2006/9: Demony szybkości

2006-11-07 16:58 Waldemar Heflich
_
Autor: archiwum Żagli

Tempo życia osiągnie niedługo prędkości światła! Plakaty ostrzegające przed zbyt szybką jazdą, nawołują do rozwagi i wyhamowania. W praktyce jest jednak inaczej. Ścigamy się z czasem we wszystkich aspektach naszego życia. Bijemy rekordy, gdzie i na czym się da, a większość spraw załatwiamy w pośpiechu i na ostatnią chwilę.

Docierające do nas informacje z żeglarskiego świata pełne są relacji z udanych i nieudanych prób bicia rekordów na różnych akwenach. Z wiatrem w zawody stają żeglarze, deskarze i wszyscy, którzy kochają oszałamiającą szybkość. World Speed Record Council, organizacja rejestrująca osiągnięcia demonów szybkości, ratyfikowała kolejny rekord. Thomas Coville jest już oficjalnym rekordzistą na trasie Cowes – Dinard, czyli przejścia kanału La Manche. Na 60-stopowym trimaranie Sodebo 15 lipca przebył dystans 138 Mm w czasie 7 godzin 55 minut ze średnią prędkością 17,4 węzła. Poprzedni należał do Jean Luca Van Den Heede z listopada 2004 roku. Czas 12 godzin, 18 minut, wciąż pozostaje rekordem wśród jednokadłubowców. Tak więc rekordy pływania w poprzek kanału z Anglii do Francji i z Francji do Anglii nadal mają swoich fanów. Są oczywiście żeglarze, którym  w głowie tylko wielkie oceaniczne rekordy. Francuski żeglarz Bruno Peyron na maxi-trimaranie Orange II z 11-osobową załogą ustanowił rekord przejścia Atlantyku. Trasę z Nowego Jorku do Lizard Point leżącego na południowo-wschodnim wybrzeżu Wielkiej Brytanii przepłynął w czasie 4 dni, 8 godzin, 23 minut. Peyron poprawił dotychczasowy rekord, należący od pięciu lat do Steva Fossetta na PlayStation o 9 godzin, 4 minuty. W czasie rejsu  Francuz wpisał się na listę rekordzistów, pokonując 766 mil morskich (1418,6 km) w ciągu doby, osiągając przeciętną prędkość 32 węzłów. Nowy rekord musi zostać oczywiście ratyfikowany przez World Sailing Speed Racord Council. Tak więc Peyron musi trochę poczekać na wpis na listę demonów szybkości. Kilka tygodni temu wpisano na nią jego rodaka Yves Parliera, który samotnie na swym hydroślizgaczu - eksperymentalnym katamaranie - Mediatis-Region Aquitane  pobił rekord 24-godzinnej żeglugi, pokonując 586 Mm ze średnią prędkością 24,41 węzła. Poprzedni rekord należał od 1994 roku do 60-stopowego trimarana „Primagaz”, na którym żeglował Laurent Bourgnon. Francuz pokonał w ciągu doby 540 Mm.
W światku żeglarskim Francuzi to elita demonów szybkości. Brytyjkę Ellen MacArthur, do której należy rekord samotnej żeglugi dookoła świata, traktują jak swoją, bo biegle włada francuskim i od kilku lat należy do gwiazd sportu najczęściej zapraszanych do telewizyjnego studia nad Sekwaną. O tym, że szybkość to francuska specjalność, przekonała nas ostatnio  Raphaela le Gouvello, która jako pierwszy człowiek na świecie przepłynęła na desce z żaglem Ocean Indyjski. Żeglarka dobiła do należącej do Francji Wyspy Reunion. Przez dwa miesiące żeglowała samotnie, bez zawijania do portu i bez korzystania z pomocy z zewnątrz ponad 6000 kilometrów. 46-letnia Francuzka wypłynęła z portu Ixmouth w Australii na desce długości niemal 8 metrów zaopatrzonej w żagiel o powierzchni prawie 7 i pół metra kwadratowego. Jakby by na to nie patrzeć, ustanowiła przy okazji rekord samotnej żeglugi na desce przez Ocean Indyjski.
Pośpiech przy ustanawianiu rekordów jest jak najbardziej wskazany. Gorzej, gdy towarzyszy organizacji imprez żeglarskich i innych działań mających wzbogacić życie naszego środowiska. Niestety, tu także spotykamy demonów szybkości, co w rezultacie prowadzi do wywoływania demonów niedoróbek, niekompetencji, bałaganu itd. Najlepiej można  zaobserwować to zjawisko przyglądając się organizacjom imprez sportowych z regatami na czele. Od wielu lat nasza redakcja patronuje i uczestniczy w imprezach żeglarskich. Jak nikt inny mamy możliwość porównania sposobu i jakości ich przeprowadzania. Choćby w tym roku byliśmy już na kilku na doskonale zorganizowanych regatach, choćby takich jak Anwil Cup, Mlekovita Cup, a zagranicą na Volvo Ocean Race, Kieler Woche i Louis Vuitton Act. Były dopracowane w każdym szczególe. Pozyskano na nie wielu sponsorów, zadbano o oprawę medialną i sprawne przeprowadzenie regat na wodzie. We Włocławku robią tę imprezę do kilku lat, zawsze rozpoczynając przygotowania wiele miesięcy wcześniej. W Olsztynie regaty 49-erów były po raz pierwszy, ale widać było, że nad ich zorganizowaniem pracowano przez wiele tygodni. Efekty widać było gołym okiem. Gorzej wypadły mistrzostwa Europy klasy Laser w Gdyni. Impreza w której w roli głównej wystąpił Maciek Grabowski, zdobywając srebrny medal mogła być hitem tego lata. Szkoda, że nie miała odpowiedniej oprawy medialnej, nie było biura prasowego, a tysiące ludzi spacerujących po Skwerze Kuściuszki nie miało pojęcia, że w basenie jachtowym im. M. Zaruskiego zgromadziła światowa elita żeglarstwa. Jeśli ktoś myśli, , że wystarczy wziąć od sponsorów pieniądze, przygotować naklejki na łódki i powiesić banery w porcie, to jest jak mówi nasz Kuba w mylnym błędzie.  Na świecie także można znaleźć przykłady imprez, które organizowane w pośpiechu i bez planu kończyły się fiaskiem. Tak było z The Race 2, który pomimo szumnych zapowiedzi nie wystartował oraz z Admiral’s Cup 2005, który musiano odwołać z powodu braku chętnych.
Demon szybkości jest w każdym z nas, ale tylko ci osiągną sukces, którzy wiedzą kiedy i jakiej sytuacji go obudzić.


        

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.