Paryski salon nautyczny
Paryski salon nie jest największą wystawą sprzętu wodnego, zdecydowanie wyprzedzają ją imprezy w Genui czy Düsseldorfie. Niemniej 300 tysięcy odwiedzających i olbrzymi rynek Francuzów tradycyjnie kochających sport i turystykę wodną, czyni z niej bardzo ważnym spotkaniem dla europejskich producentów.
Grudniowy salon nautyczny w Paryżu odbył się już po raz 47. Okazuje się, że zdecydowana większość największych imprez wystawowych sprzętu wodnego startowała w tym samym czasie. Hamburg, Fort Lauderdale, Genua czy Paryż powstały dokładnie na początku lat sześćdziesiątych ubiegłego stulecia. Tak długa tradycja namawia do wzięcia z nich przykładu przez organizatorów podobnych imprez w naszym kraju. Warto też, aby nasi producenci stawiający coraz śmielsze kroki na światowym rynku marketingowym przyjrzeli się dokładniej charakterystyce poszczególnych targów zagranicznych. Czym innym jest salon nautyczny w Genui, na którym królują jachty z wyższej półki, czym innym Paryż, mający zaspokoić gusta głównie francuskiej publiczności. Tutaj liczy się sprzęt przeznaczony dla przeciętnego użytkownika szlaków wodnych. I na to warto zwrócić uwagę rodzimym firmom starającym się o zaistnienie na tamtejszym rynku.
Z okazji paryskich targów najważniejsze magazyny sportów wodnych we Francji wydały specjalne katalogi z prezentacją wszystkiego co dostępne jest we Francji i co ma zamiar pokazywane być na wystawie. Zarówno w „Voiles et Voiliers” jak i w „Moteur Boat” komentarze są na ogół dla naszych produktów przychylne.
Szczególnie pozytywnie wyróżniają się nasze duże stocznie. Delphia Yachts Kot wystawiła się tu po raz pierwszy. Modele Delphii 29 i 33, przyciągały uwagę zwiedzających, a ich francuski dealer wiąże duże nadzieje ze sprzedażą na tamtejszym rynku. Wśród jachtów żaglowych nasz przemysł nie był reprezentowany zbyt licznie. Oprócz Delphii wystawione zostały jeszcze dwa TESy, dwie Vivy oraz trzy Sasanki pod obcą nazwą Serena. Przypadek sprawił, że wszystkie polskie konstrukcje zgrupowane zostały bardzo blisko siebie. Był więc rodzaj oazy z polskimi konstrukcjami żaglowymi.
W hali nr 6, gdzie wystawione zostały jachty motorowe, aż gęsto było od łodzi z Polski. Quicksilvery, Arvory, Passporty, Sea Raye zajmowały więcej niż połowę powierzchni wystawienniczej. Świetnie prezentował się pokazany po raz pierwszy model Sea Ray 175 Sport, który został wyjątkowo pochlebnie oceniony przez opiniotwórczy magazyn „Moteur Boat”.
Pod względem ilości wystawionych łodzi Made in Poland numerem dwa z pewnością była firma Jeanneau. Wykonane w Ostródzie zdominowały stoisko francuskiej firmy w segmencie jej mniejszych jachtów. Trzecim największym wystawcą w tej kategorii, były kolejne marki Brunswicka: Bayliner, Maxum i Trophy. Warto o nich wspomnieć, gdyż marka ta stają się dominująca na naszym rodzimym rynku motorowodnym.
W samym środku hali można było zapoznać się z kolejnymi polskimi konstrukcjami: marka Ultramar to nic innego jak polskie łodzie z firmy DarekCo. z Augustowa, było też kilka Janmorów i znany już Sky Dancer ze stoczni Skipper.
Większe konstrukcje prezentowane były w hali numer 5. A wśród nich miła niespodzianka i duma dla polskich widzów. Doskonale wyeksponowane stoisko Galeona z najnowszymi propozycjami polskich jachtów dla bardziej posażnych klientów. To już stały obrazek na najważniejszych wystawach sprzętu nautycznego. Szczególnie miło było słuchać pochwał francuskiego dealera zadowolonego z ilości już sprzedanych egzemplarzy. Zaproszeni do stoiska amerykańskiego Meridiana (kolejna marka Brunswicka), próbującego wejścia na rynek europejski (w tym również Polski) usłyszeliśmy wiele miłych słów pod adresem firmy ze Starszyna, ale i chęci zmierzenia się z nią w konkurencji jachtów z wyższej półki. Choć swoim bogatym wyposażeniem Maridiany robiły wrażenie zarówno na zwiedzających jak i fachowcach zaproszonych na premierowy pokaz, w wielu szczegółach jakości wykonania i wykończenia pozostawały w tyle za naszym Galeonem.
Warto walczyć o rynek francuski, gdyż jak mało który w Europie jest na nim zapotrzebowanie na jachty będące domeną i wizytówką polskiego przemysłu jachtowego.
Tomasz Łukawski – polski żeglarz od lat mieszkający w Paryżu:
„We Francji, polskie jachty podobają się z zewnątrz. Ceni się solidność wykonania, oryginalność, ciekawe pomysły i rozwiązania. Gorzej z wnętrzami: sztuczny komfort "jak w domu" nie pasuje do tutejszych gustów, nawyków i stylu żeglowania. Wygoda kojarzy się tu bardziej z przestrzenią i prostotą niż z "kredensem Henri II " (Voiles&Voiliers - wydanie specjalne grudzień 2007). Nasze jachty nie straszą już pstrokatymi wykładzinami o wściekłych kolorach dyskoteki techno. Jeśli konstruktorzy zrozumieją jeszcze, że nie wszędzie żegluje się "à la polonaise" - sukces będzie murowany!.”