10/2013: Waldemar Heflich - felieton "Klątwa Montezumy"
Na pokładach niezwykłych żaglowców, które odwiedziły Szczecin, zaklęta jest morska przygoda. Tam każda lina, każdy kawałek takielunku jest cząstką wielkiej oceanicznej wyprawy, o której marzy każdy z nas.
Hitem tegorocznego sezonu był z całą pewnością wielki finał The Tall Ships Races’ zorganizowany w Szczecinie. Zlot żaglowców przy Wałach Chrobrego, który odwiedziło ponad dwa i pół miliona ludzi, to wydarzenie na skalę światową. Prezydent miasta Piotr Krystek i wszyscy ludzie zaangażowani w to przedsięwzięcie zasługują na najwyższe słowa uznania. Blisko setka żaglowców i jachtów, niezliczone koncerty muzyki popularnej i szantowej, wydarzenia kulturalne, parada załóg oraz wielki piknik nad Odrą – wszystko to na długo pozostanie w pamięci mieszkańców Szczecina i każdego, kto zdecydował się na udział w tej imprezie. Był to kolejny milowy krok w promocji żeglarstwa i kultury morskiej. Dziś nikt już nie pyta, czy warto podejmować się tak wielkich przedsięwzięć. Dziś wszyscy zadają sobie pytanie, kiedy będzie następny zlot! Czy teraz Gdynia, może Gdańsk, kiedy ponownie Szczecin? Setki młodych ludzi, którzy brali udział w rejsach TTSR (reprezentacja Szczecina!), oraz setki wolontariuszy pracujących przy zlocie wpisało na trwale w swoje życie żeglarską pasję. Pewne jest jedno, mamy wspaniałe miejsca oraz wypracowane procedury, jak organizować w Polsce podobnej wielkości wydarzenia. Jeśli chcemy nazywać się krajem morskim, musimy dać ludziom okazję do oglądania i odwiedzania tak wspaniałych statków jak „Dar Młodzieży”, „Mir”, „Chopin”, „Cuauhtémoc”, „Cisne Blanco”, „Kruzenstern” i wiele innych. Na pokładach tych niezwykłych żaglowców zaklęta jest morska przygoda. Tam każda lina, każdy kawałek takielunku jest cząstką wielkiej oceanicznej wyprawy, o której marzy każdy z nas. Że tak jest, wiemy na pewno! Wiedzą to także dziesiątki tysięcy ludzi, którzy ze łzami w oczach żegnali odpływające ze Szczecina żaglowce i podziwiali paradę rejową na meksykańskim „Cuauhtémocu”, który jak żadna inna jednostka zaskarbił sobie serca Polaków.
„Cuauhtémoc” to jeden z najbardziej rozpoznawalnych żaglowców świata. Mówią o nim „Ambasador” i „Rycerz Mórz”. Jest statkiem szkolnym Marynarki Wojennej Meksyku. Trzymasztowy bark został zbudowany w stoczni Celaya w hiszpańskim Bilbao. Budowę jednostki ukończono 29 lipca 1982 r. Rówieśnik naszego „Daru Młodzieży” odbył już wiele dalekich rejsów. W 1990 r. okrążył świat, a w latach 1992 – 1993 Amerykę Południową. „Cuauhtémoc” dwukrotnie opłynął legendarny przylądek Horn. Pierwszy raz w 1993 r. Drugi w 2006 roku, podczas najdłuższej wyprawy odbytej przez żaglowiec, trwającej 239 dni, podczas której pokonał 30 502 mile morskie. Jego piękny galion przedstawia bohatera narodowego, który wsławił się w walkach z hiszpańską konkwistą. Cuauhtémoc, czyli ,,Pikujący Orzeł’’ był siostrzeńcem i zięciem Montezumy II. Był wyjątkowym wojownikiem, dobrym dowódcą i ulubieńcem ludu. Następcą Montezumy został jego brat Cuitláhuac. Zmarł jednak w końcu października 1520 r. na ospę, a jego miejsce zajął w styczniu 1521 r. 25-letni Cuauhtémoc, zdecydowany obrońca niepodległości państwa Azteków. Gdy stolica została zdobyta, poddał się Hernanowi Cortezowi, który przyrzekł mu bezpieczeństwo. Ostatniego władcę Tenochtitlanu pojmano jednak i do 1525 r. trzymano jako zakładnika, poddając okrutnym torturom, mającym sprawić, by wyjawił, gdzie jest ukryty mityczny skarb Montezumy. Młody wojownik zamordowany przez oprawców Corteza został na wieki symbolem bohaterstwa i walki o niepodległość.
„Cuauhtémoc” przypłynął do Gdyni w sobotę 17 sierpnia i cumował do 22 sierpnia w miejscu, które zawsze zajmuje „Dar Młodzieży". Stał za rufą naszego symbolu narodowego, jakim jest „Dar Pomorza”, słynna „Biała Fregata”. Meksykańska załoga zaprosiła mieszkańców i turystów na swój pokład. W ciągu kilku dni jednostkę zwiedziło prawie 19 000 ludzi. I gdyby nie przykry incydent, jakim była bójka meksykańskich marynarzy z kibicami Ruchu Chorzów na miejskiej plaży, wrażenia z pobytu żaglowca byłyby dla wszystkich po raz kolejny niezapomniane. Niestety, nie zdaliśmy egzaminu. I to wszyscy! Szczególnie ci, którzy odpowiedzialni są w Polsce za porządek i przestrzeganie prawa. Okazaliśmy się słabi i nieodpowiedzialni, że dopuściliśmy do sytuacji, w której nasi wyjątkowi goście zostali narażeni na takie niebezpieczeństwo. Duma potomków azteckiego wojownika została urażona. Niech mają się na baczności wszyscy, którzy zawinili w sprawie gdyńskiego incydentu. W szczególności opieszali stróże prawa, krewcy kibice i beztroscy marynarze. Jest wielce prawdopodobne, że spadnie na nich klątwa Montezumy, oznaczająca długotrwałe i permanentne niepowodzenie w życiu!