Święto Królowej Polskich Rzek. To rzeka napędza Festiwal Wisły
Polacy odkrywają Wisłę, ciągnie ich nad tę niezwykłą rzekę. Niektórzy szukają w niej magicznego uroku, inni narodowej tożsamości. Wisła staje się modna. Jest symbolem szczególnym, bo działa.
Z tego prowiślanego ruchu wyrósł Festiwal Wisły – impreza, której druga edycja przyciągnęła jeszcze większe tłumy niż rok temu. W roli głównej występuje tu kilkadziesiąt tradycyjnych, drewnianych łodzi i statków rzecznych, którymi można się przepłynąć. Ale przecież nie tylko dla tej niewątpliwej atrakcji dwieście tysięcy ludzi we Włocławku, Gąbinku, Bobrownikach, Nieszawie, Ciechocinku, Osieku nad Wisła, Złotorii i Toruniu, podczas czterech dni jedynego takiego „płynącego” Festiwalu, przychodzi nad rzekę... Atrakcji jest tyle, że widz musi wybierać: albo smażona ryba z ogniska albo joga na wiślanej łasze albo koncert ulubionego zespołu szantowego na drugim końcu bulwaru, bo to wszystko dzieje się w tym samym czasie.
Dla potrzeb Festiwalu Wisły zmienia się zagospodarowanie wiślanych nabrzeży. W Ciechocinku tuż przed pierwszą edycją imprezy stworzono plażę z wiatami, miejscami do piknikowania, ubikacjami. Dziś Ciechocinek, wraz z kuracjuszami uzdrowiska, wylega dzięki temu w upalne dni nad Wisłę, ludzie opalają się na wiślanych łachach i pluskają w wiślanej wodzie. Pokonują kilka kilometrów z centrum miasta nad Wisłę, o której przez lata w Ciechocinku nie pamiętano.
Nowością tegorocznego Festiwalu Wisły był udział gminy Obrowo w tym przedsięwzięciu i zorganizowanie całodziennej imprezy na punkcie widokowym im. Michała Kokota w Osieku nad Wisłą. Takich tłumów tam nigdy wcześniej nie było, a miejsce znane jest od flisackich czasów, gdy pod tą górą właśnie zatrzymywano tratwy. Przed granicą zaborów i ostatnim przystankiem większości flisów w Toruniu. Tu ponoć ustalano, jakie akurat obowiązują na rynku ceny drewna i zmawiano się, by trzymać cenę wspólną. A dziś właśnie tu podczas Festiwalu wielotysięczny tłum kosztował Wisły wszelkimi zmysłami. W ramach targów „Nadwiślańskie smaki” serwowano dzieła kuchni z dorzecza Wisły, grała tradycyjna muzyka weselna w ramach ogólnopolskiego przeglądu, którego uczestnicy dodawali do repertuaru wiele zabawnych wiślanych motywów. A jeśli ktoś chciał i zdążył odebrać darmowy bilet na łódkę, ten popływał wokół łachy, na której akurat rozbijali swe obozowisko polscy Wikingowie. Egzotycznie było. A zarazem swojsko.
W Toruniu podobnie. Już pierwszego dnia czterech śmiałków przechodziło przez Wisłę po linie (450 metrów) ponad paradującymi przed publicznością szkutami, dubasami, galarami, batami... Nic dziwnego, że jeden linoskoczek spadł, skoro zagadywały go z rzeki piękne flisaczki.
Dzieci oszalały na punkcie dłubanki. Na stoisku edukacyjnym jej poświęconym każdy chciał spróbować uderzenia ciosłem, a hebel przyciągał bardziej niż nowy smartfon.
Przepływający Wisłę wpław byli prezentowani na telebimie, a rodziny i znajomi kibicowali im gromko z toruńskiego bulwaru. W tym roku lista obejmowała 60 pływaków asekurowanych przez WOPR i policje, a chętnych do zdobycia certyfikatu pływaka wiślanego było kilkuset...
Były też popisy żeglarskie, rywalizowano w klasach Omega i Puck. Tymczasem na toruńskim statku „Wanda” posłuchać można było znawcy białej floty Waldemara Danielewicza albo wpaść do pobliskiej Przystani Toruń na konferencję naukową o ruchu rzecznym na przestrzeni dziejów. Gdy do tego dodać, towarzyszącą Festiwalowi Wisły w Toruniu na Bulwarze Filadelfijskim, prezentację sprzętu wojskowego polskiego i amerykańskiego w ramach obchodów Święta Wojska Polskiego oraz zakończenie całości nocną nastrojową paradą i popisem sztuki fajerwerków, trudno nie przyznać, że Festiwal Wisły to impreza wielowątkowa i różnorodna. Ale wszystko dzieje się wokół Wisły, z Wisłą w tle, istotą sprawy pozostaje Wisła.
Jaka jest przyszłość Festiwalu Wisły? Pojawiają się głosy, że impreza powinna się rozszerzać terytorialnie. Dziś operuje na 60 kilometrach Dolnej Wisły. Ale może uda się ją kiedyś wydłużyć? To ogromne przedsięwzięcie logistyczne, ale w Toruniu już coś podobnego praktykowano. Najstarsze w Polsce, owiane legendą, Regaty na Wiśle, organizowano kilka lat temu z Włocławka, przez Toruń, do Bydgoszczy. Może więc i Festiwal Wisły zacznie się kiedyś w Płocku? A może w Warszawie? Może... w Krakowie? Skoro Polacy otwierają się na Wisłę, a Wisła pozostanie czysta – to wszystko jest możliwe. Bo ona ma moc.