Stocznia Ustka Sailing Team na 3 m. w Kieler Woche
W większości relacji z tegorocznego Kieler Woche zabrakło informacji, że znakomite, trzecie miejsce w regatach offshore’owych zajęła ustecka załoga Stocznia Ustka Sailing Team na jachcie GP33. Poniżej zamieściliśmy emocjonującą kronikę z regat autorstwa sternika teamu, Konrada Smolenia.
Relacja z regat Kieler Woche 2010 na GP 33 Stocznia Ustka Boatbuilders 3
Termin regat: 19-26 czerwca 2010
Kronika podróży i regat
14 czerwca, poniedziałek
Gdynia, godzina 16:00 - wyjście w morze.
Żegluga pod wiatr, częściowo na silniku; tym razem z opłynięciem Arkony zamiast, jak zwykle przez Stralsund. Pod Arkoną strefa zamknięta, pilnie strzeżona – pracuje kafar i powstaje jakaś tajemnicza konstrukcja hydrotechniczna.
17 czerwca, czwartek
Laboe, godzina 15:00 - zacumowano.
Jednocześnie przyjeżdża nasza ekipa lądowa, czyli Tadzinek z Jackiem. Jedziemy do ferienvohnunugu we wsi Robsdorf. Trzeba uważać na króliczki wyskakujące na drogę, a gospodyni przestrzega przed natręctwem na wpół oswojonych kruków. Łóżka podwójne, co wymusza podział na pary chrapiące i takie, którym się wydaje, że nie chrapią.
.
18 czerwca, piątek
Rano wyruszamy do Schilksee, na druga stronę fiordu. Nie udaje się zgłosić do regat, bo „offshory” przyjmują w budynku Kieler Yachtklubu. Robimy krótki trening, a właściwie sprawdzamy nową genuę nr 4, którą uszyli nam żaglomistrzowie z North Sails Argentyna. Żagiel jest duży, raptem 2m kwadratowe mniejszy od nr. 3, ale ma specjalną górę, która pozwala na mocny skręt. Wieje ponad 20 kn, mamy więc dobry wiatr na test nr. 4. Wracamy do portu i jedziemy autem do Kielu, żeby dokonać „checkinu”.
19 czerwca, sobota
Zaspaliśmy trochę i pędzimy na silniku, bo start do pierwszego etapu Welcome Race odbywa się przed budynkiem jacht klubu w głębi fiordu. Docieramy bez opóźnienia, więc mamy czas żeby się odmeldować komisji na postawionym grocie i wybrać miejsce do startu. Tłok jest duży i wieje mocno, ale są dziury w wietrze. Stawiamy „heavy”, bo „trójka” byłaby za mała i ruszamy z kopyta po nawietrznej (właściwie powinno się z dołu, ale jak tam wpadniemy w cień wysokich żagli to się nie wygrzebiemy). Pędzimy w czubie po nawietrznej całej grupy. Trasa wiedzie daleko w morze, wzdłuż farwateru. Przy tężejącym wietrze stawiamy nasze 135m2 gennakera i łódka wchodzi w ślizg. Maksymalne prędkości przekraczają 19,5 kn i gdyby nie stroma, krótka i skrzyżowana fala, byłoby jeszcze szybciej (wieje ponad 24 kn). Na dolnym znaku stawiamy genuę nr 4 i zaczynamy długą, męcząca halsówkę do Eckenfjorde, z bramką w połowie fiordu żeby nie szwędać się po akwenach wojskowych. Wybieramy lewą stronę halsówki i konsekwentnie tracimy pozycję za pozycją, bo obiecana zmiana nie przychodzi; w dodatku ci, co pojechali w prawo pod brzeg, mają korzystny prąd. Wściekli i mocno przemarznięci wjeżdżamy na metę w Eckenfjorde i nie biorąc udziału w ogólnej zabawie, idziemy spać do hotelu.
20 czerwca, niedziela
Start o dwunastej w południe. Linia startu bardzo długa i bez boi rozprowadzającej. Po starcie jesteśmy z przodu. Próbujemy uciec na genakerze, ale wkrótce wiatr całkiem siada i zaczyna się gehenna. Siła wiatru oscyluje miedzy 2 i 4 węzły. Raz podjeżdżamy do przodu, raz stajemy. Patrzymy gdzie jest Beluga (tam żegluje w załodze Gniewko). Są już z przodu i zmieniają stronę, a nam się wydaje, że będzie trochę wiatru z wielkiej chmury jaka wyłazi znad lądu. Dostajemy się w jej pobliże na jakimś prywatnym siurku, a tu chmura robi w tył zwrot i lezie w poprzek fiordu, zostawiając nas samych na oleistej wodzie… Robi się coraz gorzej. Stoimy zupełnie bez wiatru, a konkurencja jedzie coraz szybciej na rodzącym się od strony morza wietrze.
Na dolną boję wchodzimy w połowie stawki i już do końca jedziemy półwiatrem o sile od 6 do 8 węzłów. Na tym kursie nic nie powinno się zmienić, ale próbujemy wyprzedzić czarny, 40-stopowy jacht (jest stosunkowo wąski, ma węglowy maszt i żagle węglowe 3D).
Nie możemy zrozumieć o co chodzi: gdy wiatr słabnie – wyraźnie go wyprzedzamy, gdy tężeje – on rusza do przodu. Wkrótce odkrywamy sekret. Jesteśmy parę metrów od niego i wyraźnie widać canting keel – to Schock 40. Z tak niekorzystnym przelicznikiem, że żeby nas przeliczyć, musiałby być z przodu o najmniej 3 godziny. Kończymy w połowie stawki i cieszymy się tylko , że w prywatnej wojence z Zephyrem jesteśmy 1 do 1. Zephyr to nowiuteńki P33 projektu Judel/Vrolik. Jak go określają w lokalnej prasie: „Carbon Hightech Racer für kompromisslose inshore und offshore Regattasegeln“. Dokładnie tak samo określamy naszą GP 33. Zobaczymy co przyniesie kolejny dzień regat.
21 czerwca, poniedziałek
Wychodzimy na wodę o 9:00, bo do akwen regatowego Alpha jest prawie godzina drogi. Zaczyna się Kiel Cup i jednocześnie Mistrzostwa Niemiec. Nasza pierwsza grupa to czołówka ubiegłorocznych Mistrzostw Europy. Wyścigi rozgrywane będą „up and down” według metody kursu skonstruowanego. Komisja, czyli Ekhard i Stefan, wybiera trasę najkrótszą nr 12, bo warunki wiatrowe są kiepskie. Na pierwszy wyścig czekamy aż do 13:40. Ze startu wychodzimy w pierwszej linii, ale trochę brakuje nam prędkości, bo nie mamy dobrej, lekkiej genuy. Nasza to light/medium – zaczyna ciągnąć dopiero od 6 kn wiatru. Wygrywa nowy Westwind First 40 (taka łódka wygrała Sydney Hobart w tym roku). Ze starym Westwindem ścigaliśmy się parokrotnie na Ustce 1 (z resztą z różnym skutkiem). Tuż przed nami na metę wchodzi fantastycznie żeglujący Topas (Farr 30) i Beluga. Kończymy na 8. miejscu po przeliczeniu. W grupie jest 18 łódek więc plasujemy się dokładnie pośrodku.
Komisja puszcza drugi wyścig. Start mamy nienajlepszy, ale Gutek na taktyce robi cuda i po dolnej boi, na której objeżdżamy całą tratwę, jesteśmy na drugim miejscu. Do górnej boi zostało naprawdę niedużo; zaraz się złożymy, wchodzimy na znak i odpalamy gennakera. Do mety na pewno nikt nas nie złapie. Plan świetny, ale wiatr siada i w dodatku skręca. Nagle słyszymy przez radio, że wyścig zostaje przerwany… Fatalnie. Mało tego, że tracimy dobre miejsce, to jeszcze jutro trzeba będzie ten wyścig powtórzyć.
22 czerwca, wtorek
Wychodzimy z mariny w Laboe dość wcześnie, bo start zaplanowano na 10:30. Wiatru trochę więcej niż wczoraj. Z tego co mówił Meeno Schrader wynika, że będą warunki bryzowe, bo nie ma inwersji. Na starcie wywalczamy dobre miejsce w pojedynku z Belugą, która musi robić zwrot i przechodzi na lewym na prawą stronę. Cztery łódki mają OCS, w tym TP 52 i Knierim 33. Próbujemy przebić się na prawą stronę – tam gdzie Beluga, która po złym starcie wyraźnie odrabia ze świeżym wiatrem z prawej. Dobrze żegluje Topas i wygrywa wyścig, a my lądujemy na 8. miejscu.
Wiatru znowu zaczyna brakować i zmieniamy akwen regatowy na Foxtrot, bliżej brzegu w rejonie Laboe. Eckhard i Stefan wiedzą co robią i udaje się przeprowadzić drugi wyścig. Na starcie wbijamy się w strzał i dość gładko przejeżdżamy po nawietrznej Knierima.
Do przodu wysforował się Transpac i wyraźnie wygrywa wyścig. Tracimy impet i za późno wchodzimy w zmianę, co kończy się na mecie 8. miejscem. Po wyścigu dzwonimy do Gienka Gintera żeby go podkręcić do szybszego wykończenia i wodowania siostrzanej łódki GP 33, bo dzięki temu będziemy mogli w Polsce znacznie poprawić osiągi. Gienek nam gratuluje. Chyba nie kpi, bo zdaje sobie sprawę jaki wysoki poziom reprezentuje konkurencja.
23 czerwca, środa
Ruszamy z mariny przed 9:00, ale inne łódki są już na wodzie przed nami. Trasa znowu przesunięta na akwen Fokstrot. To niedobrze, bo tam ciasno, a trasa jest krótka. Do górnego znaku niecała mila. Wolimy dłuższe trasy, bo wtedy można rozpędzić się na gennakerze. Chcemy na starcie przebić się w stronę pinu, bo wyraźnie niesie lewa strona przy brzegu, ale blokuje nas wielki, 52-stopowy Aquis Granus, który skutecznie nas od niej odcina. Halsujemy środkiem; widać jak pociągnęła zmiana przy brzegu. Efekt jest do przewidzenia i finiszujemy na 11.pozycji.
W drugim wyścigu jest jeszcze gorzej; start bardzo nieudany. Mamy czystą pozycję i można wystrzelić na czysty wiatr, ale przekombinowaliśmy. Na 15 sekund przed sygnałem robimy zejście w dół linii żeby zyskać trochę odległości od zawietrznej TP 52. Pomysł dobry, ale spóźniony i start jest bez prędkości. Konkurencja jedzie po nas i wkrótce spadamy na ostatnia pozycję. Robi się niedobrze, bo bardzo mało czasu na wygrzebanie. Wykorzystujemy dobrą zmianę i po górnej boi mamy już kontakt ze środkiem stawki. Teraz trzeba wykorzystać szybkość na gennakerze. Gutek tak liczy kąty przy rufach, żeby zawsze wychodziło 135 stopni TWD. Na dolnej boi ciągnie do końca ze zwrotem i cierpnie nam skóra, bo przy 125-130 TWD gennaker zasłania kompletnie cały widok, zaś przechylona mocno łódka pędzi ponad 10 kn. Na boję wchodzimy dobrze. O dziwo mamy trochę miejsca (chyba konkurencja się zorientowała, że nie widzimy nic i lepiej nam w drogę nie wchodzić). Gennaker spada dokładnie, gdy zaczynamy najazd na znak. Zaraz potem zwrot i łapiemy czysty, świeży wiatr. Robimy to ku zaskoczeniu Knierima, którego zostawiamy bezradnie rozkołysanego na fali.
Stanął przy nieudanym zwrocie i jego dłuższa od naszej płetwa balastowa, z bulbą o wadze 1600 kg pewnie mu w tym pomogła. Na tym jednak sukcesy się kończą. Już meta i znowu kończymy na 11. miejscu.
Komisja puszcza jeszcze jeden, ostatni wyścig i tym razem nie dajemy się zablokować. Jedziemy poprawnie halsówkę i na metę wchodzimy na 4. miejscu, co po przeliczeniu daje nam 6. pozycję. Trochę to zaskakujące, że przeliczają nas takie łódki jak Rodmann 42 albo IMX 40, ale to pewnie kwestia optymalizacji dla potrzeb formuły.
W sumie z wyniku możemy być zadowoleni. Pomijając naszą rywalizację „stoczniową” z Knierimem P33, którą wygraliśmy 6:1, to miejsce w połowie stawki w Mistrzostwach Niemiec nie jest wstydem.
24 czerwca, czwartek
Wreszcie, po pięciu dniach wyścigów możemy odespać narastające zmęczenie.
Start do Silberness Band, czyli długiego, nocnego wyścigu jest dopiero o 19:00. Dobrze, że komisja skraca trasę do 87 mil zamiast spodziewanych 130. Wyścig będzie okrążał duńską wyspę Lyo, potem wzdłuż brzegów wyspy Aero, prawą burtą boja przy Bodekop i długa prosta na metę przy „Kiel Lampie”. Start jest przy słabnącym, zachodnim wietrze i taka zapowiada się noc – bez wiatru.
Niestety, mamy fatalny OCS i musimy się cofać. Tracimy chyba z 8 minut, ale wybieramy lewą stronę halsówki, płyniemy na krawędzi płycizny i po godzinie jesteśmy w czołówce. Przed nami tylko wielka Scho-ko-kola – prawie 60 stóp długości - i dobrze żeglujący estoński X-41 Technicol. Robi się wieczór i wiatr momentami zupełnie zanika. Trzymamy się lewej strony, bliżej lądu, licząc na bryzę. To samo robi Technicol i wkrótce dochodzi Calypso. Widać jak oświetlają żagle, ale przede wszystkim ich słychać. Elektryczne kabestany hałasują niemiłosiernie. Tak przez całą noc - raz światełka burtowe zbliżają się, raz robią się mniejsze.
O świcie przychodzą od lądu podmuchy bryzowe. Technicol dostał je pierwszy i odskoczył daleko. Próbujemy go dojść na gennakerze, ale wiatr wkrótce się wyostrza i część jachtów musi halsować. Jedziemy prosto na nawietrzny brzeg Lyoe, jednak okrążamy go dość bezpiecznie; nie chcemy ryzykować wejścia na mieliznę. Nasz komputer działa, ale pozycję trzeba wprowadzać ręcznie, bo zardzewiał kabel łączący z GPS-em. Jedziemy więc asekuracyjnie i to nas kosztuje stratę pozycji. Wyprzedza nas Westwind i prowadzi aż do wyspy Aeroe. Tam stawiamy gennakera i odzyskujemy prowadzenie. Wiatr tężeje i zgodnie z prognozą wieje już 16-17 węzłów. Żeglujemy blisko brzegu i leci rufa za rufą. Jesteśmy wyraźnie szybsi niż Westwind, ale w tężejącym wietrze rozpędza się wielki Aquis Granus. Na boję zwrotną przy Bogenkop wchodzimy około południa i do mety zostaje 20 mil na reachingu. Wiatr wkrótce wypełnia i trochę słabnie, ale dalej wieje 15 kn.
Wtedy atakuje Westwind. Stawia nowiutkiego spinakera ostrowiatrowego i musimy jakoś się bronić. Jak postawimy nasz A2 to pojedziemy 20 stopni pełniej niż kurs na metę, ale nie ma wyboru i zaczynamy jazdę na granicy wywózki. Westwind wychodzi nam na nawietrzną i namiary pokazują, że wyraźnie się zbliża. Robi się niedobrze, ale widać Neptun chce inaczej, Na Westwindzie spinaker idzie w strzępy. Pęka na pół i górna część zamienia się w wielką chorągiew. Wysyłają człowieka na maszt i stawiają drugiego spinakera. Meta coraz bliżej i namiernik pokazuje, że nasza przewaga jest niezagrożona. Wskazania są wyraźne, ale oddychamy spokojniej dopiero gdy przechodzimy linię mety. Nareszcie dobry wyścig. Mamy wrażenie, że gdyby regaty zaczynały się od początku, to pojechalibyśmy znacznie lepiej. Przebijamy się przez zatłoczony Kieler Fjorde i idziemy spać w naszym Robsdorfie.
26 czerwca, sobota
Koniec regat. Klarujemy się do powrotu, tankujemy paliwo i oglądamy wspaniałą Windjaamer Parade. Wychodzimy na wodę po przejściu żaglowców i jedziemy do Schilksee. Czeka tam na nas szef „offshoru” Kieler Woche - Ecky von der Mosel i wręcza puchar za trzecie miejsce. Pora wracać do domu. Wychodzimy w morze po południu i jedziemy 7,5 kn na silniku, bo z wiatrem słabo.
28 czerwca, poniedziałek
Wchodzimy o 15:00 do gdyńskiej mariny po spokojnym przelocie. Trzeba teraz odpocząć, nabrać dystansu i dokładnie przeanalizować regaty, by odpowiedzieć sobie na pytanie, czy można było zająć lepsze miejsce? Jakie były niedociągnięcia? Na pewno mamy bardzo szybki jacht, który daje szansę rywalizacji z każdą łódką. Potrzebna jest optymalizacja pod wymogi ORC. Mamy w tej chwili typowe GP 33. Jeśli się zdecydujemy na start w mistrzostwach świata, trzeba będzie poprosić Ceccarellego o pomoc. Potrzebne są nowe żagle, szczególnie lekka genua i Code 0. Potrzebne też są starty w regatach zagranicznych, bo polska flota jest za mała, co odzwyczaja od żeglugi w tłoku. Otuchą napawa jednak fakt, że można jachtem 33-stopowym ścigać się z flotą 40-stopowców i mieć szanse na wygraną. Tego przed Kieler Woche nie byliśmy pewni.
Załoga:
Konrad Smoleń
skipper , helmsman
Andrzej Glebow
trymer
Mirosław Szymczak
trymer, strateg wiatrowy
Tadeusz Hallmann
pitman, logistyka
Zbigniew Gutkowski
taktyk
Jacek Wysocki
bowman
Jacht regatowy CYD 3308
Materiał konstrukcyjny laminat epoksydowo-węglowy
Długość całkowita 9,99 m
Długość na linii wodnej 9,71 m
Szerokość całkowita 3,00 m
Zanurzenie maks. 2,20 m
Wyporność jednostki pustej 2000 kg
Ciężar balastu 1050 kg
Maks.ciężar załogi 640 kg
Kategoria projektowa CE-A
Grot 39,83 m2
Fok 25,80 m2
Spinaker asymetryczny 135,92 m2
Projektant Giovanni Ceccarelli
Producent Stocznia Ustka Sp.z o.o.
Jacht regatowy CYD 3308 projektu Giovanni’ego Ceccarelli’ego, konstruktora teamu +39. Wąski kadłub o skoncentrowanej w środku ciężkości masie zapewnia znakomite osiągi w żegludze na wiatr. Dzięki nadzwyczaj lekkiej i sztywnej konstrukcji kadłuba (500 kg wraz z pokładem) jacht wykazuje bardzo dużą dzielność morską umożliwiającą starty w regatach nowej klasy ORC GP 33 zastępującej starą ¾ Ton IOR. Jacht jest samosterowny i doskonale zrównoważony. Dzięki dużej stateczności kursowej łódź zapewnia bezpieczną żeglugę na spinakerze nawet w warunkach wysokiej fali i szkwalistego wiatru.
Kadłub jachtu wykonano z najwyższej jakości kompozytów produkcji SP. Zbrojenia z włókna węglowego przesycono żywicą epoksydową, a jako materiał przekładkowy w konstrukcji typu “sandwich” zastosowano Airex. Całość powierzchni wykończona jest przy użyciu systemu lakierniczego Nautix.
Balast odlany z ołowiu zamocowany jest na płetwie, której spawana konstrukcja została wykonana ze stali o wysokiej wytrzymałości typu Weldox 700. Jego kształt był testowany i optymalizowany przy pomocy oprogramowania CFD (Computer Fluid Dynamic), tak aby osiągnąć minimalny opór przy obniżonym środku ciężkości.
Wyposażenie łodzi stanowią produkty renomowanych firm.
Ster, z płetwą i trzonem z włókna węglowego, osadzony jest w łożyskach JP3. Maszt i takielunek zostały wykonano przez King Composite w Argentynie. Kewlarowe żagle zaprojektowane przez Juan'a Garay'a, współpracującego wcześniej przy projekcie +39, uszyto w North Sails Argentina.
Rozplanowanie pokładu jest typowo regatowe. Szeroki i płytki kokpit gwarantuje swobodne przemieszczanie się załogi. Całe wyposażenie pokładowe dostarcza Harken i Spinlock. Kabinę zaprojektowano według przepisu o minimalnej objętości. We wnętrzu znajdują się 4 koje.
Łódź może startować w regatach ORC / IRC odbywających się zarówno w strefie przybrzeżnej jak i na pełnym morzu.