Mistrzostwa Polski w klasach olimpijskich

2008-09-12 16:13 Dariusz Urbanowicz
Maciej Grabowski na kursie z wiatrem
Autor: Dariusz Urbanowicz/Żagle Maciej Grabowski na kursie z wiatrem

Wczoraj (11 września 2008) w Kamieniu Pomorskim uroczyście otwarto mistrzostwa Polski w klasach olimpijskich. W regatach na Zalewie Kamienieckim startuje polska czołówka z olimpijczykami. Na listach startowych brakuje jednak kilku znamienitych nazwisk: Rafała Szukiela w klasie Finn oraz załogi Marcin Czajkowski - Krzysztof Kierkowski w klasie 49er. W pozostałych klasach to właśnie olimpijczycy prowadzą po pierwszych trzech wyścigach. Mistrzostwa potrwają do niedzieli.

Uroczystego wciągnięcia bandery dokonała Katarzyna Szotyńska w towarzystwie Zofii Klepackiej i Przemysława Miarczyńskiego.

Wczoraj wiało 4-5 m/s.

Oto link do wyników

Do paradoksalnej sytuacji doszło w klasie 49er. Pod nieobecność Marcina Czajkowskiego i Krzysztofa Kierkowskiego w regatach startuję tylko trzy załogi. Na prowadzeniu z trzema zwycięstwami są Łukasz Przybytek i Krzysztof Mongird (DKŻ Dobrzyń/Stal Gdynia). Chodzi jednak o to, co dzieje się za ich plecami. Otóż drugie i trzecie miejsce zajmują załogi sklecone naprędce. Tomasz Klunder i Tomasz Kondlewski (LKS Charzykowy/Zatoka Puck) oraz Cezariusz Piórczyk i Piotr Ratajczyk. Obie te załogi nie ukończyły dwóch pierwszych wyścigów. Dopiero w trzecim dopłynęły do mety. Ciekawe, czy wszystkie trzy załogi otrzymają medale mistrzostw Polski?

Prezentujemy relację Piotra Kuli po pierwszym dniu regat w klasie Finn: Trzy wyścigi w klasie Finn rozegrano wczoraj na rozpoczęcie Mistrzostw Kraju. Niestety na liście startowej zabrakło Rafała Szukiela, naszego olimpijczyka z Pekinu. Pomimo ostatniej przerwy w startach, na regaty przyjechał jednak Wacław Szukiel, obrońca tytułu Mistrza Polski z zeszłego roku. 

Przez większość dnia wiatr wahał się od 14 do 17 mil na godzinę i dopiero w połowie ostatniego wyścigu zaczął nieznacznie słabnąć. Zalew Kamieński nie jest akwenem największych rozmiarów, lecz fala przy jakiej żeglowaliśmy pozwalała na krótkie ślizgi. Nie obyło się także bez niespodzianek. Chwilę po starcie do trzeciego wyścigu pękła mi linka od wózka szotów, przez co na prawym halsie płynąłem pełniej niż przeciwnicy. Taka perspektywa na trzy kursy na wiatr nie dawała szansy na skuteczną walkę. Po szybkich dwóch zwrotach uciekłem na bok grupy, tak, żeby nikomu nie przeszkadzać i płynąc naciągnąłem wózek szotów na odpowiednie miejsce. Straciłem na tym trochę dystansu i musiałem gonic uciekającego Wacka, bo to on w tym momencie przewodził stawce. Na szczęście udało mi się odrobić stratę, a w dalszej części wyścigu wyjść na prowadzenie, którego nie oddałem juz do mety. Pęknięta linka została już wymieniona, a pozostałe sprawdzone dokładniej niż zwykle i mam nadzieję że w kolejnych wyścigach takie przypadki już się nie zdarzą.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.