Michał Weselak na starcie Mini Transat [wywiad ŻAGLI]
Michał Weselak czeka w La Rochelle na start regat Mini Transat. Rozpoczęcie imprezy przeciąga się z powodu ciężkich sztormów na Atlantyku. Wykorzystaliśmy ten czas na krótką rozmowę z naszym żeglarzem.
„Żagle”: Udało się zrealizować ambitny plan i stanąć na starcie Mini Transat 2019. Dużo wysiłku kosztowały cię te przygotowania?
Michał Weselak: To nie kwestia przypadku „udało się”, zrealizowałem moje postanowienie. Pomysł powstał w 2014 roku, lecz zacząłem pracować przy nim w 2015 roku. Po drodze było wiele elementów życia codziennego które mnie odciągały od tego postanowienia. Wtedy to nawet nie myślałem o starcie w MT2019. Były to myśli skupione na treningach i żeglowaniu na Mini. Dopiero po pozyskaniu nowego statku pojawiły się myśli by wystartować. Ja wtedy byłem już po pewnym punkcie zwrotnym w tym planie gdzie uświadomiłem sobie jak trudne jest to przedsięwzięcie i ile wysiłku trzeba w nie włożyć. Byłem świadomy swojej niewiedzy w obsłudze takiego projektu, lecz myśl o starcie nie dawała mi spokoju. W 2017 roku nastąpił przełom w moim życiu prywatnym gdzie decyzją jednej osoby pozbawiłem się wszelkich zobowiązań i od 2018 roku skupiłem się tylko na przedsięwzięciu. To były bardzo wytężone miesiące prac przy przygotowaniach jachtu, pozyskiwaniu budżetu, szukaniu odpowiednich elementów, przygotowaniu żagli itp. Pod koniec 2018 zwolniłem się z pracy by poświęcić się tylko pracy przy tym zadaniu. Czasami było to 12 godzin pracy biurowej, a czasami 10 godzin prac technicznych. Cała moja uwaga i energia była skupiona na tym celu. W tym wszystkim przyświecała mi myśl Teligi, który mówił, że nie ma czegoś takiego jak upór. Albo chce się coś zrobić albo nie. Ja chciałem. Najtrudniejszy czas pracy pojawił się po wyjeździe do Włoch i Francji gdzie byłem kompletnie sam. To nadwyrężało moje wysokie morale i było trudne psychicznie. Tutaj nie tylko zmagałem się z przedsięwzięciem i problemami, ale też ze sobą. Jednak moje działanie „małymi krokami” uporządkowało taki stan i pomogło mi poukładać wszystkie elementy tej całej układanki.
– Jesteś w gronie 87 zakwalifikowanych skiperów. Jak oceniasz konkurencję, czyli innych żeglarzy, którzy w Mini Transat szukają swojej drogi w oceanicznym jachtingu?
– Nikt w klasie mini nie szuka oceanicznego jachtingu. Są to osoby które tak jak ja chcą przepłynąć ocean w regatach Mini Transat, ścigając się z jednymi z najlepszych i najtwardszych żeglarzy, szczególnie w dywizji PROTO. Osoba która chce przepłynąć Atlantyk robi to turystycznie lub w mniej prestiżowych regatach. Moja konkurencja to 20 innych żeglarzy w klasie PROTO. Przygotowani są wyśmienicie, zarówno pod względem technicznym jak i osobowościowym. Tu nie ma przypadkowych ludzi. Determinuję to liczba mil wymaganych w eliminacjach do regat oraz zakres wyposażenia bezpieczeństwa jachtu. Każdy z nas musi posiadać odpowiednie kwalifikację. Od żeglarzy wymaga się przejścia kursów z zakresu bezpieczeństwa, znajomości astronawigacji, żeglugi na pływach i prądach, dodatkowo musimy przejść badania wydolnościowe. To zwiększa świadomość żeglarzy na co się decydują i jak wielką pracę muszą włożyć w przygotowania do startu.
– Co możesz powiedzieć o swoim jachcie patrząc na konstrukcje twoich konkurentów?
– Nasze jachty w większości przygotowane są podobnie. Autopiloty, zasilanie, komputery – wszystko to mamy podobne lub wręcz takie same. Jachty różnią się pod względem konstrukcji i inaczej pływają więc główną rolę odgrywa sternik i jego możliwości. Mój jacht to bardzo szybka jednostka, kadłub ma ogromy potencjał. Staram się wykorzystać go na tyle na ile uważam to za słuszne w danych warunkach. Trzeba pamiętać, że dla wielu żeglarzy nie będzie to pierwszy start w Mini Transat, więc walka o miejsca w mojej grupie będzie bardzo trudna i ciężka. Nie napiszę, które chciałbym zająć miejsce, jednak jeżeli znajdę się w okolicach połowy stawki będzie to dla mnie ogromy sukces.
– Z powodu sztormu na Zatoce Biskajskiej i przy Przylądku Finisterre start regat został przełożony. Wszyscy chyba dobrze zrozumieli decyzję organizatorów?
– Tak naprawdę nikt nic nie musiał rozumieć, my zostaliśmy poinformowani o tym, a to jest decyzja arbitralna, z którą nie dyskutujemy. Dyrektor regat Denis Hugues, jest odpowiedzialny za przebieg wielu regat. To człowiek który swoją decyzją ponosi odpowiedzialność za wielu ludzi, wizerunek regat oraz samego żeglarstwa. Współpracuję ze wspaniałymi ludźmi, wysokiej klasy specjalistami, dla których nasze dobro jest najważniejsze. Jeżeli będzie uważał, że warunki stwarzają zagrożenie dla nas to nie puści startu. Problemem jest duża fala gnana przez cały ocean przez głębokie niże. Taka fala wchodzi na szelf kontynentalny z głębokości 4000 m na 200 m . Dla naszych małych statków jest to duży problem zwłaszcza przy jeździe na wiatr. A taka właśnie jest teraz pogoda. I póki co nie zapowiada się by zmieniła się. Lepsze jest stanie w porcie i czekanie na pogodę niż chowanie się w portach Hiszpanii lub Portugalii. A w tym roku mamy wyjątkowo spóźniony sezon cyklonów, Atlantyk jest bardzo aktywny. Oceany stają się coraz niebezpieczniejsze i burzowe spowodowane jest to przez zmieniający się klimat.
– Masz przygotowaną taktykę na pierwszy etap regat na Wyspy Kanaryjskie?
– Na razie o tym nie myślę, gdy otrzymam datę startu będę mógł zaplanować mój kurs. Oczywiście są stałe elementy na problemy pogodowe, w którą stronę jechać gdy jest za dużo lub za mało wiatru i jak poradzić sobie ze strefami zamkniętymi w danych warunkach atmosferycznych. Jednak to wszystko zależy od pogody. Na pokładzie mam radio dalekiego zasięgu, które pozwala mi odbierać prognozy meteo. Nanosząc je na odpowiednie przygotowane wcześniej mapy podzielone na sekcję mogę zrozumieć co dzieje się aktualnie w atmosferze, jaka jest obecnie pogoda i czego mam spodziewać się w najbliższych godzinach.
– Życzymy poprawy pogody i powodzenia na pierwszym etapie z La Rochelle do Las Palmas na Gran Canarii.
Rozmawiał Paweł Paterek