2007/9: W cieniu tragedii...

2008-09-10 12:14 Waldemar Heflich

W żeglarstwie podejmujemy ryzyko, mierząc się z nieobliczalnymi żywiołami, jakimi są wiatr i woda. W tym upatrujemy także piękno tego sportu, bo czyż nie jest wspaniale, gdy udaję się nam je ujarzmić. Są jednak sytuacje, w których ponosimy porażkę. Tylko od naszych umiejętności, siły, odwagi i roztropności zależy, jak wysoka jest jej cena...

26 lipca Senat RP debatował nad ustawą o zmianie ustawy o sporcie kwalifikowanym i niektórych innych aktach prawnych. Dla żeglarzy najważniejsza jest zmiana art. 53a ustawy o kulturze fizycznej związana z patentami. Senat nie zmienił podwyższonego przez Sejm limitu "bezpatencia" do 7,5 m długości kadłuba dla jachtów żaglowych i 10 kW mocy silnika dla motorowych. Teraz ustawa wraca do Sejmu, gdzie rozpatrywane będą poprawki senacki (o charakterze legislacyjnym). Wszystko wskazuje na to, że przyszłym sezonie mazurskie tanga i zatokowe nefryty będzie mogła prowadzić osoba legitymująca się przede wszystkim zdrowym rozsądkiem. Z tym rozsądkiem niestety bywa różnie i liczne mamy na to przykłady. Pomysł zdjęcia ograniczeń administracyjnych oraz szerokie otwarcie dostępu do żeglarstwa wywołało trwającą kilka lat zażartą dyskusję całego środowiska. Nawet w trakcie debaty w komisji sejmowej, przeciwnicy liberalizacji przerzucali się przykładami mającymi udowodnić jak niebezpieczne jest pływanie pod żaglami. Z reguły były to informacje niepełne, wyolbrzymione lub nawet mijające się z prawdą. Nikt nie ma najmniejszego zamiaru ukrywać tragicznych wydarzeń, które dotykają polskich żeglarzy. Ważne jest jednak jakie wyciągamy z nich wnioski...  
Litewskie media doniosły o wysztrandowaniu polskiego jachtu BLOOM (Carter 30). W rozmowie z armatorem s/y "Bloom" (Carter 30) Adamem Dawczak-Dębickim uzyskaliśmy informacje o okolicznościach wypadku. Pan Adam wraz z dwoma członkami załogi sztormował w drodze powrotnej do Górek Zachodnich. Pomimo niedyspozycji jednego z członków załogi do 0130 w sztormowej nocy trzeciego dnia żeglugi jacht i załoga trzymali się dzielnie. Wtedy nastąpiło silne uderzenie kadłuba o niezidentyfikowaną przeszkodę, co spowodowało położenie się jachtu, rozdarcie żagla i bliżej nieokreślone rozszczelnienie kadłuba. Mimo intensywnego pompowania, woda zaczęła zalewać wnętrze kadłuba i zaistniała konieczność ewakuacji załogi. Sygnał SOS odebrał wycieczkowiec "Alexander von Humbold". Podczas stanięcia obu jednostek longside, doszło do złamania masztu jachtu. Opuszczona jednostka podryfowała w stronę Kłajpedy... 
Portal gazeta.pl poinformował, że na Jeziorze Wdzydzkim podczas żeglowania utonęły trzy osoby: babcia i dwóch wnuków (w wieku 6 i 9 lat). Oto relacja według Gazety. Radzimy przeczytać uważnie, zwłaszcza w kontekście okoliczności wypadku, które pokazują, że żaden rodzaj patentu nie zabezpiecza przed nieszczęśliwym wypadkiem...
Kobieta z dwoma wnukami utonęła w jachcie, który przewrócił się na jeziorze. Dlaczego - skoro akcja ratownicza była szybka? Do wypadku doszło w poniedziałek, tuż przed godz. 13.15 pod Wdzydzami Kiszewskimi. Do brzegu było ok. 100 metrów. Duży jacht kabinowy typu Mors RT przewrócił się nagle, przy pięknej słonecznej pogodzie - i stanął do góry mieczem. Sternik wpadł do wody. W kabinie uwięzionych zostało troje gdańszczan: 57-letnia kobieta z dwoma wnukami.
- Prawdopodobnie wpadli w panikę, nagły przewrót, ciemność - mówi aspirant sztabowy Krzysztof Lipski z Komendy Powiatowej Policji w Kościerzynie. - Potopili się, choć ratownicy WOPR byli na miejscu po dziesięciu minutach. Od dwudziestu dwóch lat, jak zacząłem tu pracę, nie pamiętam takiej tragedii. Chłopcy byli pod opieką dziadków, rodzice pracują za granicą. 
Lipski jest kierownikiem ogniwa wodnego we Wdzydzach Kiszewskich. Na co dzień patroluje Jezioro Wdzydzkie na pokładzie motorówki. W sezonie uczestniczy w kilkudziesięciu akcjach ratowniczych. Jego zdaniem, powodem tragedii było bardzo silne, nagłe uderzenie wiatru. To obszar znany z nietypowych zmian pogody. - Godzinę po tej tragedii na sąsiednim jeziorze Jeleń był podobny wypadek - opowiada Lipski. - Szczęście, że tam akurat udało się uratować wszystkich: dwoje dorosłych i dziecko. Ryszard Józefowicz, właściciel firmy, która wypożyczyła jacht jest przekonany, że do poniedziałkowej tragedii nie doszłoby - gdyby babcia z chłopcami znajdowała się na pokładzie. - Wpadliby do wody, skończyłoby się na strachu - tłumaczy Józefowicz. - Tą jednostką sterował bardzo doświadczony żeglarz, z patentem sternika morskiego. Trudno sobie wyobrazić lepsze uprawnienia, więc nie wiem jak mogło dojść do przewrotki. A oni akurat weszli w tych kamizelkach pod pokład. To błąd w sztuce. Potem nie dało się ich wystarczająco szybko wyciągnąć. - Ratownicy spóźnili się niewiele - dodaje aspirant sztabowy Krzysztof Lipski. - Płakali potem jak bobry, nie szło wytrzymać...
Pochylając głowę nad tragedią kolegi żeglarza i jego rodziny, przestrzegamy jednak przed wyciąganiem wniosków o ekstremalnym, niebezpiecznym charakterze żeglarstwa i tworzeniem w społeczeństwie oraz wśród prawodawców mylnego przekonania o konieczności wprowadzenia czynności administracyjnych jako gwaranta bezpieczeństwa. Liberalizacja przepisów jest szansą na rozwój jachtingu w Polsce. Nikt szkół żeglarskich nie zamknie. Tylko od nas samych zależy, jak przygotowani staniemy za sterem łódki. Musimy jednak zawsze pamiętać o tragediach, jakie mogą rozegrać się na wodzie!

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.