Weymouth: Morze rządzi!

Jerzy Klawiński z Weymouth: Wczoraj morze chciało po kilkunastu dniach intensywnej pracy odpocząć – wiatr siadł prawie do zera, niebo przybrało barwę włoskiego lazuru i z żeglowania na olimpijskim akwenie wyszły nici. Nie odbyły się ani mecze o miejsca 5 – 8 w klasie Elliot 6m, ani planowany wyścig medalowy męskiej 470-tki. Organizatorom regat pozostało tylko uszanować wolę naszego władcy…
Tu zawsze rządziło morze: było dawcą życia, bo karmiło, dawało utrzymanie – rybakom, żeglarzom, dokerom, nawet osobom przemycającym alkohol z pobliskiej Francji... Było panem śmierci – choćby wtedy, kiedy w 1805 r. żaglowiec Kompanii Wschodnioindyjskiej „Earl of Abergavenny” zatonął podczas sztormu na tutejszych wodach stając się najsłynniejszym wrakiem tego zwanego czasem Angielską Zatoką Neapolitańską akwenu i zabierając na dno 261 ofiar. Także wtedy, gdy w 1824 r. tzw. Wielki Sztorm uderzył na to wybrzeże, niszcząc, a nawet dosłownie zmywając z powierzchni ziemi okoliczne miejscowości wraz z mieszkańcami i przerywając się przez Chesil Beach – wąską plażę i drogę, łącząca wyspę Portland z Weymouth i stałym lądem (taki tutejszy Półwysep Helski). Rządzi także dziś - kilka dni temu osunął się piasek z podmytego zapewne wiosennymi sztormami klifu nieopodal miejsca, z którego piszę te słowa i zasypał opalajacą się poniżej dziewczynę...
Morze dawało też szansę tym, którzy nie znaleźli swego dobrego miejsca na Wyspach Brytyjskich. Stąd ruszyły pierwsze statki do Nowego Świata, jak nazywano wówczas kolonie w Ameryce Północnej. Już w 1623 r. Robert Gorges opuścił Weymouth i z grupą emigrantów z tych okolic osiedlił się w Nowej Anglii. Na pamiątkę miejsca swojego pochodzenia zmienił tam nazwisko na Weymouth właśnie. Było to zaledwie w trzy lata po odnotowywanym we wszystkich amerykańskich annałach rejsie statku „Mayflower” – małego, drewnianego żaglowca, którym pierwsi koloniści angielscy przybyli do Ameryki Północnej ruszając z pobliskiego Plymouth…
Ale morze było tu już od milionów lat. W portlandzkich kamieniołomach można znaleźć bez trudu amonity półmetrowej wielkości – niektóre ładniejsze okazy stawia się tu przed domem na pokaz, albo – w starszych domach – widzimy je wmurowane we frontową ścianę. To materialny dowód, że morze panowało niepodzielnie nad tym obszarem od 415 do 360 mln. lat temu. Jak wysoki musiał być jego poziom, jeśli dziś skały zawierające osadzające się na dnie morskim „skorupki” amonitów znajdujemy na poziomie ok. 150 m n.p.m.?
Tak więc morze i wiatr tu w hrabstwie Dorset rządziły, rządzą i rządzić będą… Wobec ich potęgi jesteśmy tylko nieco większymi ziarnkami niż te piaskowe z Chesil Beach, tyle że zbudowanymi z białka zamiast krzemu. Nie możemy z nimi walczyć – możemy tylko współpracować. Przykładem jest nieodległa plaża w Bournemouth, gdzie można sobie posurfować na pierwszej w Europie sztucznej rafie. A jest przecież i najpiękniejsza – bo harmonijna – forma tej współpracy: żeglowanie…
Jerzy Klawiński