04/2013: Waldemar Heflich - felieton "Być na fali…"

2013-06-05 14:27 Waldemar Heflich
_
Autor: archiwum "Żagli"

Pokonanie trasy długości 13 225 mil wokół Hornu kursem pod wiatr jest wielkim wyzwaniem. W 2008 roku 9-osobowa załoga 33-metrowego katamaranu „Gitana 13” czekała aż pięć i pół dnia na korzystne warunki, aby tego dokonać.

Być na fali to pojęcie powszechnie  znane, ale niewielu udaje się  utrzymywać ten stan rzeczy  przez dłuższy czas. Sława szybko  przemija, sukcesy  ulatują, kibice zapominają,  sponsorzy nie pamiętają osiągnięć,  a czasami i nazwiska… Trzeba ostro walczyć,  by długo zachować raz wywalczoną  pozycję. Są jednak tacy, którym udaje się  to znakomicie, choć los nie skąpi im  porażek i smutków... 

Roman Paszke, jeden z najwybitniejszych  polskich żeglarzy, przez wiele lat przygotowywał  się do samotnego rejsu non stop  dookoła świata. Pierwotnie miał żeglować  z wiatrem, ale wiedząc, że katamaran „Gemini  3” to jacht, którym nie jest w stanie  poprawić rekordu trimarana IDEC Francisa  Joyona – 57 dni, zdecydował się na bicie rekordu  w rejsie pod wiatr. Tu widział dla siebie  większe szanse, bo do poprawienia miał  wynik należący do zdecydowanie wolniejszego  jachtu jednokadłubowego „Adrien”  Luca van den Heede – 122 dni. To wielkie  wyzwanie, ponieważ nikt wcześniej nie pokonał  tej arcytrudnej trasy jachtem wielokadłubowym.  Gdyby się to udało, byłby to  jeden z największych wyczynów w historii  współczesnego jachtingu oceanicznego.  Choć nasz kapitan dwukrotnie dotarł  w okolice przylądka Horn, musiał dać za  wygraną. I gdy wydawało się niektórym,  że jest już po wszystkim… 25 lutego na  antenie TVP Polonia, tuż po wiadomościach  sportowych około godz. 20.00, ukazała się  reklama sponsora katamaranu „Gemini 3”,  namawiająca do śledzenia rejsu Romana  Paszke. Nie byłoby w tym nic dziwnego,  gdyby nie fakt, że kapitan zrezygnował  z rejsu dookoła świata 1 lutego br. Od 24  dni dzielny żeglarz, pokonany przez wichry  szalejące przy Hornie, wracał spokojnie do  domu, nie informując już publiki o swojej  pozycji, szybkości i kierunku żeglugi. To się  nazywa być ciągle na fali!

W tym samym czasie nieco więcej szczęścia  w walce z Przylądkiem Nieprzejednanym  mieli żeglarze jachtu „Maserati” Giovanni  Soldiniego, którzy teraz pod wodzą  Ryana Breymaiera płynęli po rekord trasy  z Nowego Jorku do San Francisco. Szlak ten  nosi nazwę Golden Route lub La Route de  l’Or, żeglowały nim przed laty statki wożące  złoto z Kalifornii. Pokonanie trasy długości  13 225 mil wokół Hornu kursem pod wiatr  jest wielkim wyzwaniem. W lutym 2008 r.  33-metrowy katamaran „Gitana 13” z dziewięcioosobową  załogą, dowodzony przez  Lionela Lemonchoise czekał aż pięć i pół  dnia na korzystne warunki, aby tego dokonać.  Do San Francisco dotarł po 43 dniach,  3 minutach i 18 sekundach. Rekord tej trasy  (nie ratyfikowany przez WSSRC) dla jachtów  jednokadłubowych należał od 1998 r.  do Yvesa Parliera, który żeglował 57 dni,  3 godziny, 2 minuty i 45 sekund. Głównym  celem załogi „Maserati”, jachtu klasy Volvo  70 (ex Ericsson 3), było poprawienie wyniku  francuskiego sternika i czas poniżej 50 dni.  Mimo trudnych warunków przy Hornie  i bardzo słabego wiatru w końcówce rejsu  załodze udało się minąć linię mety między  słynnym więzieniem Alcatraz a nie mniej  znanym Pier 39 po 47 dniach, 42 minutach  i 29 sekundach. Po takim sukcesie załoga Ryana Breymaiera jest oczywiście na fali.  Jednak doświadczeni żeglarzy wiedzą, że  nie można zbyt długo cieszyć się z osiągnięcia.  Po kilku dniach przerwy rozpoczęli  bardzo intensywne przygotowania do kolejnego  rejsu. Tym razem będzie to Transpac  Race przez Pacyfik, czyli szybka jazda po  wysokiej, oceanicznej fali! 

Słynne regaty Sydney – Hobart, to jeden  z najbardziej prestiżowych wyścigów  klasycznych. Zwycięstwo w czasie rzeczywistym  i przeliczeniowym, a także pobicie  rekordu trasy to marzenie wielu żeglarzy  i właścicieli jachtów. W ciągu ostatnich kilku  lat absolutnym królem tych regat jest Bob  Oatley i jego fantastyczna załoga 30-metrowego  supermaxi „Wild Oats XI”. W tym roku  wygrali po raz szósty i ustanowili rekord  628-milowej trasy, którą pokonali w czasie  42 godzin, 23 minut i 12 sekund. Znany australijski  żeglarz Sean Langman, mający na  koncie 23 starty w Sydney – Hobart, pływający  na 80-letniej 9-metrowej łódce „Maluka”,  nie mógł stawić czoła załodze Oatleya.  Dotarł do mety na ostatnim miejscu po pięciu  dniach żeglugi. Postanowił więc odebrać im  rekord trasy w inny sposób! Przygotował  60-stopowy, ultraszybki francuski trimaran  typu ORMA 60 o nazwie „Team Australia”  i wykorzystując doskonałe warunki pogodowe,  pokonał trasę z Sydney na Tasmanię  w czasie 29 godzin, 52 minut i 23 sekund.  Poprawiając tym samym rekord „Wild Oatsa  XI” o 12 godzin, 30 minut i 40 sekund. Choć  wynik musi być jeszcze zatwierdzony przez  World Sailing Speed Record Council, Langman  już dziś chodzi dumnie w glorii rekordzisty!  Mówią, że jest na fali…

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.