12/2012: Waldemar Heflich - felieton "Marzenia, marzenia…"
W ciągu ostatnich tygodni sporo dyskutowaliśmy o tym, jak realizować żeglarskie marzenia, skoro pojawiają się na drodze kolejne lądowe rafy. Regulacje, licencje, patenty, nakazy i zakazy... Działalność rodzimych i zagranicznych polityków oraz działaczy sprawia wrażenie, że zawsze ktoś chce zarobić na żeglarzach i ich marzeniach!
Późną jesienią z kilkudniowego, samotnego rejsu z Zatoki Botnickiej do Ustki wrócił Edward „Gale" Zając. Żeglarz znany doskonale z tegorocznej atlantyckiej wyprawy małym jachtem „Holly" i udziału w Jester Azores Challenge. Tym razem kapitan przypłynął do kraju na swojej nowo zakupionej łódce typu Albin Vega długości 8,25 m. To wspaniała jednostka, której wyprodukowano kilkadziesiąt tysięcy sztuk. Na tego typu łódkach opływano świat, a ostatnio pokonano Przejście Północno-Zachodnie i przylądek Horn w rejsie non stop. Tak więc mamy w kraju dzielny morski jacht, który pomoże spełniać marzenia ambitnego żeglarza. Znając Edwarda i jego pasję, możemy być pewni, że w nowym sezonie wyruszy w kolejny wspaniały rejs. Choć budżet wyprawy jak zawsze będzie bardzo skromny, to marzenia i ambicje najwyższych lotów. Nowy jacht będzie nosił nazwę „Holly II". Pomyślnych wiatrów!
10 listopada z Les Sables d'Olonne wystartował wyścig Vendée Globe. Wśród dwudziestu sterników był nasz Zbyszek Gutkowski, który zrealizował tym samym swoje wielkie żeglarskie marzenie. Udział w tych regatach to wspaniałe ukoronowanie jego sportowej kariery. Po zajęciu drugiego miejsca w Velux 5 Oceans, teraz przyszedł czas na próbę zdobycia żeglarskiego Everestu. „Gutek" wyruszył na jachcie „Energa" (dawniej „Hugo Boss" z 2007 r.), który gwarantuje mu szansę nawiązania równorzędnej walki z czołówką. O sukces w tych regatach będzie jednak bardzo trudno. W poprzedniej edycji wystartowało 30 sterników, a do mety dotarło jedynie jedenastu! Drugiego dnia po starcie trzy jachty straciły maszty. Ten wyścig miał dwa dramatyczne wydarzenia. Pierwsze, gdy Yann Elies złamał kość udową 800 mil na południe od Australii. Uratowano go dzięki sprawnej akcji australijskich służb ratowniczych. Drugie to wywrotka Jeana Le Cama 200 mil przed przylądkiem Horn i udana akcja ratunkowa Vincenta Riou, która niestety kosztowała go utratę masztu. Szóstą edycję wyścigu wygrał Michel Desjoyeaux. Żeglował 84 dni. Trasę długości 28,303 mil pokonał ze średnią prędkością 14 w. Czy zwycięzca tej edycji pokona barierę 80 dni? Od rekordu trasy ważniejsza będzie jednak wygrana, a ta jest możliwa tylko wówczas, gdy do mety doprowadzi się jacht w jednym kawałku...
Sukces w regatach oceanicznych to wypadkowa talentu żeglarza, olbrzymiej pracy włożonej w przygotowania i wydanych pieniędzy. Tu za realizację marzeń trzeba naprawdę słono zapłacić. Roczny budżet „Groupamy", zwycięskiej załogi Franka Cammasa z regat Volvo Ocean Race, wynosił nieco powyżej 17 mln euro. Roczny koszt startów w wyścigach trimaranów MOD 70 kosztuje 4 mln euro. Ponoć idealny budżet na start w Vendée Globe wynosi 5 mln euro na cztery lata przygotowań. Z powodu trudności ekonomicznych w tegorocznej edycji zobaczymy tylko sześć nowych łódek. Niestety, cena 60-stopowego jachtu gotowego do walki w Vendée Globe urosła ośmiokrotnie od pierwszego wyścigu w 1989 r. i dziś wynosi około 3 mln euro. Wydatki liczone są w milionach, ale nagrody wydają się symboliczne. Zwycięzca Vendée Globe otrzyma 160 tys. euro. Za drugie miejsce przypadnie 100 tys., a za trzecie – 75, za czwarte – 55. Dziesiąty zawodnik dostanie 10 tys. euro.
W ciągu ostatnich tygodni sporo dyskutowaliśmy o tym, jak realizować żeglarskie marzenia, skoro pojawiają się na drodze kolejne lądowe rafy. Ponoć dotychczasowe i proponowane przepisy regulujące uprawianie turystyki wodnej w dużym stopniu rozmijają się nie tylko z zasadnością, ale często i ze zdrowym rozsądkiem. Na alarm biły szkoły żeglarskie! Dostaliśmy informację, że w jednym z periodyków napisano, że należy dokonać zmian dotyczących zwolnienia z posiadania patentu na prowadzenie jachtów do 7,5 m i przywrócenie granicy 5,0 m. Znany działacz żeglarski wyraźnie mówił, że należy dokonać odpowiedniej korekty w zapisach ustawy dotyczącej długości jachtu. W ostatnim felietonie napisałem, że w przygotowywanych ministerialnych rozporządzeniach w sprawie uprawiania turystyki wodnej wraca próba cofnięcia części zakresu liberalizacji przepisów dotyczących zasad uprawiania żeglarstwa. Na całe szczęście okazało się to całkowitą nieprawdą! Jak słusznie zauważył jeden z czytelników: „Projekt rozporządzenia ministra nie zawiera i nie może zawierać «próby ponownego ograniczenia bezpatencia do jachtu długości 5 m po pokładzie», gdyż kwestia ta jest jednoznacznie określona przez art. 37a Ustawy o żegludze śródlądowej. Obowiązek szkolenia na stopień żeglarza i sternika oraz obowiązek przedkładania zaświadczeń lekarskich zawarty jest w dotychczas obowiązującym rozporządzeniu z 2006 r., więc ewentualne identyczne zapisy w projekcie nowego rozporządzenia nie stanowią i nie mogą stanowić próby cofnięcia liberalizacji ani «powrotu» od jakichś rzekomo bardziej liberalnych, obecnych uregulowań". Tyle sprostowania i wyjaśnienia.
Tak więc na razie możemy spać spokojnie, ale powinniśmy zachować czujność! Holenderski eurodeputowany Toine Manders chciałby przeforsować na poziomie Unii Europejskiej kilka rozwiązań, które nakładałyby na żeglarzy pływających dla przyjemności obowiązek posiadania stosownych patentów, przymusowe kontrole bezpieczeństwa jachtów co pięć lat, zakaz używania tzw. czerwonego diesla do napędów jachtów i motorówek. Regulacje, licencje, patenty, nakazy i zakazy... Działalność rodzimych i zagranicznych polityków oraz działaczy sprawia wrażenie, że zawsze ktoś chce zarobić na żeglarzach i ich marzeniach!