2007/7: Kiwi spełniają marzenia

2008-09-10 12:14 Waldemar Heflich

O zdobyciu Pucharu Ameryki marzyć każdy może. Jeśli jednak, chce się realizować swoje plany, trzeba zwrócić się z tym do Nowozelandczyków. Jak pokazuje historia ostatnich dwudziestu lat, najbardziej prestiżowego żeglarskiego trofeum, tylko Kiwi mogą go zdobyć, stracić i odzyskać…

Przez 132 lata Puchar Ameryki stał w gablocie New York Yacht Club. Był bezpieczny, bo czuwali nad nim amerykańscy milionerzy, zawsze gotowi szczodrze wspomóc syndykaty szykujące się do jego obrony. Udawało im się wiele razy, do czasu, gdy w 1983 roku przechytrzył ich Allan Bond z Australii. Ominięte przepisy, tajemnicze skrzydełka na kilu, genialny konstruktor i doskonały sternik, wystarczyły by Puchar Ameryki poleciał na Antypody. Strata żeglarskiego Świętego Grala zmobilizowała całą Amerykę. Urażona duma narodowa, pomoc najbogatszych i determinacja Dennisa Connera przyniosły rezultat. Po czterech latach Srebrny Dzbanek wrócił do Stanów Zjednoczonych. Jednak w San Diego Puchar Ameryki nie zagrzał miejsca, bo już w 1995 roku żeglarska ekipa Nowej Zelandii pod wodzą Petera Blake’a i Russella Couttsa, we wspaniałym stylu pokonała wszystkich rywali. Narodziła się era żeglarzy z jachtu „Black magic”. Potwierdziła to obrona Pucharu w Auckland w 2000 roku, którą żeglarze Blake’a przeprowadzili w mistrzowskim stylu, pokonując w finale Włochów 5 do 0. I gdyby nie ludzkie niespełnione marzenia, do dziś trofeum to stałoby w Royal New Zealand Yacht Squadron. Niestety młody Szwajcar, Ernesto Bertarelli od dziecięcych lat marzył o nim i starannie przygotowywał się do jego zdobycia. Gdy był już gotów, zwrócił się o pomoc do chłopaków z „Black magic”. Milioner z Europy trafił idealnie. Nowozelandzki „dream team” właśnie przeżywał trudne chwile. Z dowodzenia zespołem zrezygnował sir Peter Blake. Coutts i Butterworth byli niezadowoleni ze współpracy z dotychczasowymi sponsorami i rozpoczęli rozmowy z kanadyjskim milionerem Johnem Risleyem na temat wspólnego przedsięwzięcia i obrony Pucharu. Bertarelli wykorzystał kłopoty wewnętrzne Nowozelandczyków i na spotkaniu w Nowym Jorku, szybko dogadał się z szukającą wsparcia finansowego częścią załogi „Black magic”. Russell Coutts, Brad Butterworth, Simon Daubney, Warwick Fleury, Murray Jones i Dean Phipps nie byli zwykłymi żeglarzami. Cała szóstka, to bohaterzy narodowi Nowej Zelandii, najlepszy sternik, taktyk i najlepsi na świecie trymerzy żagli, mający za sobą 10 – letnie doświadczenie i dwie zwycięskie kampanie America’s Cup. Szwajcar kupił wszystko!

W marcu 2003 roku jego Team Alinghi pokonał w finale Team New Zealand 5 do 0. To była upokarzająca porażka Kiwi. Jacht dowodzony przez młodego Deana Barkera, w pierwszym wyścigu nabierał wody jak dziurawy okręt, następnie pękł bom, w kolejnym wyścigu złamał się maszt. Wszystko sprzysięgło się przeciwko resztkom słynnej załogi „Black magic” desperacko broniącej Pucharu. Bertarelli rękoma Nowozelandczyków odebrał Nowej Zelandii jedno z najcenniejszych trofeów sportowych świata. Na nic się zdały akcje typu „Blackheart” i wielkie flagi z napisem „Loyal”, przypominające komu trzeba o zdradzie narodowych spraw i wartości. Na nic zdało się przypominanie tragicznie zmarłego sir Petera Blake’a i jego wspaniałych zwycięstw. Czarę goryczy przelała uroczystość podczas której, na oczach tysięcy mieszkańców Auckland, Russell Coutts i Ernesto Bertarelli podnieśli do góry w geście zwycięstwa Puchar Ameryki. Spełniło się marzenie bogatego Szwajcara, spełnił się także koszmarny sen Kiwi… Po 33 miesiącach od pierwszego spotkania w Nowym Jorku, Puchar Ameryki wylądował w Genewie.

Tuż po zakończeniu pucharowej rywalizacji na wodach zatoki Hauraki, Lary Ellison – BMW Oracle Racing, rzucił wyzwanie Bertarelliemu i rozpoczęto przygotowania do 32 America’s Cup. Rozbity w pył i upokorzony nowozelandzki zespół miał wielkie kłopoty z podjęciem rękawicy i przystąpieniem do rywalizacji. Z pomocą pośpieszył jednak kochający Nowozelandczyków Ernesto Bertarelli. Zaoferował 10 milionów dolarów pożyczki na odbudowanie teamu i stworzenie syndykatu mającego na celu odbicie z jego rąk Pucharu Ameryki. Bertarelli podniósł rywali z kolan. Czyż to nie piękne i wzruszające… Szwajcar miał z czego pożyczać. Sprzedał właśnie za 13 miliardów dolarów założony przez swojego dziadka koncern farmaceutyczno-biotechnologiczny Serono. Kiwi przyjęli pożyczkę i postanowili nie zmarnować ani centa. W zastępstwie nieodżałowanego Blake’a na szefa teamu powołano Granta Daltona. Niekwestionowany autorytet, wspaniały żeglarz, prawdziwy przywódca. Sternikiem pozostał Dean Barker, a zespół wzmocniono młodymi, zdolnymi żeglarzami z USA i Wielkiej Brytanii, choć i tak 76% zespołu to Kiwi. Rząd Nowej Zelandii oficjalnie przeznaczył zacną sumę na odbicie Pucharu, resztę dołożyli sponsorzy z Bliskiego Wschodu. Emirates Team New Zealand przystąpił do walki i żeglował wspaniale. Wygrał eliminacje Louis Vuitton Cup. W półfinale pokonał hiszpański Desafio Espanol, a w finale do zera ograł włoską Luna Rossa Challenge. Teraz przed nimi już tylko pojedynek o Puchar Ameryki, w którym spotkają się ze szwajcarskim Alinghi. Ernesto Bertarelli ma czego chciał. Kiwi spełniają marzenia!



Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.