Byli to nie tyle działacze, co prawdziwi żeglarze  społecznicy. Funkcję redaktora naczelnego zaczął pełnić Zbigniew Laskowski, „Żaglami” zajmował się jednak dorywczo, gdyż na stałe pracował w „Kurierze Polskim”. Nie mógł więc poświęcać nam zbyt wiele czasu i w 1963 r. zamieściliśmy na naszych łamach anons, że poszukujemy redaktora naczelnego. Zgłosił się Leszek Błaszczyk, który początkowo formalnie został zastępcą redaktora naczelnego, ale od stycznia 1965 r. był już naczelnym.

Praca redakcyjna, nawet najbardziej sprawna, to jednak dopiero połowa sukcesu. Na długą metę bez stałej drukarni i profesjonalnego wydawcy ani rusz.

Ze znalezieniem drukarni było sporo kłopotów, a dzięki staraniom Wiesława Rogali przez pewien okres pismo drukowane było nawet w... więzieniu przy ul. Rakowieckiej. Otrzymało tam właściwą szatę graficzną, na okładce pojawiło się zdjęcie i poprawiła się jakość druku. Po raz pierwszy po odbiór nakładu jechałam tam mocno zestresowana. A nuż mnie stamtąd nie wypuszczą?

Jak długo trwała ta prowizorka?

Choć w 1965 r. Leszek Błaszczyk załatwił nam przejście pod skrzydła profesjonalnego wydawcy – RSW „Prasa”, to i tak, do czerwca 1968 r., mieściliśmy się w małym pokoiku w siedzibie PZŻ przy ul. Chocimskiej. W 1968 r. RSW „Prasa” przeniosła nas do samodzielnej siedziby na Mariensztacie, którą wspominam z rozczuleniem, bo sama urządzałam ją od początku. Była malutka, z dużym tarasem, i czuliśmy się tam świetnie. Odwiedzało nas tam mnóstwo sympatyków żeglarstwa, z których wielu zostało naszymi współpracownikami. Stałymi bywalcami redakcji byli wówczas: Witek Tobis, Staszek Teliga, Wojtek Płóciennik, Józek Marczewski i wielu, wielu innych. Organizowaliśmy spotkania towarzyskie, które zwykle z redakcji przenosiły się do restauracji „Retman”.

Krystyna Szloser
Autor: archiwum redakcji

Jaka wtedy była struktura redakcji i jak radziliście sobie w tak małym pomieszczeniu?

W redakcji na stałe zatrudnieni byli wówczas: redaktor naczelny – Leszek Błaszczyk, sekretarz redakcji – Stanisław Zakrzewski, maszynistka – Krystyna Jodłowska, i ja. Do moich obowiązków należało odbieranie telefonów od czytelników, łączność z wydawnictwem, czyli załatwianie wszelkich spraw formalnych i finansowych. Po odejściu Zakrzewskiego na etat sekretarza przyjęta została Magdalena Jankowska.

W redakcji było jednak ciasno, więc RSW w 1975 r. wynajęła nam lokal w prywatnym mieszkaniu przy ul. Kinowej. Były tam trzy pokoje, kuchnia i łazienka. Myślałam, że to już nasza ostatnia przeprowadzka, bo to zawsze powoduje straszne zamieszanie i utrudnienia w pracy redakcji. Niestety, podczas mojej całej długoletniej pracy doliczyłam się tych przeprowadzek aż dziewięć! Gdy byliśmy na Kinowej, redakcja przestała zajmować się kolportażem i prenumeratą, przejęły to wyspecjalizowane działy RSW Młodzieżowej Agencji Wydawniczej.

Ale zespół redakcyjny rósł...

Stały zespół faktycznie rósł, ale powoli, np. w 1979 r. na stałe dołączył do nas Jurek Fijka jako fotoreporter, zastępując Jana Dominowskiego, który poza fotografią zajął się też tak dobrze dziś wspominanym działem łączności z czytelnikami. Przybywało nam za to tzw. autorów zewnętrznych, piszących do nas po rejsach, z których wrócili.

Tymczasem w kraju zaczynał się gorący okres...

Stan wojenny był dla nas bardzo dramatycznym przeżyciem. Zamknięto redakcję. Nie było wstępu do pomieszczeń, zaplombowano drzwi. Spotykaliśmy się jednak przynajmniej raz w tygodniu. Czasem w jakimś prywatnym mieszkaniu, czasem w jakiejś kawiarni...

W kwietniu 1982 r. wznowiliśmy wydawanie pisma, ale na Kinową już nie wróciliśmy. Przeniesiono nas do lokalu przy Marszałkowskiej, który wynajął nam Interster. Wtedy właśnie zaczęłam zajmować się w redakcji stroną techniczną „Żagli”. Jako redaktor techniczno-graficzny współpracowałam z drukarnią przy ul. Smolnej. Były z nią spore kłopoty, a „Żagle” ukazywały się z bardzo dużym opóźnieniem i nieregularnie, bo drukarnia ta była drukarnią partyjno-rządową. Pierwszeństwo miało oczywiście to, co zlecił mieszczący się w pobliżu Komitet Centralny. Opóźnienia w drukowaniu dochodziły nawet do kilku miesięcy, jakość druku była wprawdzie lepsza, ale nadal mieliśmy problemy z papierem. Nie można było ani powiększyć nakładu, ani zmienić szaty graficznej.

Na Marszałkowskiej nie byliśmy długo – w 1985 r. znów nas przeniesiono. Tym razem do siedziby Młodzieżowej Agencji Wydawniczej przy al. Stanów Zjednoczonych. Nakład pisma stopniowo wzrastał. Pod koniec lat osiemdziesiątych było to dwadzieścia parę tysięcy egzemplarzy. W tym czasie zastępcą redaktora naczelnego była Magda Jankowska, a sekretarzem redakcji został Jurek Fijka. Magda była bardzo dobrym, wytrawnym dziennikarzem, miała wspaniałe pióro. Niestety, w 1988 r. choroba zabrała ją spośród żyjących...

W naszych kolejnych siedzibach panowała prawdziwie domowa atmosfera, która powodowała, że do pracy przychodziłam bardzo chętnie!

No i wreszcie nadeszły nowe czasy...

W 1989 r. nastąpił dziejowy zwrot i zlikwidowano RSW. Zostaliśmy i bez pracy, i bez pisma. Zaczęliśmy poszukiwać nowego wydawcy i udało się nam obronić „Żagle” przed likwidacją. To Jurek Pieśniewski znalazł nam nowego wydawcę – firmę Clipper. Pod kierownictwem Jurka nastąpił skok jakościowy. Pojawiły się kolorowe zdjęcia, lepszy papier... Współpraca z Clipperem trwała jednak krótko i już po paru miesiącach naszym nowym wydawcą zostało Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie. Przez kilka miesięcy redakcja miała swą siedzibę w... mesie statku wiślanego stojącego na brzegu na przystani WTW, który później, niestety,  się spalił. Marne warunki i mizerne pensje nikogo nie zniechęciły. Jurek Pieśniewski dalej był redaktorem naczelnym, a w listopadzie 1991 r. funkcje tę objął Jurek Fijka. Niestety, w lipcu 1995 r. również Jurek odszedł od nas na wieczną wachtę. Bardzo to przeżyliśmy i długo nie mogliśmy się po tej stracie pozbierać. Szukaliśmy redaktora naczelnego i wydawcy. Pod koniec 1997 r. właścicielem naszego tytułu zostały Zjednoczone Przedsiębiorstwa Rozrywkowe, które po jakimś czasie przeniosły nas do Muratora. Poprawiły się nam warunki finansowe i wydawnicze. Pamiętam, że ze strachu przed komputerem, o którym wcześniej nie miałam pojęcia, chciałam nawet odejść z pracy, ale koledzy pomogli...

Kolejnymi redaktorami naczelnymi byli Jan Gogacz, Krzysztof Siemieński i Jerzy Kubaszewski. Nasze kolejne siedziby to Chłodna i Senatorska.... Wreszcie w 2002 r. następna przeprowadzka – dziewiąta w mojej pracy – na Kamionkowską. Od roku 2001 redaktorem naczelnym jest Waldemar Heflich, który pojawił się w „Żaglach” w końcu lat 80. To już dziesiąty naczelny, który się ze mną męczył...

Nie masz nas czasem dość?

Formalnie już od wielu lat jestem na emeryturze, ale widocznie ten tytuł ma jakąś swoistą moc przyciągania. Jestem z nim emocjonalnie związana, w młodości sama dużo żeglowałam, startowałam na bojerach, jestem ciągle czynnym sędzią żeglarskim. Coś mnie tu ciągnie – może atmosfera, może ludzie? A może jedno i drugie?

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.