25 lat Concept Sailing – kapitan Henryk Wolski podsumowuje ćwierćwiecze swojej żeglarskiej działalności

W roku 2014 mija 25 lat od zainicjowania przeze mnie idei Concept Sailing – żeglowania z konceptem.
Jak do tego doszło?
Od 1985 roku pracowałem, jako skipper w szkole żeglarstwa pełnomorskiego w Bremie. Od wiosny do jesieni „orałem” Morze Północne i Północny Atlantyk, i bardzo się z tego cieszyłem. Moja pasja stała się moją pracą, czegóż mogłem pragnąć więcej? Żeglowałem po bardzo ambitnym akwenie, wody pływowe i klasyczna nawigacja z pływaniem w nabieżnikach, światłach sektorowych, czy określanie pozycji z namiarów itd. (to było przed erą GPSów), czyniły żeglarstwo sztuką, która dostarczała emocji i dawała satysfakcję, gdy w końcu dopływało się do portu. Prowadziłem rejsy do miejsc, o których przedtem czytałem jedynie książki; na Islandię, na Lofoty, na Spitsbergen. Co roku, w marcu i listopadzie prowadziłem treningi sztormowe, a o tej porze na Morzu Północnym potrafi być bardzo sztormowo. To była twarda szkoła. Jednak po kilku latach czegoś zaczynało mi brakować. Owszem, bawiło mnie takie ambitne żeglowanie, bawiło mnie szkolenie, ale czasami brakowało mi trzeciego wymiaru; po co my tam płyniemy? Na początku wszystko było nowe, ale po jakimś czasie musiałem sobie zadać dużo trudu, żeby znaleźć na tym akwenie port, w którym jeszcze nie byłem. W końcu zrezygnowałem z pracy w szkole i sam zacząłem organizować rejsy.
W lipcu 1989 roku zorganizowałem pierwszym rejs pod jakimś hasłem / conceptem. Był rejs do Irlandii, a dokładniej do Fastnet Rock, słynnej skały z jeszcze bardziej słynnych regat Admirals Cup. Przed dziesięcioma laty, w roku 1979 w czasie biegu Fastnet Race rozegrała się na tym akwenie tragedia. W czasie orkanu zatonęło 5 jachtów. Z 303 startujących jachtów bieg zakończyło 86. Prasa fachowa jeszcze długo analizowała tragedii, opracowywano nowe techniki sztormowania, a ja chciałem zobaczyć tą skałę, wokół której rozgrywał się najdłuższy, końcowy bieg w tych regatach.
Jeszcze podczas tego rejsu konsultowałem z załogą kolejny pomysł; rejsy śladami Odyseusza. Przeczytać kolejny raz Odyseję to nie problem, ale dotrzeć do jej interpretacji, przełożenia na współczesne mapy, w epoce przed internetem wymagało poszukiwań, studiów i czasu. Myśl zakiełkowała, ale z jej realizacją trzeba było poczekać na sprzyjające okoliczności, a życie toczyło się dalej.
Rok wcześniej prowadziłem rejs na Spitsbergen. Na spotkaniu porejsowym padła myśl, żeby zorganizować rejs przez Przejście Północno – Wschodnie. To był naprawdę Concept! Zacząłem prowadzić pertraktacje o czarter „Gedanii” – jachtu, który moim zdaniem nadawał się najlepiej do takiej wyprawy. „Gedania” była w ciągle przedłużającym się remoncie, ja prowadziłem niekończące się pertraktacje, aż tu słyszę w radio, że niemiecki „zawodowa poszukiwacz przygód” Arved Fuchs przygotowuje wyprawę dookoła Bieguna Północnego. Cóż było robić? Zatroszczyłem się o to, żeby być członkiem ekspedycji „Icesail” przewidzianej na 4 lata; 91 – 94.
Ponieważ zgłosiłem się stosunkowo późno, miejsca na pierwszym etapie były już przydzielone. W 1991 roku miałem się dosiąść dopiero na Morzu Barentsa we wrześniu. Rosyjski pucz pokrzyżował plany. Do Narjan Mar nie poleciałem, bo ekspedycja została „przyhamowana”, a jacht „Dagmar Aaen” popłynął jedynie kawałek dalej, żeby przezimować w Igarce na Jenisieju.
W międzyczasie sytuacja polityczna się wyklarowała i od 1992 mogliśmy płynąć dalej - teoretycznie, bo ze względu na sytuację bardzo trudną lodową Przejścia Północno–Wschodniego nie udało się nam sforsować. Nie chcieliśmy po raz drugi zimować w Rosji, wycofaliśmy się więc, na „z góry upatrzone pozycje” do Tromsø w Norwegii.
W kolejnym roku 1993, „Dagmar Aaen” pożeglowała wiosną z Tromsø do Grenlandii gdzie, w Kangerlussuaq w lipcu, dołączyłem do ekspedycji. Tym razem, w jednym sezonie, acz nie bez problemów, udało nam się sforsować Przejście Północno–Zachodnie docierając w październiku do Aleutów. „Dagmar Aaen” zimowała w Dutch Harbor pod opieką jednego z kolegów, a my polecieliśmy do domów.
CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? POLUB ŻAGLE NA FACEBOOKU
W 1994 ruszyliśmy ponownie w Przejście Północno–Wschodnie, z Aleutów przez Cieśninę Beringa w kierunku na zachód. Daleko nie uszliśmy, dostaliśmy się w „parcie lodu”, skotłowało nas i „z podbitym okiem“ musieliśmy się wycofać.
Myśl opłynięcia Bieguna Północnego została na jakiś czas odłożona „do szuflady”. Sezony letnie spędzone na Północy spowodowały, że moje oferty żeglowania z konceptem musiałem realizować zimą, na cieplejszych wodach. W ten sposób przyszła wreszcie kolej na Odyseusza. Jego peregrynacje porozbijałem na „strawne” etapy i zimą 1991/92 zorganizowałem serię rejsów po Morzu Śródziemnym na jachcie „Freedom”.
Jeszcze przed ostatnim etapem Icesail, wiosną 1994 wspólnie z moim znajomym Bodo Müler, zorganizowaliśmy wyprawę śladami Wikingów (Waregów) z Rygi do Odessy rzekami i Kanałem Berezyńskim na terenie byłego Związku Radzieckiego, a teraz Łotwy, Białorusi i Ukrainy, z małym odcinkiem końcowym przez Morze Czarne. Wyprawa odbywała się na pontonie firmy Viking. Owocem tej wyprawy była książka „Unternehmen Wiking” – przedsięwzięcie Wiking, której byłem współtwórcą. Innym produktem tej wyprawy była myśl przepłynięcia innym szlakiem Waregów na łodzi z tamtych czasów.
W 1995 Odyseusz doczekał się sprawdzenia innej wersji interpretacji jego podróży. Hans Steuerwald dowodził, że wyszły one poza Morze Śródziemne i prowadziły wokół Wysp Brytyjskich. Tą wersję poddałem szczegółowej analizie praktycznej na jachcie „Polonus”, a po jej zakończeniu stanąłem zdecydowanie po stronie braci Wolf i ich wersji śródziemnomorskiej.
CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? POLUB ŻAGLE NA FACEBOOKU
Myśl o wikingach nie opuszczała mnie już. Zleciłem budowę średniowiecznej łodzi słowiańskiej (różnice między łodziami wikińskimi a słowiańskimi są niewielkie, spowodowane bardziej miejscem budowy, niż tym, kto je budował) opartej na wykopalisku Orunia II ( tej samej łodzi, która posłużyła za wzór do budowy „Sanktus Adalbertus” – łodzi św. Wojciecha. Budowa trwała długo, a ja w międzyczasie zdobywałem ostrogi żeglarza średniowiecznego biorąc udział w 1998 roku w ekspedycji zorganizowanej na replice łodzi słowiańskiej „Bialy kon” (l nie ł i n nie ń) z Ralswieku na Rugii do Wolina. Ekspedycja była dziełem współpracy muzeum wikingów w Roskilde i skansenu słowiańskiego w Großraden. Ekspedycję, ze względu na jej charakter, należy zaliczyć, do tzw. żywej archeologii.
Wreszcie w 1999 został zwodowany mój słowiański „Wělet”. Najpierw przepłynęliśmy nim z Mazur (gdzie był zbudowany) do Berlina, a potem, „Szlakami kupców słowiańskich” Kanałem Odra-Szprewa do Odry i wzdłuż polskiego wybrzeża do Gdańska, a dalej znowu rzekami do Biskupina na coroczny festyn archeologiczny, który od tej pory stał się dla „Wěleta” niepodważalnym punktem corocznego programu. Pływał po wodach śródlądowych, brał udział w festynach, przybliżał młodzieży żeglowanie praojców, brał także udział w filmie Jerzego Hoffmana „Stara Baśń”, ale z realizacją projektu, dla którego został zbudowany (rejs do Morza Czarnego) musiał trochę poczekać. Inne ekspedycje wzięły górę.
I tak w roku 2000 wziąłem udział w ekspedycji organizowanej przez znanego już Arveda Fuchsa, śladami słynnej wyprawy Shackletona, na replice łodzi ratunkowej James Caird, z Półwyspu Antarktycznego do Wyspy Słoniowej, a stamtąd przez Ocean Południowy, do Południowej Georgii.
Po zakończeniu wyprawy napisałem książkę „Fortitudine vincimus – zwyciężymy wytrwałością”
W 2002 roku przyszedł wreszcie czas na Przejście Północno-Wschodnie. Ta sama „Dagmar Aaen” ruszyła znowu w drogę i tym razem udało się nam niemal bez przeszkód dotrzeć z Tromsö przez Murmańsk, Dikson, Tiksi, Wyspę Wrangel, Cieśninę Beringa do Prowidienia. Jacht „Dagmar Aaen” zamknął pętlę wokół Bieguna Północnego, ale nie ja. Mnie brakowało do tego odcinka między Norwegią a Grenlandią.
Logiczne, że w 2003 roku została zorganizowana wyprawa „Od Hornu do Hornu” na jachcie „Zjawa IV”. Nazwa „Zjawa” miała symboliczne znaczenie. Pierwszym Polakiem, który opłynął świat dookoła na kolejnych „Zjawach” był Władysław Wagner. Po dopłynięciu „Zjawą IV” do Kangerlussuaq na Grenlandii stałem się pierwszym Polakiem, który na jachtach żaglowych okrążył Biegun Północny. Wyprawa nie bez kozery nazywała się „Od Hornu do Hornu”. Najbardziej na północ wysunięty przylądek Islandii nosi nazwę Horn. Mijaliśmy go w drodze z Norwegii. Po dotarciu do Kangerlussuaq „Zjawą IV” popłynęła dalej na południe i w Ushuaia przejąłem ją ponownie i jeszcze w tym samym roku okrążaliśmy znany Przylądek Horn.
W roku 2006 przyszedł wreszcie, czas na „Wěleta” i Wyprawę Chąśników z Gdańska do Odessy. Popłynęliśmy w górę Wisły i Sanu do Przemyśla, gdzie łódź została załadowana na samochód przetransportowana do Dniestru, którym spływała do Morza Czarnego. Zanim jednak dotarliśmy do Odessy zmuszeni byliśmy drogą lądową ominąć republikę Pridnestrowje. Z wyprawy został nakręcony film przez niemiecko francuską telewizję ARD.
CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO? POLUB ŻAGLE NA FACEBOOKU
Rok 2008 był urodzajny. W ramach zorganizowanej przez Concept Sailing wyprawy „Od Kopca do Góry Kościuszki” prowadziłem jacht „Nashachata” z Buenos Aires przez Cieśninę Magellana, wokół Hornu do Ushuaia, gdzie pod koniec listopada 2008 przesiadłem się z jachtu na replikę łodzi wielorybniczej (wiosłowo żaglowej) „Fuegia” i poprowadziłem wyprawę „Darwin & Tierra del Fuego” po wodach Kanału Beagle na Ziemi Ognistej. Po tej wyprawie fotograf Jürgen Hohmuth wyda album fotograficzny z komentarzami uczestników „Mythos Feurland” – Mityczna Ziemia Ognista. W grudniu 2008 przesiadłem się ponownie z „Fuegii” na jacht „Nashachata” i rozpocząłem kolejny etap wyprawy - „Circumnavigation part I”; z Ushuaia na Falklandy, Południową Georgię do Kapsztadu. Stąd przez Ocean Indyjski na Wyspy Crozet, Wyspę Amsterdam, do Melbourne i dalej do Nowej Kaledonii, gdzie dotarliśmy w kwietniu 2009. W domu nie zagrzałem długo miejsca, bo niemal w biegu przesiadłem się na bryg „Eye of the wind”, na którym żeglowałem – z przerwami oczywiście – niemal dwa lata. To był czas fascynacji ożaglowaniem rejowym czystej formie.
Rok 2011 przyniósł rejs “Samotne wyspy północnego Atlantyku” na jachcie “Spirit one” ze Spitsbergenu przez Jan Mayen, Wyspy Owcze, wyspę St. Kilda należącą do Zewnętrznych Hebrydów, do Dublina.
W 2012 krótki rejs po wodach Rugii „Na tropach legendarnej Winety”
W roku bieżącym 2014 zaplanowany jest rejs na Selmie przez Pacyfik do Australii. Mam nadzieję wejść wreszcie śladami Pawła Edmunda Strzeleckiego na Górę Kościuszki.
I to by było na tyle! – (z grubsza i na razie).