10/2012: Waldemar Heflich - felieton "Medale... statystyczne??!"
Waldemar Heflich, redaktor naczelny miesięcznika "Żagle", pisze w swym felietonie w październikowych "Żaglach": Pchnięcie kulą jest sportem z głównego nurtu, a żeglarstwo, będące w programie igrzysk od 1900 r., jest sportem na marginesie dyscyplin olimpijskich?!
Regaty olimpijskie Igrzysk Londyn 2012 na wodach u wybrzeży Weymouth i Portland przeszły już do historii. Aż 380 zawodników z 63 państw stworzyło wielkie widowisko, pełne emocjonujących pojedynków, niespodziewanych zwrotów akcji i sensacyjnych rozstrzygnięć. Od pierwszego do ostatniego dnia regat rywalizowano w bardzo dobrych warunkach i przy świetnej organizacji. Życie zweryfikowało układane wcześniej scenariusze. Nie był to, jak zapowiadano, pojedynek Wielka Brytania kontra reszta świata. Rolę dominatorów przejęli Australijczycy, którzy zdobyli trzy złote medale i jeden srebrny. Hiszpanie wywalczyli dwa złote krążki, Holendrzy trzy – w każdym kolorze. Faworyzowani gospodarze musieli zadowolić się pięcioma medalami, ale tylko jednym złotym. Zdobył go oczywiście Ben Ainslie, aktualnie najbardziej utytułowany żeglarz olimpijski wszech czasów. Ma już na swoim koncie cztery złote i jeden srebrny medal. Jak nic otrzyma lada chwila tytuł szlachecki i w kolejnych relacjach pisać będziemy przy jego nazwisku sir...
Walka Brytyjczyka z Duńczykiem Jonasem Hoegh-Christensenem była ozdobą regat. Pojedynek finałowy oglądało na plaży w Weymouth i przy Forcie Note ponad 20 000 widzów. Organizatorzy doskonale przygotowali miejsce do rozgrywania wyścigów medalowych. Akwen Note przy starym forcie, z łąką jako naturalną widownią, okazał się świetnym rozwiązaniem. Żeglarstwo zaprezentowało się jako sport niezwykle widowiskowy, telewizyjny i mogący przyciągnąć tysiące widzów na brzegu i miliony przed telewizorami oraz komputerami.
Jak zwykle po igrzyskach nadchodzi czas analiz i podsumowań. W Weymouth medale wywalczyli reprezentanci 15 państw. Tym razem wielkie rozczarowanie przeżyły prawdziwe potęgi żeglarskie – USA, Niemcy i Włochy. Ich zerowy dorobek medalowy to naprawdę spora sensacja. My oczywiście mamy powody do radości – Zofia Noceti-Klepacka i Przemysław Miarczyński po wspaniałej walce zdobyli brązowe medale. Zasłużyli na nie jak nikt inny. Od wielu lat należą do grona najlepszych deskarzy świata i mają już na swoim koncie wszystkie możliwe tytuły. I oto 8 sierpnia, dzień po wielkim sukcesie naszych żeglarzy, „Gazeta Wyborcza" dała na pierwszej stronie zdjęcia Zosi i Przemka oraz podpis „Brąz z wiatrem i pod wiatr". To wielkie wyróżnienie dla sportowców, a dla mnie miłe, bo właśnie pod takim tytułem od siedemnastu lat piszę na łamach „Żagli" felieton... Cztery dni później po lekturze „Gazety" nie było nam już tak wesoło. Otóż głos w sprawie sportu olimpijskiego zabrał red. Radosław Leniarski. W artykule „Dziwny olimpijski sen" na str. 2. napisał: „Gdyby nie kulomiot Majewski oraz wioślarki Michalska i Mularczyk polskie medale byłyby głównie niespodziewane i z reguły zdobyte w sportach spoza głównego nurtu. Powiedziałbym nawet, że to medale statystyczne. Nasi stosują bowiem znaną z teorii wojny taktykę «flood the zone», czyli zalać strefę – jak się wysyła 217 olimpijczyków, kilka niespodzianek musi się trafić".
Pchnięcie kulą jest sportem z głównego nurtu, a żeglarstwo, będące w programie igrzysk od 1900 r., jest sportem na marginesie dyscyplin olimpijskich?! Medale wywalczone przez polskich żeglarzy, zaliczanych przed startem do grona światowych gwiazd i głównych faworytów, są tylko niespodziankami i statystycznym błędem?! Szkoda, że nie może przeczytać tego nieżyjący już doskonały dziennikarz „Gazety" Zdzisław Ambroziak, z którym współpracowałem wiele lat i byliśmy razem na igrzyskach olimpijskich w Barcelonie i Atlancie. Pamiętam, z jakim zainteresowaniem śledził regaty w Savannah, jak wysoko oceniał medal Mateusza Kusznierewicza oraz jak lokował żeglarstwo w gronie dyscyplin olimpijskich. Pamiętam, jak razem z nieodżałowanym Maćkiem Biegą słuchali moich opowieści o regatach One Ton Cup oraz BIG Cup z udziałem jachtu „Gemini", Admiral's Cup i MK Cafe, a także o Pucharze Ameryki i wyścigu dookoła świata Whitbread. Traktowali żeglarstwo jako sport przez duże „S", oczywiście nie mając na myśli jak dziś kolega Leniarski statystyki...
W wydaniu nr 187 „Gazety", w którym to redaktor Radosław potraktował żeglarstwo jako margines współczesnego sportu, na str. 38. zamieszczono news dotyczący sukcesów australijskiej załogi w klasie 470 mężczyzn. Jest tam o tym, że zdobyli oni złoty medal, a także o tym, że Mathew Belcher uprawiał kiedyś taekwondo i jest najmłodszym Australijczykiem w historii, który zdobył czarny pas. Pod tą historyjką jest informacja, że partnerem relacji żeglarskich jest Kredyt Bank! Tak oto jeden z największych sponsorów polskiego żeglarstwa sfinansował dziennikarski bzdet o Australijczykach! Dowiedział się także, że jest mecenasem sportu nie będącego w głównym nurcie olimpijskim. Jednym słowem – jeśli sponsorowany przez Kredyt Bak żeglarz stanie na podium w Rio de Janeiro 2016, to będzie to kolejny medal statystyczny, czyli – według rozumowania red. Leniarskiego – przypadkowy!