Jezioro Roś – odkrywamy południowy kraniec Mazur
Jeżeli szukacie na Mazurach ciszy i spokoju, popłyńcie na jezioro Roś. Tu nawet w środku sezonu może zdarzyć się, że wasza łódka będzie jedną z zaledwie kilku na wodzie.
Kiedyś, gdy na Wielkie Jeziora Mazurskie pływało się Narwią i Pisą i tą samą drogą wracało, jezioro Roś było odwiedzane znacznie częściej. Teraz rzekami płyną tylko nieliczni pasjonaci. Nie wszyscy też mają odwagę przepłynąć jezioro Śniardwy, a bez tego nie da się wejść na Roś.
Na jeziorze Roś jest gdzie pływać. Mierzy ono łącznie 18 km długości. Ruch jest tylko w okolicach Pisza, a im dalej od Pisy, tym mniej ludzi na wodzie. W widocznych na zdjęciu ramionach Pilchowskim i Szczeskim (widać tylko końcówkę) możemy być całkiem sami, bo mało kto tam zagląda. Niestety, ma to też wadę – Ramię Szczeskie zarasta. Jeśli wieje silny wiatr, lecz płyniemy na żaglach, nie ma to większego znaczenia. Gorzej jednak, gdy musimy uruchomić silnik. Wtedy nawet co kilka minut trzeba czyścić śrubę z wodorostów albo płynąć slalomem pomiędzy kępami podwodnych zarośli.
Cumowanie na jeziorze Roś
Patrząc na zdjęcie, zwróćcie uwagę na półwysep pomiędzy ramionami głównym i Pilchowskim, a na nim na liczne polany wśród lasu Puszczy Piskiej. To ślady po słynnej trąbie powietrznej, jaka przeszła nad puszczą w lipcu 2002 r. Byłem w tym miejscu dwa lata później. Jeszcze wtedy sterczały kikuty drzew bez korony, a do dziś przy wejściu na Pisę, w zakolu jeziora, stoją na wodzie tratwy zbite z drzew, które wtedy powalił wiatr.
Z tymi tratwami kojarzy mi się zabawna historia z 2004 r. Halsowaliśmy się od Kanału Jeglińskiego w głąb Rosia i w pewnym momencie musiałem lekko odpaść, bo szliśmy prosto na kępę krzaków na środku jeziora. Minęliśmy ją, doszliśmy do przeciwległego brzegu i zrobiliśmy zwrot. Żeglowałem maksymalnie ostro przeciwnym halsem i znów miałem na drodze te same krzaki pośrodku jeziora. Dopiero w tym momencie zorientowaliśmy się, że to tratwy, które na długim holu holownik ciągnie w kierunku Zatoki Rudzkiej. Tam w 2002 r., po wichurze nad Puszczą Piską, uruchomiono nieczynną bindugę. Można rzec – w przeciwną stronę, bo tym razem pnie wyciągano z wody, ładowano na samochody i wywożono do tartaków.
Dziś w tym miejscu znów można zacumować i cieszyć się puszczańską przyrodą, choć, niestety, Roś nie ma dobrych miejsc do cumowania na dziko, od 2 do 3 znajdziemy na północnym brzegu ramienia głównego, kilka w Zatoce Rudzkiej, na Wierzbowym Cyplu – pomiędzy zatokami Rudzką a Bylicką. To właściwie wszystko. Ani na Ramieniu Pilchowskim, ani na Szczeskim nie ma możliwości zatrzymania się na dziko (dużo trzcin albo prywatnych pomostów). Niestety, brzeg na końcu jeziora Roś otaczają działki, niektóre ogrodzone płotami zanurzonym w wodzie, co jest niezgodne z prawem. Jednak warto popłynąć w te strony, choćby po to, by zobaczyć jeden z najbardziej malowniczych krańców Wielkich Jezior Mazurskich.