Wywiad z Piotrem Burczyńskim przed MŚ
Ciekawą rozmowę z Piotrem Burczyńskim, legendą polskiej klasy ślizgów lodowych DN, przygotowującym się do startu w Mistrzostwach Świata w Stanach Zjednoczonych, przeprowadził młody zawodnik klas 470 i 49-er, Marcin Mickiewicz:
Piotr Burczyński, odznaczony niedawno Krzyżem Kawalerskim Odrodzenia Polski, opowiada o zbliżających się mistrzostwach świata w klasie DN, szansach Polaków, a także kto jest tak naprawdę lepszy – Amerykanie czy Europejczycy. Rok temu w Austrii Polacy zgarnęli komplet medali. Michał Burczyński był pierwszy, Adam Baranowski drugi, a Łukasz Zakrzewski trzeci.
Marcin Mickiewicz: Kiedy lecicie na mistrzostwa świata?
Piotr Burczyński: Bojery poleciały już w czwartek (20.01), a my lecimy 26 stycznia w środę.
MM: Sprzęt w całości macie swój, czy część czarterujecie na miejscu?
Piotr Burczyński: W całości swój, na najwyższym poziomie trzeba mieć wszystko własne i sprawdzone.
MM: Ile potrzeba czasu na przygotowanie sprzętu do „latania”?
Piotr Burczyński: Uważam, że potrzeba tygodnia, jeżeli chodzi o stronę techniczną. Natomiast, jeśli chodzi o stronę treningu specjalistycznego, to trzeba mieć wylatane 40-60 godzin do samych regat. My niestety tyle nie mamy w tej chwili, ponieważ w Polsce wcześnie przyszła zima, jeziora zasypało śniegiem, a to jest bardzo niedobre dla bojerowców. Latamy w warunkach śniegowo-lodowych, które na mistrzostwach globu są w zasadzie omijane. Bywało i tak, że trzeba było przejechać nieraz 700 – 1000 mil w Stanach, żeby żeglować na dobrym lodzie. Dlatego jest tutaj jeden najważniejszy warunek przygotowań - trening specjalistyczny, polegający tylko na tym, żeby przygotować organizm bezpośrednio do, jak mówią Amerykanie, cockpit time. W Polsce nie ma szybkiego lodu, jest śniegolód, bardzo nierówny. Nie da się odpowiednio trenować, następuje wytrącenie szybkości na tym niezbyt płaskim lodzie. Moi chłopcy jeździli do Finlandii, ale za dużo tam też nie pożeglowali. Adam Baranowski, który żeglował w tym roku najwięcej, zaliczył 10 dni i tak naprawdę zrobił połowę tego co powinien.
MM: Jaką grubość musi mieć lód, żeby bezpiecznie latać?
Piotr Burczyński: Czarny lód rodzimy powinien mieć 10 centymetrów przy minusowej temperaturze. Jeżeli jest na plusie, to zależy ile, ważne jest także to, czy są szczeliny… Decydują niuanse. (Od redakcji: my zapraszamy do przeczytania poradnika Wojtka Kuźnickiego w styczniowym numerze „Żagli”. Nasz stały współpracownik dokładnie opisał w nim, jak należy zachowywać się na lodzie).
MM: W jakie miejsce udajecie się do USA na regaty?
Piotr Burczyński: Lecimy do Chicago. Niestety, jezioro tam jest zasypane śniegiem, możliwe że impreza zostanie przeniesiona gdzieś do Kanady… Prawdopodobnie, trudno powiedzieć.
MM: Często zdarza się zmieniać miejsce imprezy?
Piotr Burczyński: Na regatach w Stanach byłem już wielokrotnie, zbliżam się do osiemnastego wyjazdu. Cztery czy pięć razy musieliśmy wsiadać w samochód i jechać w inne, wyznaczone przez organizatora miejsce. Generalnie wygląda to tak, że kursujemy między Chicago, Nowym Jorkiem, Vermont, a czasem i Kanadą.
MM: Załóżmy, że pakujecie się, jedziecie i na drugi dzień w umówionym miejscu okazuje się, że śnieg jest tam, gdzie go nie było.
Piotr Burczyński: Na szczęście dostępne w dzisiejszych czasach prognozy na 5-7 dni są dość dobre i zawsze się je przed przenosinami sprawdza. Jeśli jest gdzieś zapowiadany śnieg, sprawdzamy inne miejsca.
MM: Mówił pan, że mało trenowaliście. Jedziecie bronić tytułu, czy zadowolą was miejsca w pierwszej dziesiątce?
Piotr Burczyński: Chcemy obronić tytuł mistrza świata, a także srebrny i brązowy medal. Będzie jednak niezwykle trudno. Adam Baranowski niestety nie jedzie. Michał Burczyński z Łukaszem Zakrzewskim mają szansę na podium. Mamy nowe płozy, maszty, żagle i na dostrojenie tego może nie starczyć nam czasu.
MM: Ile zwykle trwają regaty i jakim systemem są rozgrywane?
Piotr Burczyński: Tydzień. Co do systemu, wiele zależy od pogody. W początkowej fazie regat są eliminacje, potem na ich podstawie wyłaniane są finałowe grupy.
MM: Ilu zawodników ma startować?
Piotr Burczyński: W Stanach startuje około 170 ślizgów, natomiast w Europie 200-210.
MM: Kto jest lepszy, Amerykanie czy Europejczycy?
Piotr Burczyński: Ostatnio Europejczycy, a szczególnie Polacy, byli lepsi. W chwili obecnej wiem, że Amerykanie mają wylatane około 20 dni (po 5 godzin dziennie), my tyle nie mamy. Gdy ja byłem jeszcze czynnym zawodnikiem, potrzebowałem 60 godzin, aby być optymalnie przygotowany do zawodów. To jest sport techniczny i każda prześlizgana minuta ma ogromne znaczenie, aby później, na trasie, nie popełniać błędów.
MM: Plany po mistrzostwach świata?
Piotr Burczyński: Mamy mistrzostwa Europy na przełomie lutego i marca na Litwie. Też pewnie na śniegu… Europa rzadko się ślizga na czarnym lodzie. Jedne z najlepszych warunków do latania panują w Szwecji . Tam zamarzają całe zatoki i mamy komfort pracy. Kiedyś lataliśmy na jeziorze Neusiedler, połowa należy do Austrii, druga część do Węgier. Startowaliśmy po stronie węgierskiej, górna część wyścigu kończyła się po stronie austriackiej.
MM: Musieliście zabierać z sobą paszporty?
Piotr Burczyński: (śmiech) Obyło się. W planach są jeszcze mistrzostwa Polski, mamy je dwa tygodnie po powrocie ze Stanów.
MM: Gdzie one się odbędą?
Piotr Burczyński: Wiadomo, tam gdzie będzie najlepszy lód.
MM: Życzymy w takim razie powodzenia i trzymamy kciuki!