Statkiem z Niemiec na Mazury
Piotr Stelmarczyk ze Szczecina przysłał do nas niezwykle interesującą historię przepłynięcia statkiem rzekami i kanałami z miasta Halle w Niemczech do Piszu na Mazurach! Prezentujemy pierwszą część opowieści napisanej ręką Marcina Świrzewskiego.
Podjęliśmy się dostarczyć statek na Mazury, przepływając nim z miasta Halle w Niemczech do Piszu. Obiekt ma wymiary: 36m dł. 6,0 szer. oraz 4,20 wys. i może zabierać na pokład 250 pasażerów. Co najgorsze, jego nominalne zanurzenie wynosi 110 cm!!
Po niemieckich wodach jazda jest wspaniała. Rzeka Salle ma niesamowity nurt a tempo wykonywania manewrów to formuła 1 lub jeszcze szybciej. Statkiem prowadzi kobieta – tak, tak, kobieta kapitan ale bez uprzedzeń. Kwalifikacje świadczą o przydatności - pierwsze wejście w śluzę w tempie 15km/h!! Zakręt, nurt tolerancja 10 cm. po burcie, stoimy... odebrało wszystkim mowę!! Dalej wszystko w normie - płyniemy do Polski, szlak czytelny wszystkie śluzy zielone światło, znaki nawigacyjne, informacje w radiu, wszystko o.k.. Nadmieniam, że płyniemy jako pierwsi od kiedy śluzy są czynne. Przy ostatniej śluzie zdejmujemy banderę armatora a za sterem staje nasz kapitan. Wody dość wszędzie na Odrze, Warta też aż na pola wylana. Mijamy Kostrzyn, Gorzów i dopływamy do pierwszej śluzy nr 22 w Krzyżu. Od razu zaczynają się kłopoty: śluza czynna od 1 kwietnia, nie ma zgody na śluzowanie!! Święta Wielkanocne spędzamy więc w domku, dzięki Bogu z Krzyża do Szczecina mamy pociąg za 16 zł. I miejsca przy oknie siedzące!! W Lany poniedziałek telefon - jest zgoda! We wtorek śluzujemy! Pierwszy kontakt ze starą, tradycyjną, niemiecką robotą (choć nie każda niemiecka robota zasługuje na ten stereotyp...). Mijamy śluzę i zagłębiamy się coraz dalej w skansen... Nie! To jest szlak żeglugowy, to jest real! Płyniemy dalej, ludzie zdziwieni ale mili, znaków zdecydowanie mniej!
Na jednej ze śluz alarm - ratujemy kota, który przyzwyczaił się, że zawsze droga była... A tu nagle ją zabrali i sus nie wyszedł. Poza tym droga spokojna i tak aż do śluzy Romanowo. Tam dzień zaczyna się piękną mgłą i rewelacyjnym wschodem słońca. Wychodzimy ze śluzy i... skończyły się żarty! Zaczyna się jak u Hitchcocka - wchodzimy na mieliznę a potem jest już tylko gorzej. Na pierwszej mieliźnie śluzowy uspokaja - okazuje się że na następnej śluzie stawiają zapory. Nam jednak wciąż ubywa wody. Nadal bez paniki śrubami wykopujemy sobie drogę powrotną i czekamy, aż specjaliści od zastawek postawią zapory. Nazwaliśmy ich bobry. Czy na pewno zdążą na jutro?
Jest jutro, są „bobry”, sprawnie pracują, choć niema kierownika. W międzyczasie łańcuch splątany urywa się i …. jest pan kierownik! Zapory działają, jedna po drugiej zatapiają się w jazie i woda się podnosi. Płyniemy! Płyniemy!
Niewiele się dzieje z modernizacją drogi wodnej. Działają już jakieś niewielkie elektrownie wodne - teraz się domyślili, że jak woda płynie, to można coś z tym zrobić.
Nie mamy żadnej wydajności, śruby mielą w strasznej bryi, smród nie do opisania a tempo spada do 4-5 km/h. Dobry humor wciąż dopisuje nam aż do śluzy nr 5 – tu panują prądy za wysoka woda. Komunikacja z następną śluzą, czekamy na pomiary. Można!
Płyniemy Kanałem Bydgoskim - pełna mizeria. Oznaki cywilizacji zaczynają się przed Bydgoszczą. W Bydgoszczy jest śluza miejska i... nikogo, żywej duszy w jej okolicy! Poszukuję śluzowego - czynne tylko wtedy, kiedy jest czynne!! Namierzam śluzowego, a raczej najpierw to jego pies mnie namierzył! Nie wierzyłem własnym oczom - rozmawiam przez telefon, a tu pies mi wisi na przedramieniu! Ból dociera dopiero po jakimś czasie... Ale nie jest źle - dostaję informację od śluzowego, że to dobry pies, tylko trzeba do niego mówić bary, bary. Zakładając opatrunek ćwiczę zawołanie bary bary i ból chyba jakby mniejszy??!
Przychodzi śluzowy i dokonujemy pierwszej próby - za wysoko 15-20cm. Komunikujemy się z jazem i wycofujemy ze śluzy - woda opadnie jutro. Okazuje się, że jest tu pewien konflikt interesów pomiędzy śluzą, a elektrownią wodną. Elektrownia jest podobno prywatna i decyduje o stanie wody. Bydgoszcz pięknie się rozwija twarzą do wody.
Płyniemy aż do mostu kolejowego, sięgającego 3,80 m nad lustrem wody - nam potrzeba 4,20... i tu przerywam moją relację z tej wyprawy po złote runo 2010. A to dopiero początek najlepsze przed nami!!!!