Wyścig wciąż trwa...
Najtrudniejsze momenty następują na 4, 5 zmianie, koło północy. Zaczyna czuć się zmęczenie, jest ograniczona nocną porą widoczność i wtedy najczęściej dochodzi do wypadków.
Ponad 40 lat temu postanowiono zorganizować zawody wytrzymałościowe na wodzie, na wzór powstałego kilka lat wcześniej 24 godzinnego samochodowego wyścigu w Le Mans. Wierzono, że stanie się on poligonem doświadczalnym dla producentów silników do motorówek. Miał przyciągać widzów, ale i sponsorów – producentów napędów do łodzi oraz innych zespołów i elementów dla sportu motorowodnego. Wyścig ten nie zrobił tak wielkiej medialnej kariery jak jego starszy brat. Przemysł motorowodny pomimo szalonego rozwoju na całym świecie nie dorównuje masowością samochodowemu, ale od 42 lat przyciąga niezmiennie w ostatnie dni kwietnia tysiące widzów nad brzegi Sekwany w Rouen. Miejscowe władze przywiązują ogromna wagę do tego wydarzenia, widząc w nim świetną reklamę dla miasta i całego regionu. I trudno im odmówić racji, kiedy widzi się tysiące widzów zgromadzonych przez 2 doby wzdłuż trasy wyścigu. Rouen zamienia się w tym czasie w żyjące bez snu miasto zabawy.
Punktualnie o 16.00 w sobotnie popołudnie ruszyła kawalkada 37 wodnych bolidów o tytuł najlepszego w klasach: do 1050, do 2050 i ponad 2050 ccm. Zaraz po starcie na czoło wysunęły się te największe, rozwijające na prostej prędkość ponad 200 km/h. Dla kibiców to najbardziej widowiskowe momenty. Na początku stawka tasuje się, piloci są jeszcze wypoczęci i wyciągają ze swoich maszyn ile tylko się da. Ale po kilku okrążeniach zaczyna kształtować się czołówka, do przodu wysforowują się zawodnicy z dużym doświadczeniem, również w wyścigach Formuły 1. Zgodnie z przewidywaniem Tomasza Rosińskiego, jedynego Polaka posiadającego licencję pilota wyścigowego (nawiasem mówiąc francuską, a nie polską), prowadzi nr 2 team RSM z Evinrude’a. Jak mówi nasz zawodnik, jeśli wytrzyma silnik - wygra zdecydowanie. Okaże się to później.
Tymczasem na brzegu trwa festyn i zabawa i będzie tak aż do następnego dnia, do zakończenia wyścigu. Na jednym z mostów rozstawiony został olbrzymi telebim, na którym można oglądać świetnie realizowaną transmisję telewizyjną, a z licznych głośników dobiega głos spikera na żywo relacjonującego sytuację na trasie. Generalnie jest jednak trochę francuskiego bałaganu, którego doświadczyliśmy już zaraz po przylocie, szukając wynajętego samochodu, który nie stał tam, gdzie miał i okazał się innym niż zamówiliśmy. Ale pomimo różnych niedociągnięć, impreza odbywa się bez żadnych przeszkód, choć gdy zobaczyłem wpływający na trasę zawodów zestaw 3 olbrzymich barek z węglem przeraziłem się nie na żarty. Okazało się, że na czas imprezy nie jest zamykany ruch towarowy na ruchliwym szlaku wodnym Sekwany. Błyskawicznie, na motorówkach pilotujących wyścig rozwinięte zostały żółte flagi ostrzegawcze, kierujące pilotów na wolną część rzeki. Należy dodać, że ruch na Sekwanie w Rouen jest dosyć intensywny i co najmniej raz na godzinę na trasę wpływały potężne zestawy towarowe. Zastanawiałem się co będzie w nocy przy ograniczonej widoczności, ale moje obawy okazały się na wyrost.
Wyścig wyścigiem, ale nawet dla największych i najbardziej zagorzałych kibiców nie możliwym jest ciągłe patrzenie na trasę. Po kilku pierwszych okrążeniach ustaliła się kolejność i przez kilka następnych godzin nic wielkiego nie działo się na wodzie. Może nie licząc groźnie wyglądającej wywrotki, gdy jedna z maszyn wykonała obrót 720 stopni, przy prędkości grubo ponad 150 km/h. Będąc ok. 10 metrów od kręcącej się łodzi widziałem lekko przerażone oczy pilota, które jednak błyskawicznie zmieniły się, gdy zobaczył, że silnik nie zgasł, a jego pojazd spadł na „właściwą” stronę kadłuba i ustawił się w kierunku jazdy. Natychmiast pchnął manetkę do oporu i tyle go widzieliśmy.
W namiocie Mercurego, jednego z głównych organizatorów wyścigu, dominowała ekipa z Polski. Wiązało się to z pomysłem zorganizowania wyścigu Endurance w naszym kraju. Szefowie trzech największych w Polsce stoczni jachtowych, Ślepska, Balt Yachtu i Delphii, postanowili sprawdzić jak przyjmie się podobna impreza u nas. Ponieważ są ludźmi czynu i nie boją się wyzwań, o czym świetnie świadczy rozwój produkcji w ich zakładach, szybko wprowadzono pomysł w życie. Organizację zawodów powierzono klubowi Sparta Augustów i stąd tak liczna wizyta polskich działaczy w Rouen. Przyjechali podpatrywać i zdobywać doświadczenie, aby jak najlepiej przygotować się na przyjęcie całego wyścigowego cyrku w dniach od 8 do 10 lipca w Augustowie. Wszak ma to być druga i ostatnia Eliminacja Mistrzostw Świata w wyścigach Endurance. A jeżeli wszystko się uda, to być może na stałe znajdzie się w kalendarzu Międzynarodowej Organizacji Motorowodnej UIM. Na początek, trochę eksperymentalnie, będą to zawody jedynie 8 godzinne, ale nie wykluczone, że w przyszłości wydłuży się czas ich trwania. Szkoda jedynie, że prawdopodobnie nie wystartuje w tym roku żaden polski pilot. Jest jednak zbyt mało czasu na zdobycie licencji wyścigowej, a nikt nie będzie się ścigał z niedoświadczonym zawodnikiem, to zbyt niebezpieczne dla pozostałych. Wielkim orędownikiem zawodów w Augustowie są również europejscy przedstawiciele koncernu Mercurego, dla którego w naszych stoczniach powstaje bardzo wiele konstrukcji jachtów motorowodnych.
Tegoroczny wyścig w Rouen nie miał - na szczęście - żadnych tragicznych wydarzeń, choć dramatów czysto sportowych nie zabrakło. Najpierw, po 10 godzinach prowadzenia, dopingowany przez nas team 27 Sonotic startujący w klasie S2000 pod wodzą znanego w Polsce Pierra Charlot musiał zjechać z awarią do boksu. Po wielu minutach poszukiwań okazało się, że przyczyną „nieciągnięcia” silnika był zwykły paproch w paliwie, który zapchał przewód paliwowy. I tak drobiazg pozbawił naszych faworytów możliwości walki o zwycięstwo. Na dogonienie rywala nie było szans, strata była zbyt duża. W klasie S3000 podobny dramat przeżyła załoga teamów Evinrude’a jeszcze bliżej upragnionego celu. Po prawie 19 godzinach prowadzenia, wysłużone 10 letnie silniki nie wytrzymały morderczej walki z nowiutkimi napędami Mercurego i zaczęły coraz częściej pojawiać się w boksie. Mechanicy starali się naprawiać, aby utrzymać je w stanie umożliwiającym dojechanie do mety i „odmachanie” przez sędziów. Niestety udało się z tylko jedną załogą. Pozostał niedosyt i punkty za 2 miejsce z nadzieją na rewanż w Polsce.
Necko Endurance 2005 serdecznie zaprasza wszystkich do oglądania zawodów w lipcu.
Zwycięzcy w poszczególnych klasach:
S3000 – 01 Team Pegase Racing.SPM76 - C.Boyard/T.Petiot/X.Savin/N.Lecanu - Mercury/Moore - 861 okrążeń toru
S2000 – 23 Team Cassino Forges Eaux -P.Masselin/J.M.Guerra/ T.Cermak/T.Marchand - Mercury Epa/Moore - 791 okrążeń
S1000 – 50 Team WRB - R.Thommerel/C.Goncalves/B.Ivanenko/A.Ruffin - Yamaha/Demante - 490 okrążeń
Maciej Krzywiński, Vice Komandor Necko Endurance 2005:
Przyjechaliśmy aby się nauczyć jak przeprowadzić zawody. Jest to duże przedsięwzięcie logistyczne, próbujemy ogarnąć jak to ma wyglądać. W Augustowie nie ma takich długich nadbrzeży, mogą więc być kłopoty, szczególnie z rozstawieniem depo, czyli parku maszyn i stanowisk tankowania, będziemy musieli nad tym myśleć. Widzów na pewno nie zabraknie, to jest szczyt sezonu urlopowego, może być ich nawet kilkadziesiąt tysięcy. Myślę, że w historii województwa podlaskiego nie było imprezy takiej rangi, w związku z tym jest to naturalne, że władze miejskie, powiatowe czy wojewódzkie patrzą na nią przychylnym okiem.
Jeśli się uda, jeśli spodoba się zawodnikom i sponsorom, jeśli wreszcie spodoba się nasz akwen, nasza atmosfera, nasze miasto i nasz region, to może wejdzie na stałe do kalendarza imprez międzynarodowych UIM. Bardzo byśmy tego chcieli.