04/2013: Waldemar Heflich - felieton "Być na fali…"
Pokonanie trasy długości 13 225 mil wokół Hornu kursem pod wiatr jest wielkim wyzwaniem. W 2008 roku 9-osobowa załoga 33-metrowego katamaranu „Gitana 13” czekała aż pięć i pół dnia na korzystne warunki, aby tego dokonać.
Być na fali to pojęcie powszechnie znane, ale niewielu udaje się utrzymywać ten stan rzeczy przez dłuższy czas. Sława szybko przemija, sukcesy ulatują, kibice zapominają, sponsorzy nie pamiętają osiągnięć, a czasami i nazwiska… Trzeba ostro walczyć, by długo zachować raz wywalczoną pozycję. Są jednak tacy, którym udaje się to znakomicie, choć los nie skąpi im porażek i smutków...
Roman Paszke, jeden z najwybitniejszych polskich żeglarzy, przez wiele lat przygotowywał się do samotnego rejsu non stop dookoła świata. Pierwotnie miał żeglować z wiatrem, ale wiedząc, że katamaran „Gemini 3” to jacht, którym nie jest w stanie poprawić rekordu trimarana IDEC Francisa Joyona – 57 dni, zdecydował się na bicie rekordu w rejsie pod wiatr. Tu widział dla siebie większe szanse, bo do poprawienia miał wynik należący do zdecydowanie wolniejszego jachtu jednokadłubowego „Adrien” Luca van den Heede – 122 dni. To wielkie wyzwanie, ponieważ nikt wcześniej nie pokonał tej arcytrudnej trasy jachtem wielokadłubowym. Gdyby się to udało, byłby to jeden z największych wyczynów w historii współczesnego jachtingu oceanicznego. Choć nasz kapitan dwukrotnie dotarł w okolice przylądka Horn, musiał dać za wygraną. I gdy wydawało się niektórym, że jest już po wszystkim… 25 lutego na antenie TVP Polonia, tuż po wiadomościach sportowych około godz. 20.00, ukazała się reklama sponsora katamaranu „Gemini 3”, namawiająca do śledzenia rejsu Romana Paszke. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że kapitan zrezygnował z rejsu dookoła świata 1 lutego br. Od 24 dni dzielny żeglarz, pokonany przez wichry szalejące przy Hornie, wracał spokojnie do domu, nie informując już publiki o swojej pozycji, szybkości i kierunku żeglugi. To się nazywa być ciągle na fali!
W tym samym czasie nieco więcej szczęścia w walce z Przylądkiem Nieprzejednanym mieli żeglarze jachtu „Maserati” Giovanni Soldiniego, którzy teraz pod wodzą Ryana Breymaiera płynęli po rekord trasy z Nowego Jorku do San Francisco. Szlak ten nosi nazwę Golden Route lub La Route de l’Or, żeglowały nim przed laty statki wożące złoto z Kalifornii. Pokonanie trasy długości 13 225 mil wokół Hornu kursem pod wiatr jest wielkim wyzwaniem. W lutym 2008 r. 33-metrowy katamaran „Gitana 13” z dziewięcioosobową załogą, dowodzony przez Lionela Lemonchoise czekał aż pięć i pół dnia na korzystne warunki, aby tego dokonać. Do San Francisco dotarł po 43 dniach, 3 minutach i 18 sekundach. Rekord tej trasy (nie ratyfikowany przez WSSRC) dla jachtów jednokadłubowych należał od 1998 r. do Yvesa Parliera, który żeglował 57 dni, 3 godziny, 2 minuty i 45 sekund. Głównym celem załogi „Maserati”, jachtu klasy Volvo 70 (ex Ericsson 3), było poprawienie wyniku francuskiego sternika i czas poniżej 50 dni. Mimo trudnych warunków przy Hornie i bardzo słabego wiatru w końcówce rejsu załodze udało się minąć linię mety między słynnym więzieniem Alcatraz a nie mniej znanym Pier 39 po 47 dniach, 42 minutach i 29 sekundach. Po takim sukcesie załoga Ryana Breymaiera jest oczywiście na fali. Jednak doświadczeni żeglarzy wiedzą, że nie można zbyt długo cieszyć się z osiągnięcia. Po kilku dniach przerwy rozpoczęli bardzo intensywne przygotowania do kolejnego rejsu. Tym razem będzie to Transpac Race przez Pacyfik, czyli szybka jazda po wysokiej, oceanicznej fali!
Słynne regaty Sydney – Hobart, to jeden z najbardziej prestiżowych wyścigów klasycznych. Zwycięstwo w czasie rzeczywistym i przeliczeniowym, a także pobicie rekordu trasy to marzenie wielu żeglarzy i właścicieli jachtów. W ciągu ostatnich kilku lat absolutnym królem tych regat jest Bob Oatley i jego fantastyczna załoga 30-metrowego supermaxi „Wild Oats XI”. W tym roku wygrali po raz szósty i ustanowili rekord 628-milowej trasy, którą pokonali w czasie 42 godzin, 23 minut i 12 sekund. Znany australijski żeglarz Sean Langman, mający na koncie 23 starty w Sydney – Hobart, pływający na 80-letniej 9-metrowej łódce „Maluka”, nie mógł stawić czoła załodze Oatleya. Dotarł do mety na ostatnim miejscu po pięciu dniach żeglugi. Postanowił więc odebrać im rekord trasy w inny sposób! Przygotował 60-stopowy, ultraszybki francuski trimaran typu ORMA 60 o nazwie „Team Australia” i wykorzystując doskonałe warunki pogodowe, pokonał trasę z Sydney na Tasmanię w czasie 29 godzin, 52 minut i 23 sekund. Poprawiając tym samym rekord „Wild Oatsa XI” o 12 godzin, 30 minut i 40 sekund. Choć wynik musi być jeszcze zatwierdzony przez World Sailing Speed Record Council, Langman już dziś chodzi dumnie w glorii rekordzisty! Mówią, że jest na fali…