Potrójny sukces "Daru Szczecina"
Ogromny sukces odniosła załoga szczecińskiego „Dar Szczecina” w zakończonych właśnie regatach morskich po morzu północnym „North Sea Tall Ships Regatta”. Jacht zdobył pierwsze miejsce zarówno w klasie C (współczesne jachty bez spinakera), jak i w klasyfikacji generalnej (pośród wszystkich 27 startujących jednostek).
Te nietypowe regaty polegały na przepłynięciu jak największej liczby mil morskich w czasie 120 godzin po wytyczonych przez organizatorów różnych możliwych trasach. Przed upłynięciem tego czasu należy dopłynąć na linię mety. Zasady te powodują, że oprócz umiejętności czysto żeglarskich bardzo istotne na wynik są także decyzje taktyczne oraz umiejętność analizy prognoz pogody. Jacht Dar Szczecina przepłynął największą liczbę Mm spośród wszystkich jachtów zarówno z jak i bez przelicznika. Załogę jachtu stanowiła młodzież ze Szczecina, a kapitanem etatowym jest Jerzy Szwoch. To jeden z największych sukcesów tego jachtu w ostatnich latach w regatach organizowanych przez Sail Training International. Gratulujemy!
Startujące w tej imprezie jachty mają przyznane współczynniki wyrównawcze, co umożliwia współzawodnictwo także tym wolniejszym łódkom. Jachty zostały podzielone na cztery klasy: A – żaglowce, B – jachty z tradycyjnym ożaglowaniem, tzw. Oldtimery, C – współczesne jachty bez spinakera, D - współczesne jachty z spinakerem.
Start do regat dla naszej klasy - C wyznaczono na 1345 UTC dnia 11.08.2010 tuż obok miejscowości Hartlepool, gdzie właśnie zakończyły się regaty The Tall Ships Races. Tu też rozpoczęła się impreza pod tytułem North Sea Regatta, która obejmuje regaty morskie oraz uczestnictwo w Sail Amsterdam.
Analizując różnorodne zgromadzone prognozy pogody decydujemy się (jak i większość jednostek z klasy C i D, oraz pojedyncze z A i B) popłynąć ostrym bejdewindem na północ wzdłuż wybrzeży Anglii i Szkocji. Już po starcie kształtuje się czołówka, my Spaniel i Rona II. Pierwszy waypoint (Brawo) mijamy w nocy i teraz pełną szybkością płynąc w półwietrze gonimy do kolejnego punku (Golf). Wiatr powoli tężeje osiągając siłę 5 st. B. Nagle na większej fali strzelają niemal wszystkie raksy na Gieni. Szybko zmieniamy żagiel na marszowego foka, a genua idzie do warsztatu (czyli kapitan z załoga niemal przez cały dzień odkuwa młotkiem i śrubokrętami to co z nich zostało, a następnie mocuje raksy odprute od innego żagla). Siła wiatru rośnie nadal, wieje już regularne sześć w porywach siedem. Trach… strzela fok, wyrwany jest cały róg szotowy. I znów awaryjna zmiana żagla na jeszcze mniejszy. Dla nas to dramat… zostaliśmy pozbawieni dwóch podstawowych żagli przednich, naprawa genuy dopiero co rozpoczęta, fok jest nie do naprawienia w warunkach jachtowych. Na pozostałych żaglach z pewnością nie możemy walczyć o wysokie lokaty. Troszkę załamani myślimy czy już nie odpuścić, ale zwycięża idea by walczyć dalej i patrzeć na rozwój sytuacji. Całe szczęście że wieczorem kończy się naprawa genuy, bo wiatr osłabł. Czym prędzej ją stawiamy i o 2150 mijamy punkt Golf. Wyliczamy, że przez awarie tracimy ok. 20 Mm i spadamy na dalsze miejsca, ale to dopiero drugi dzień regat. Kolejna część trasy miała być z wiatrem…, miała, bo wiatr wykręca tak jak i nasza trasa i ciągle musimy walczyć o wysokość, a czasami docinając dodatkowym halsem. Ta prosta liczy sobie niemal 150 Mm, po drodze mijamy punkty Hotel, India, Julia, Kilo. Średnia prędkość z tego odcinka to ok. 5 węzłów. Punkt Kilo osiągamy po ponad trzech dobach żeglugi od startu. I tu trzeba podjąć decyzję taktyczną. Możemy wybrać jedno z wielu możliwych „kwadratowych” kółek (o długościach 46 Mm, 133 Mm, 270 Mm i większe). Decydujemy się na to drugie co do wielkości, a co potem to zobaczymy. Pierwszy bok idzie ciężko, dopadła nas flauta, a jak już zaczęło coś powiewać to oczywiście w dziób. Dość długo halsujemy, za to potem idzie zdecydowanie szybciej, kolejny bok to prędkość 7-8 węzłów, trzeci już ok. 9 węzłów, pętle 133 Mm zamykamy po 18 godzinach, do końca wyścigu ok. 13. Ryzykujemy, odpuszczamy małe kółko które wybiera wiele jachtów i decydujemy się zrobić jeszcze raz te większe. Prognozy mówią o tężejącym wietrze, nawet do 7 st. B. trzy boki pójdą szybko, ale halsówka 50 Mm może nas pogrążyć. Musimy mieć średnią prędkość blisko 7 węzłów. Jak to mówią, nie ma ryzyka nie ma zabawy. Jedziemy… Pierwszy bok już przy 7 st. B, z małym fokiem i drugim refem pokonujemy z prędkością 8-9 węzłów. Na halsówkę przewidzieliśmy 10 godzin, ale rozbudowane już 2 metrowe fale mocno nas spowalniają. Próbujemy wykorzystywać prądy pływowe które są dokładnie w poprzek trasy, aby zmniejszyć kąt martwy halsówki. Wreszcie o czwartej nad ranem osiągamy waypoint, po 13 godzinach, musimy teraz cisnąć naprawdę szybko. Do mety jeszcze blisko 80 Mm, a zostało nam raptem 11 godzin. Musimy mieć średnią prędkość ponad 7 węzłów. Stawiamy szybko Genuę, rozrefujemy grota, i z wiatrem 7 st. B gonimy ok. 10 węzłów, Oby tylko wiatr się utrzymał, bo prognozy zapowiadają zdecydowane jego osłabnięcie. O 0800 wchodzimy na ostatnią prostą, taką 50 milową. Za sterem kapitan, on już tradycyjnie obejmuje stery na ostatniej prostej. My stawiamy spinakerbom do genuy (tzw. dzida), i trymujemy żagle. Prędkość na szczęście nadal ok. 8 węzłów, potem 7, potem 6, 5… JEEESSTTT, o 1233 UTC przekraczamy linię mety, 2 godziny przed jej zamknięciem. Przepłynęliśmy w sumie 645 Mm, co daje średnią po prostych (bez uwzględniania halsówek) 5.4 węzła. A po drodze były i halsówki i flauty. Kolejna z jednostek Lietuva upłynęła „jedynie” 617, a nasi główni przeciwnicy Rona II – 530Mm, Spaniel – 530, Riyal – 470Mm.
Jesteśmy szczęśliwi, osiągnęliśmy niebywały sukces, zdobyliśmy zarówno pierwsze miejsce w klasie C, jak i Over All, czyli spośród wszystkich jednostek. Do tego przepłynęliśmy największą liczbę mil bez uwzględniania przeliczników, czyli byliśmy najlepsi pod każdym względem. To niebywały nasz sukces, jakiego nie było w ostatnich latach.
Załogę stanowili: Jurek (kapitan), Bolo (zastępca), Kondzio (pierwszy), Ola G. (drugi), Adrian (trzeci), Ala, Ola D, Suszi, Qba, Mateo, Marcin, Daniel.