Vendee Globe: Kolejne rekordy, kolejne awarie

2012-12-11 12:00 Materiały prasowe ze strony www.energasailing.pl i mat. własne
_
Autor: J. M. Liot/DPPI/Vendee Globe

Wczoraj minęło 30 dni od startu regat Vendée Globe. Flota samotnych żeglarzy pokonała już jedną trzecią wokółziemskiej trasy. Liderzy nieustannie zamieniają się miejscami w obrębie pierwszej piątki, biją kolejne rekordy, walczą z awariami. Reszta rozgrywa indywidualne pojedynki.

515.6 mili morskiej na dobę – to był nowy rekord prędkości w żegludze samotnej na jachcie o długości 60 stóp jeszcze w poniedziałek, 10 grudnia rano, gdy podliczono przebieg dobowy jachtu "MACIF", którym żegluje Francis Gabart. „Złoty chłopiec” po raz kolejny udowodnił, że wie co robi. Ustawił poprzeczkę bardzo wysoko – średnia prędkość rekordowej doby wynosiła 21.5 węzła. Miał zresztą (i ma nadal) najlepszego nauczyciela – jego mentorem jest Michel Desjoyeaux. To poprzedni zwycięzca regat Vendée Globe oraz partner Gabarta z dwuosobowych regat Barcelona World Race (musieli się wycofać), a także szef projektu udziału Gabarta w regatach Vendée Globe. Dlatego na kolejne rekordy nie trzeba było długo czekać: kolejny raport pozycji o godzinie 12.00 – i padł kolejny rekord na poziomie 532,7 Mm! Odległość między "Macifem" a prowadzącym "Banque Populaire" topnieje z każdą godziną. Francis widzi rywala na AIS-ie, choć nawet jeżeli go wyprzedzi, prawdopodobnie nie zobaczy jego jachtu. „Jest na to za duża fala” – mówił Gabart w południe w trakcie wywiadu na żywo. „Pokład jest cały czas pod wodą, ale przy tej prędkości trudno trzymać się z tyłu” – dodał. Kilka godzin później najmłodszy w stawce zawodników Francuz pokazał jednak, że to nie wszystko, na co go stać. Kolejny raport pozycji przyniósł kolejną niespodziankę: 545 Mm na dobę! To kolejny, trzeci już rekord Gabarta.

Rekord Gabarta oczywiście będzie musiał być jeszcze ratyfikowany.

Rekordowy Francis Gabart. Czy jest nową gwiazdą światowego formatu? / Fot. J.M. Liot / DPPI / Vendee Globe

Niepomyślne wieści dotarły jednak z pokładu jachtu "Hugo Boss". Alex Thomson zakomunikował bowiem, że w poniedziałek uderzył płetwami - mieczowymi oraz sterowymi w niezidentyfikowany obiekt pływający. Obiekt przetoczył się pod dnem "Hugo Bossa" i na koniec uderzył w pracujący na pełnych obrotach generator prądu, całkowicie go przy tym niszcząc. Szczęśliwie dla brytyjskiego żeglarza, uszkodzenia na płetwie mieczowej nie są znaczące, natomiast sterowa odchyliła się w górę, zrywając tylko bezpiecznik. Uszkodzony został drążek steru, symetryczny do tego, który złamał się  jeszcze na Atlantyku. Thomson, mając już wprawę w szybkiej jego naprawie, w kilka godzin doprowadził go do stanu używalności. "Hugo Boss" kontynuuje już wyścig z pełną prędkością, ale Brytyjczyk ma do dyspozycji już tylko jeden z dwóch generatorów energii, a to oznacza, że już do końca regat musi mocno oszczędzać energię na pokładzie. Thomson musi od teraz korzystać z telefonu satelitarnego, GPS-a i komputera w bardzo limitowanym czasie.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.