Olimpijska misja Dominika Życkiego [ROZMOWA]
Nasz redakcyjny kolega Dominik Życki został pod koniec minionego roku Dyrektorem Sportowym Polskiego Związku Żeglarskiego. Funkcja zaszczytna, ale jednocześnie bardzo odpowiedzialna. O planach i pomysłach z nowym szefem sportu PZŻ rozmawiał Paweł Paterek.
Żagle”: Jak doszło do tego, że zdecydowałeś się zostać Dyrektorem Sportowym PZŻ? Z jednej strony to prestiżowa funkcja, z drugiej niezwykle odpowiedzialna.
Dominik Życki: Momentem przełomowym w tej sprawie była rezygnacja Mateusza Kusznierewicza z działań na rzecz sportu. Z dnia na dzień zostaliśmy z mnóstwem spraw do zorganizowania, a ja – jako trener konsultant – musiałem zająć się tematami związanymi z budżetem, kwestiami personalnymi oraz tzw. „bieżączką”. A ponieważ te działania niemal w całości pokrywają się z kompetencjami dyrektora sportowego, zdecydowałem się wziąć udział w konkursie przeprowadzonym przez PZŻ. Po miesiącu pełnienia tej funkcji zdecydowanie czuję odpowiedzialność. Jest ona tym większa, że znam osobiście trenerów kadry i wielu zawodników, a bardzo zależy mi, żeby mogli oni zrealizować swoje sportowe marzenia. Niestety, nie wszystko da się zrobić w ramach budżetów, którymi dysponujemy.
„Ż”: Objąłeś to stanowisko w bardzo istotnym momencie. W roku przedolimpijskim musimy zdobyć kwalifikacje w klasach, na które bardzo liczymy, a w których wciąż nie mamy przepustek do Tokio.
DŻ: Sezon 2018 wypadł słabo, a plany nie zostały zrealizowane. Właściwie powinienem napisać, że nie zrealizowaliśmy planów, bo ja także uczestniczyłem w przygotowaniach do mistrzostw świata w Aarhus. Z Danii przywieźliśmy tylko trzy kwalifikacje, a liczyliśmy na co najmniej pięć. W planach na Tokio 2020 jest wyraźnie zapisane, że mamy wystawić zawodników w minimum siedmiu konkurencjach, czyli ciągle brakuje nam aż czterech. Wśród nich są te priorytetowe, czyli 49er i 470 kobiet. Zaczęliśmy bardzo poważnie traktować możliwość zdobycia kwalifikacji także w klasie 49er FX, dla której sezon 2018 był bardzo udany. O uzyskanie przepustki na igrzyska w klasie Finn nadal walczy Piotr Kula. O ile w jego przypadku będzie wiadomo już w maju, czy uzyska kwalifikacje na ME, o tyle w trzech pozostałych klasach walka o miejsca na igrzyska rozegra się podczas mistrzostw świata. Niestety, odbędą się one daleko i późno – w lipcu w Japonii w klasie 470 kobiet oraz w grudniu w Nowej Zelandii w obydwu skiffach. Nie muszę dodawać, jak wymagający i drogi będzie tak długi sezon i dalekie wyjazdy.
„Ż”: Czasu na eksperymenty jest mało! Rządzisz sam twardą ręką, czy korzystasz z pomocy i konsultacji innych doświadczonych ludzi?
DŻ: Mam wokół siebie fantastyczne osoby, począwszy od zawodników, ich rodziców i trenerów, a skończywszy na zespole wsparcia. Chcę skoordynować pracę ich wszystkich i wykorzystać maksymalnie wiedzę, którą dysponują. A jeśli chodzi o działania twardą ręką, to w tej kwestii zdecydowanie mogę liczyć na wsparcie prezesa (śmiech).
„Ż”: Czy możesz zdradzić kilka pomysłów na poprawę systemu przygotowań polskich żeglarzy do igrzysk olimpijskich?
DŻ: Zdradzę dwa. W tym sezonie rozpoczęliśmy regularne i znacznie częstsze niż do tej pory szkolenia dla trenerów. Dotyczą one wiedzy ogólnej oraz żeglarskiej. Co więcej, nie polegają wyłącznie na wysłuchiwaniu wykładów – byłbym ignorantem, gdybym nie widział, jaką wiedzą dysponują nasi trenerzy już teraz i jakie mają umiejętności. To oni mogliby brać udział w konferencjach jako wykładowcy. Chodzi nam o to, że nawet najlepszy szkoleniowiec ma zwykle jakieś potrzeby dotyczące wybranych zagadnień, więc trzeba zrobić wszystko, żeby zapewnić kadrze możliwości zdobywania tej zaawansowanej wiedzy. Dlatego, oprócz ekspertów zewnętrznych, w szkoleniach dla trenerów będą brali udział także… sami trenerzy, dzieląc się swoją wiedzą w danym zakresie z kolegami po fachu. Drugi pomysł, który pojawił się już wcześniej, ale dopiero teraz wprowadziliśmy go w życie to bliska współpraca z Karolem Jabłońskim. Zaczyna się to całkiem fajnie rozkręcać, choć ze względu na specyficzny temperament Karola nie chcę wszystkim narzucać tej współpracy. Zaznaczam, że Karol zaangażował się w doradzanie trenerom kadry w stu procentach, a oni stopniowo zaczynają uczyć się tej współpracy.
„Ż”: Czy żeby zdobyć medal w Tokio, musimy poprawić to, co już istnieje, czy potrzebujemy zupełnie nowego programu naprawczego? Pamiętając, że MŚ w Aarhus pozostawiły niedosyt...
DŻ: Jestem przeciwnikiem wszelkich rewolucji, więc chciałbym krok po kroku naprawiać to, co doprowadziło do porażki w minionym sezonie. Czasu jest bardzo mało, poziom światowego żeglarstwa coraz wyższy, ale jestem przekonany, że w takim składzie trenerskim i przy takim wsparciu wielu osób, realizując plan, jesteśmy w stanie osiągnąć nasz cel – wywalczyć przynajmniej jeden medal olimpijski.