Kpt. J. Kaczorowski rusza na Atlantyk

2008-06-23 14:24 Nina Księżopolska
_
Autor: FOT. MAREK GAŁKIEWICZ

Ma talent, jest pracowity i ambitny a w dodatku naturalnie predestynowany, by być dobrym żeglarzem - nie lubi wchodzić do wody, choć potrafi bardzo dobrze pływać. Kpt. Jarosław "Jaro" Kaczorowski, który jako pierwszy Polak od 30 lat wystartuje w regatach 6,5-metrowych łódek przez Atlantyk, zdradza szczegóły swojej samotnej wyprawy.

Czy na starcie będziesz czuł tremę?

Tak. Zawsze ją czuję. Start to jest taki moment, kiedy wszystko we mnie drga. To jest takie fajne uczucie mocnego skupienia i przypływu adrenaliny. Mimo tego oczywiście z 15 na 16 września będę spał.

Czym różni się jacht z eliminacji od tego, na którym wystartujesz w Transacie?

To oczywiście ten sam jacht - Allianz.pl. Wynika to z przepisów regat. Ma 6,5 m długości i 3 m szerokości - tyle maksymalnie przewidują przepisy tej klasy. Został jednak "odchudzony", ma nowy znacznie lżejszy maszt, nowe żagle, bloczki, liny, miecze, jarzma sterów, centralny rumpel (zamiast dwóch). Jest przygotowany do tych najdłuższych regat.

Czy masz jakiegoś faworyta wśród startujących?

Zdecydowanie nie myślę o tym. Koncentruję się, żeby samemu jak najlepiej popłynąć, choć np. powtórzenie wyniku Kuby Jaworskiego sprzed 30 lat wydaje się prawie niemożliwe. Musiałbym mieć dużo szczęścia. Jestem szczęściarzem, ale startuję przecież z ludźmi, którzy w tej klasie pływają nierzadko kilkanaście lat. A doświadczenie w tego typu regatach odgrywa dużą rolę. Jednak jeżeli nie ja wygram, to nie interesuje mnie kto to zrobi.

Czyli płyniesz po zwycięstwo?

Oczywiście, że chciałbym wygrać. Gdybym to zrobił, byłbym pierwszym żeglarzem, który tego dokonał, będąc nowicjuszem w Transacie. Na ogół ci, którzy wygrywają przynajmniej 6 lat żeglują w tej klasie. Będę się starał. Liczę na silnie wiatry. Tak naprawdę w I etapie za sukces uznałbym miejsce w pierwszej piątce a w II etapie celuję w pierwszą dziesiątkę.

Jak wyglądały eliminacje?

Eliminacje zaczęły się na początku maja ub.r. od regat na Biskajach. Musiałem w nich popłynąć, żeby zostać dopuszczonym do udziału w regatach Azorskich, które były kluczowym etapem eliminacji. Zanim w nich wystartowałem musiałem jeszcze samotnie zrobić 1000-milową pętlę między La Rochelle a południowym krańcem Irlandii. To było twarde doświadczenie, które wiele mnie nauczyło.

Czy dobrze znosisz samotność na morzu?

Spodziewałem się, że będzie gorzej. W tej chwili zatarły mi się wspomnienia z najdłuższych regat azorskich, ale wydaje mi się, że było w porządku. Marek (Gałkiewicz) co prawda mówi, że wcale tak nie było. Że przez trzy następne dni byłem nieobecny myślami. Jest to bardzo twarde doświadczenie. Odkryłem o sobie wiele rzeczy, o których wcześniej nie wiedziałem. Jestem zdziwiony tym jak łatwo jest o motywację w grupie a jak trudno motywować się samemu. Gdy się pływa w grupie jeden drugiego zachęca do pracy. W pojedynkę pojawia się pokusa: a może sobie odpuścić. Wiara w siebie rośnie jak się już dopłynie do celu. Mnie bardzo zbudowała jedna rzecz. Wydawało mi się, że strasznie ciężko przeżywam samotność, ale gdy dopłynąłem do portu i posłuchałem opowieści kolegów, stwierdziłem, że jednak nie jest ze mną tak źle.

Czy zdarza ci się mówić do siebie lub śpiewać podczas rejsu?

Tak mówię cały czas. Nie śpiewam, ale non stop rozmawiam. Gadam do samosteru. Chwalę go, jak dobrze prowadzi. Jak słabo to go ganię. Mówię coś do samego siebie. Nie potrafię bez gadania. Nie wierzę, żeby ci wszyscy samotnicy też potrafili bez tego wytrzymać.

A jak twoje przygotowanie fizyczne?

Jestem po obozie kondycyjnym na poznańskiej AWF, gdzie zaliczyłem zajęcia na siłowni, basenie, biegi w terenie. To wszystko w miejscu, gdzie przygotowuje się kadra narodowa żeglarzy. Na koniec przeszedłem bardzo szczegółowe badania w szpitalu. Okazało się, że jestem zdrowy, czyli bilans czterdziestolatka wypadł dobrze (śmiech). Spokojnie mogę płynąć. Jeśli nie przydarzy mi się ból zęba, to na nic nie zachoruję.

Czy dobrze pływasz i czy lubisz to robić?

Dobrze pływam, ale zwykle nie wchodzę do wody - zwłaszcza nie lubię słonej. Wchodzę tylko do wanny, gdy jestem pewien, że woda ma ok. 40oC. Jeśli mam trening na basenie to przepływam 40-50 długości, po czym wychodzę nie odwracając się w ogóle za siebie.

Co będziesz jadł podczas rejsu?

Na pierwsze dwa dni biorę kanapki. Potem przechodzę na żywność liofilizowaną - dwa posiłki dziennie. Biorę też odżywki, kiełbasę - jako źródło tłuszczu i trochę słodyczy - głównie suszone owoce. Muszę się wystrzegać cukrów, bo działają nasennie. Mogę je więc jeść tylko wtedy, gdy jestem wyspany.

Co to jest żywność liofilizowana? Czy jest to coś podobnego do znanych nam zupek z kubka?

Nie to zupełnie co innego. Ta żywność jest wolna od jakichkolwiek chemikaliów. I z tego powodu przejście na nią może być szokiem dla organizmu. Nie ma w niej tłuszczu, bo nie daje się on liofilizować, ale zawiera węglowodany i białka. Mi najbardziej smakuje kasza z warzywami i gulaszem. Kasza ma wszystkie potrzebne składniki. Ani ryż ani ziemniaki nie mają tyle mikroelementów. Najlepsza jest gryczana. Na niej samej można bardzo długo pociągnąć.

Gdzie przygotowujesz swoje posiłki?

Mam czajnik na wodę z przyspawanym palnikiem, jakiego używają alpiniści. Zawieszam go pod sufitem. Napełniam do połowy, żeby woda się nie wylewała. Dodatkowo - żeby się nie ruszał - łapię go dwiema gumkami. Potem staram się tą gorącą wodą nie oblać, bo oparzenie na morzu to praktycznie koniec wyścigu. Rozcinam torebkę z porcją liofilizy. Wkładam ją do termosu, takiego jak mają alpiniści i zalewam wodą. Po 5 minutach mam jedzenie.

Ile czasu dziennie poświęcasz na przygotowanie i zjedzenie posiłków?

Piętnaście minut. Nie poświęcam temu wielkiej uwagi. Jak jestem głodny, to po prostu jem a posiłek przygotowuję zupełnie automatycznie.

Skąd bierzesz wodę?

Wodę zabieram ze sobą. Odsalarka pobiera zbyt dużo energii. Zgodnie z przepisami wodę trzeba przechowywać w kanistrach jak do benzyny. Chodzi o to, żeby się nie rozbiły podczas gwałtownych ruchów łodzi. Według przepisów na każde 100 mil przypada 300 ml wody. Na II etap wezmę np. 93 litry. W I będzie około 25 litrów.

Jak wygląda zachowanie higieny na jachcie?

Słabo. Oczywiście się nie golę. Myję często zęby, bo to sprawia mi przyjemność. Fizjologiczne potrzeby załatwia się za burtę.

Na jakie temperatury jesteś przygotowany?

Generalnie będzie ciepło. Na Biskajach może się zdarzyć jakiś sztorm, więc potrzebna jest oczywiście kurtka i spodnie od wiatru i deszczu. Ale w ogóle to będzie ciepło. Przecież w dużej mierze to strefa okołorównikowa. Tylko noce mogą być chłodniejsze. W samej łódce zwykle jest 30oC.

A czy bierzesz coś co będzie Ci przypominało ląd?

Nie chcę tego robić. Córka chciała mi wręczyć jakiegoś misia, ale powiedziałem, że wezmę go jak wrócę.

Jaką masz strategię na I etap?

Jeszcze za wcześnie, żeby mówić o strategii. Praktycznie w ostatni wieczór przed startem usiądziemy z meteorologiem i zastanowimy się jak to rozegrać, bo na Biskajach mogą się trafić każde warunki. Włącznie z tym, że wyścig zostanie przesunięty. Kiedyś rozpoczynano regaty niezależnie od pogody, ale po paru tragediach zmieniono przepisy, by niepotrzebnie nie narażać życia startujących. Wracając do strategii - ustalimy ją 15 września. Praktycznie na pierwsze 3 dni można będzie zaplanować dokładnie trasę. Później pozostaną mi prognozy pogody odsłuchiwane raz dziennie przez radio.

Czy w tych regatach zdarzają się wypadki?

Pod koniec wyścigu jest tak, że wszyscy przesadzają już z nie spaniem i płyną na ostatkach sił. Tak samo było na ostatnich milach regat azorskich. Jeden z kolegów musiał być już tak zmęczony, że źle ustawił samoster i poszedł spać. Płynąc z prędkością 10-12 węzłów rozbił się o skały. Na szczęście jemu nic się nie stało, ale łódka wyglądała okropnie. Najwięcej wypadków przez te 30 lat historii regat - bo 8 osób zginęło - polegało na wypadnięciu za burtę. Ostatni zdarzył się przy dobrej pogodzie. Znaleziono pustą łódkę, która płynęła sobie spokojnie na samosterze. To jest jedno z największych zagrożeń podczas regat, dlatego staram się nie przesadzać z nie spaniem, żeby nie zrobić jakiegoś fałszywego kroku. Poza tym będę żeglował w kamizelce i cały czas przypięty.

Czy w trudnych chwilach można liczyć na startujących kolegów?

To jest właśnie unikalne w tych regatach, że wszyscy są do siebie bardzo życzliwie nastawieni i bardzo przyjaźni. Jeżeli potrzebowałbym pomocy, nie wyobrażam sobie sytuacji, w której proszę kogoś a on mi odmawia. To zupełnie co innego niż na załogowych jachtach, gdzie trwa wyścig zbrojeń a każda nowinka kosztuje mnóstwo pieniędzy. Tam każdy strzeże swoich tajemnic. Wszyscy noszą ciemne okulary. U nas, gdy chcę podpatrzyć jakieś rozwiązania, wystarczy, że poproszę kolegę i mogę wejść na pokład, obejrzeć z bliska, zrobić zdjęcia.

A podczas rejsu?

Gdy płyniemy, każde przekazanie czegokolwiek z jachtu na jacht uznawane jest za pomoc z zewnątrz, która jest zabroniona regulaminem. Jednak gdy zdarzy się jakakolwiek awaria lub cokolwiek innego, co zagraża życiu, to jedyny człowiek, który może pomóc to kolega na najbliższym jachcie za horyzontem. Jeśli zawołam go przez radio, to przypłynie i pomoże. Dla samotnych żeglarzy to normalne. Dla mnie to zupełnie nowe doświadczenie. Żegluję od 33 lat i zawsze panowała atmosfera ostrej rywalizacji, podejrzliwości. Tu panuje pełna otwartość.

Czy w tej klasie można mówić o wyścigu zbrojeń?

W ciągu ostatnich lat klasa rzeczywiście bardzo się rozwinęła. Moja łódka ma numer 508 i powstała w 2005 r. To znaczy, że przez 28 lat zbudowano 508 łódek. A teraz startują łódki z numerem 680. To pokazuje dynamikę. Koledzy, którzy nie pierwszy raz płyną, mówią, że kiedyś to były regaty twardych ludzi ale marzycieli. Teraz można już mówić o wyścigu zbrojeń, tak jak w innych regatach. Nadal jednak zachowuje się amatorski status tych regat. Podejrzewam jednak, że niedługo to potrwa. Aktualnie w regatach startują jeszcze łódki seryjne i łódki prototypowe. Te pierwsze mają sporo ograniczeń - nie mogą mieć np. węglowych masztów. Są o wiele tańsze, ale nigdy żadna seryjna łódka nie wygrała tych regat. Ja mam prototypową.

Jakie są ceny łódek?

Dobra łódka seryjna to wydatek rzędu 50 tys. euro a prototypowa kosztuje od 80 do 120 tys. euro. Jeśli chce się zbudować dobrą prototypową łódkę trzeba wydać 160 tys. euro.

Jak będą wyglądać ostatnie przygotowania do startu?

Od początku września będą trwać treningi ze Słoweńcami. Mają jedną z najszybszych łódek. 6 września musimy być już gotowi do pomiarów. 15 września, czyli dzień przed startem jest prolog (na redzie w La Rochelle) a 16. o godz. 12.00 start.

A co dalej?

I etap kończy się na Maderze. Tam będzie kilka dni postoju (zależy jak komu pójdzie). 6 października startujemy do II etapu, którego trasa prowadzi do Salvador de Bahia w Brazylii. Pierwsi żeglarze powinni tam dopłynąć ok. 24, 25 października.

Na wymianę jakich części jesteście przygotowani po dopłynięciu na Maderę?

Stery, miecze, urządzenia elektroniczne, bom, spinaker-bom, maszt. W razie gdybym złamał ten nowy, stary będzie można przetransportować statkiem. Także praktycznie bierzemy ze sobą dwa zestawy wszystkiego, co da się w ogóle wymienić.

Czy przerwa na Maderze wystarczy na zregenerowanie sił?

Tak - zupełnie. Już po trzech dniach się zapomina wszystkie przykrości. Człowiek jest tak skonstruowany, że złe doświadczenia zostają bardzo szybko wymazane z pamięci.

Jakie bywają różnice czasowe na mecie pomiędzy pierwszą a drugą łódką?

Ostatnio w II etapie było to 40 minut. Żeglarze płynęli 22 dni - trochę krótszą trasą niż my teraz, bo z Wysp Kanaryjskich. Bywają też różnice sekundowe. Trzeba mieć jednak świadomość, że jachty po starcie się rozchodzą i nawet jeśli płyną równolegle, mogą się nie widzieć. Schodzą się dopiero tuż przed metą i wtedy okazuje się, czy walczą o sekundy, minuty, czy godziny. Na Azorach, gdy spotkaliśmy się koło mety w ciągu 10 minut weszło 6 łódek.

Czy podczas regat można do ciebie np. zadzwonić?

Nie. Zasadą jest to, że mamy być odcięci od świata. Mamy tylko małe radio z antenką do odbioru raz dziennie prognozy pogody. Mówią o sytuacji barycznej - ośrodkach niżów i wyżów i o tym jak się rozwijają a oprócz tego w czterech punktach o przypuszczalnej pogodzie na 2 dni do przodu. Jeszcze 6 lat temu prognoza była podawana tylko po francusku. Teraz również po angielsku z francuskim akcentem. Charakterystyczne jest to, że jest to prognoza podawana jednocześnie do wszystkich uczestników, niezależnie od tego gdzie się znajdują. Nie ma tu tzw. funkcji osobistych routerów, którzy określają sytuację pogodową dla poszczególnych zawodników i wytyczają im kurs. Tu żeglarz zdany jest na własne umiejętności ocenę sytuacji. To jest właśnie unikalne w tych regatach, że wygrywa raczej talent i doświadczenie a nie pieniądze sponsora.

Jakie są sankcje za złamanie reguł rządzących tymi regatami?

Za jakiekolwiek przewinienie grozi roczne zawieszenie w startach w klasie a za poważniejsze przekroczenie przepisów, np. złamanie zakazu komunikowania się grozi dożywotnie wykluczenie z klasy mini. Dodatkową szykaną jest dyskwalifikacja łódki, co wiąże się automatycznie z drastyczną utratą jej wartości, bo już nikt nie będzie mógł wystartować na niej w Transacie. To oznacza w praktyce minimum 50 tys. euro kary.

A jakie są nagrody?

Nawet nie wiem, co to było ostatnio, ale nikt się nad tym nie zastanawia, bo to na pewno jest coś śmiesznego. Przepisy klasy zabraniają jakichkolwiek nagród finansowych. Jedyne nagrody, które można dać żeglarzowi to takie, które służą jego łódce, np. GPS albo kompas.

Czy jest coś takiego jak trening bezsenności?

Wyniki badań, które były prowadzone od czasów II wojny światowej wskazują, że człowiek może nie spać, bez większego uszczerbku dla swojej sprawności psychofizycznej najwyżej 50 godzin. Trzeba więc spać i tyle. Jedyne środki, które mogą wydłużyć ten czas bez snu to chemikalia, których ja nie będę używał. Trzeba się po prostu nauczyć spać szybko, czyli szybko wprowadzać w fazę rem, w której się najlepiej odpoczywa. Mi zajmuje to około godziny. 2 następne trzeba pobyć w tej fazie, żeby organizm mógł rzeczywiście odpocząć. W sumie wystarczają mi 2-3 godziny snu na dobę i 15-minutowe drzemki w ciągu dnia. Opanowałem umiejętność zasypiania na życzenie w pozycji siedzącej. Zwykle krótkie drzemki spędzam pod daszkiem zwinięty w kłębek a dłuższy sen na siedząco pod pokładem. Jeśli coś się dzieje wpinam się w klamrę i jestem gotowy do wyjścia.

Co jaki czas stosujesz krótkie drzemki?

Staram się jak najczęściej, np. co godzinę, ale to zależy od warunków pogodowych i tego czy w pobliżu są statki. Bardzo trudno jest przepłynąć przez Biskaje. Mam taki czujnik, który ostrzega mnie przed statkami będącymi tuż za horyzontem. Taki statek w ciągu 12-15 minut może po mnie przejechać. W związku z tym, gdy tylko czujnik zaczyna piszczeć muszę wstać i się rozejrzeć czy statek płynie w moją stronę czy jakąś inną. Trudno jest tamtędy przepłynąć, bo to urządzenie ciągle piszczy. Więc albo można je wyłączyć i wtedy zaczyna się rosyjska ruletka, albo nastawić na mniejszą czułość i liczyć na to, że jednak będzie to wystarczająco wczesne ostrzeżenie albo przyzwyczaić się i zacząć ignorować sygnał. Nie można jednak przyzwyczajać się do spania, gdy to piszczy. Na szczęście Biskaje to 2, 3 doby. Gdy się wypłynie na otwarty ocean, jest już łatwiej.

Czy używasz budzika, czy też twój organizm jest tak wytrenowany, że po 15 minutach sam się budzisz?

Na początku mogę liczyć na efekty treningu, ale potem gdy przychodzi większe zmęczenie to nie wystarczy. Muszę mieć budzik.

Co nosisz cały czas przy sobie?

Bezwzględnie nóż wielofunkcyjny, w którym są kombinerki, piła, nożyczki, trzy śrubokręty, czwarty krzyżakowy, specjalny nóż do cięcia lin i kilka innych rzeczy. Do tego latarka. Druga, której zawsze używam wisi tuż przy zejściówce.

Czego najbardziej się boisz?

Spotkania ze statkami. Miałem raz w okolicy Hiszpanii nocne spotkanie ze statkiem, który przepłynął tuż obok mnie i nawet nie wiedział o moim istnieniu. Moja łódka jest tak mała, że nigdy nie da odpowiednio dużego rozbłysku na radarze. Po drugie statki odpowiadają na wezwania przez radio tylko wtedy, gdy wywoła się je po nazwie. Ze względu na przepisy nasze jachty nie posiadają urządzeń, które pokazywałyby pozycję jednostek i ich nazwę. Rzadko kiedy jest możliwość odczytania nazwy z burty, więc wywołuję statek podając jego pozycję geograficzną. Prawie nigdy nie odpowiadają. Planuję wziąć więcej białych rakiet i strzelać.

Co najbardziej doskwiera podczas samotnego rejsu?

Oczywiście brak załogi. Chciałoby się, żeby ktoś złapał za ster i pozwolił ci się wyspać. Samotność doskwiera.

A czy jest coś, co szczególnie cieszy?

Jak się wyprzedzi paru przeciwników (śmiech). A gdy nikogo nie widzisz na horyzoncie to super rozrywki dostarczają delfiny. Prawie codziennie są i dają spektakl za darmo. W dzień i nocy. W nocy szczególnie fajnie je obserwować, bo zostawiają na wodzie takie smugi jak torpedy. Świecą zielonkawym fluoroscencyjnym światłem od oblepiających je glonów. Wydają z siebie piski, kręcą esy floresy. Super sprawa!

Spotkałeś się już z jakimś grubszym zwierzem?

Widziałem kilka razy wieloryby. Jeden z kolegów nawet uderzył w wieloryba kilem. Na szczęście łódka jakoś to przetrwała. Wieloryby są mało towarzyskie. Nawet gdy przepłyną blisko jachtu to oddalają się z dużą szybkością. Poza tym wypływają tylko raz na pięć minut. Więc gdy raz się zobaczy takiego wieloryba to za drugim razem wypływa gdzieś hen daleko. Raz w regatach azorskich spotkałem też rekina. Jego płetwa stała prostopadle do kierunku mojego kursu. Być może więc coś go zainteresowało w mojej łodzi - podejrzewam, że pomarańczowy bulb na końcu kilu.

Czy trzeba mieć jakieś szczególne cechy charakteru, żeby móc startować w samotnych regatach?

Tak. Trzeba mieć przede wszystkim wiarę w siebie i przekonanie, że Bóg nad tobą czuwa. Gdy płyniesz samotnie musisz mieć naprawdę dużą ufność, że nic się nie wydarzy. Na początku, gdy tylko zamykałem oczy, wydawało mi się, że zaraz nadpłynie statek. Potem jednak zasypiałem już z silnym poczuciem, że nic mi się nie stanie.

Rozmawiała Nina Księżpolska

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.